Białostocka rada miejska jak maszynka do głosowania

Rafał Rudnicki, szef klubu radnych PiS: Niemiłe doświadczenia z przeszłości

Gdy myślę o tym, jak będzie wyglądała przez najbliższe cztery lata współpraca w białostockiej radzie miejskiej, to przypomina mi się zdjęcie, które ostatnio widziałem na stronie www.poranny.pl.

Grupa pasażerów wypycha na nim ze śnieżnej zaspy autobus komunikacji miejskiej. Nie ukrywam, że bardzo bym chciał, żeby w białostockim samorządzie doszło do takiego zgodnego współdziałania wszystkich klubów, bez względu na opcję polityczną - dla dobra Białegostoku i jego mieszkańców. Bo rządzenie miastem powinno się opierać nie na walce politycznej, ale przede wszystkim na rachunku ekonomicznym. Niestety, doświadczenia poprzedniej kadencji są mało zachęcające. Posługując się raz jeszcze porównaniem z zakopanym w śniegu autobusem, to w poprzednich latach bardzo często zdarzało się, że nie chciano korzystać z pomocy radnych PiS, twierdzono, że przysłowiowy autobus to własność PO i nie mamy prawa go nawet dotykać, nie słuchano naszych propozycji, by np. podsypać trochę piasku pod koła pojazdu, co umożliwiłoby łatwiejsze jego wypchnięcie z zaspy.

Być może w moim myśleniu jest trochę naiwności, ale liczę, że teraz to się zmieni. Oczywiście pamiętam sentencję, że władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie, ale wierzę, że w białostockiej PO, właśnie dlatego, że ma bezwzględną większość w samorządzie, przeważy umiar i zdrowy rozsądek, by nie lekceważyć całkowicie głosu mniejszości.

My, jako PiS, wyciągnęliśmy już rękę w stronę obozu rządzącego miastem i zaprosiliśmy na rozmowę z naszym klubem pana prezydenta. Myślę, że na wprowadzeniu w życie dobrych dla Białegostoku i białostoczan pomysłów, powinno zależeć wszystkim, bez względu na poglądy.

Zbigniew Nikitorowicz, szef klubu radnych PO: Radni mechanicznie nic nie klepią

To by źle świadczyło o radnych, gdyby byli tylko maszynkami do głosowania. Rada oczywiście będzie wspierała prezydenta w jego pracy, tak jak to się działo przez ostatnie cztery lata.

Ale każdy z radnych ma też swój katalog spraw do załatwienia i problemów do rozwiązania, dotyczących osiedli, z których kandydowali. I oczywiście radni będą zabiegali o te przysłowiowe dziury w chodnikach czy boiska. Pod tym względem rada będzie oczywiście zajmowała się sprawami miasta. Nie będzie jakimś bezmyślnym mechanizmem do głosowania. Zwłaszcza będzie tak w przypadku radnych PO.

Oczywiście będziemy współpracować z prezydentem w tak kluczowych dla miasta sprawach jak np. budżet. Choć myślę, że w tym zakresie radni też będą mieli jakieś ważne postulaty, jak zwykle. Zresztą w poprzednich latach też spotykaliśmy się w tak kluczowych sprawach z prezydentem. To nie jest tak, że radni mechanicznie klepią budżet.

Ale nie ulega wątpliwości, że prezydent ma bardziej komfortową sytuację do rządzenia, niż była poprzednio. Jesteśmy z jednej drużyny, drużyny PO. Prezydent startował przecież w wyborach jako kandydat PO. Wprawdzie bezpartyjny, ale też nie wszyscy radni w naszym klubie są członkami partii. I nadal będziemy jedną drużyną.

Na razie nie ma takich tematów, które by różniły nas i prezydenta. A jeżeli takie się pojawią, to będziemy starali się załatwić je w trakcie wewnętrznej dyskusji, bez wszczynania kłótni na forum rady miejskiej czy na zewnątrz.

Nawet tak trudny temat jak spalarnia w trakcie kampanii wyborczej poruszany był otwarcie. Ja przynajmniej mówiłem, że wspieram realizację projektu zintegrowanej gospodarki odpadami w mieście Białymstoku.
Na razie murem będziemy stać za prezydentem. Trudno, żeby parę dni po wyborach nasze drogi się rozeszły. Na to nasi konkurenci nie mogą liczyć.