Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aptekarz na nocnym dyżurze spał jak zabity. Białostoczanie nie doczekali pomocy.

Kamil Śleszyński
Białostoczanie nie mogli kupić leków, bo aptekarz spał
Białostoczanie nie mogli kupić leków, bo aptekarz spał fot. sxc
Aptekarz z Rynku Kościuszki, mimo że miał nocny dyżur, zasnął. Nie mogli go dobudzić klienci.

Była piękna majowa noc 1927 roku. Ulice Białegostoku już dawno opustoszały. Wszędzie panowała cisza i spokój. Ale, jak to w życiu bywa, gdzieś tam byli ludzie chorzy, dla których jedyną nadzieją mogła okazać się kamfora, tlen oraz inne doraźne środki podtrzymania życia. Niestety mało kto posiadał takie rzeczy w domu. Całe szczęście, że w nocy dyżur pełniła apteka Moskalewskiego przy Rynku Kościuszki.

Około godziny 1.30 pod składem lekarstw spotkało się przypadkowo kilka osób. Byli to krewni i znajomi białostoczan, którym tej nocy nagle pogorszył się stan zdrowia. Wśród nich znajdowali się Bronsztejn z Siennego Rynku 3, Waldman z Legionowej 13, Szor z Mickiewicza 9, Bejrachowicz z Kupieckiej 26. Wszyscy rzucili się do drzwi apteki, aby czym prędzej nabyć lekarstwa. Zaczęli nerwowo pukać, ale nie było żadnej reakcji.

Po półgodzinnym dobijaniu się poprosili o pomoc przechodzącego właśnie policjanta. Reszta oczekujących sprowadziła drugiego funkcjonariusza. Dwaj stróże prawa na początku interwencji zabłysnęli nie lada inteligencją. Ustalili bowiem, że aptekarz jest wewnątrz. Świadczyło o tym widoczne przez szybę światło lampki oraz klucz siedzący w drzwiach od środka. Policjanci polecili, aby ktoś z zebranych obudził stróża domu. W końcu nie wiadomo było, czy aptekarz przypadkiem nie zasłabł.

Ponownie rozpoczęło się dobijanie. Stróż z małżonką walili w drzwi od podwórza, zgromadzeni białostoczanie wraz z policjantem dobijali się do drzwi i okien od ulicy. Drugi funkcjonariusz udał się natomiast do restauracji Mandelbauma i stamtąd dzwonił do apteki przez telefon. Niestety nadal nie było odzewu.

Zebrani pod składem leków Moskalewskiego ludzie powoli się wykruszali. Nie mogli dłużej czekać. Bali się o znajomych i krewnych pozostawionych w domu. Poszli szukać pomocy gdzie indziej. Kilka osób jednak pozostało na miejscu. Postanowili, że dostaną się do środka za wszelką cenę.

Dobijanie się trwało do wpół do czwartej rano. W końcu dyżurny apteki Moskalewskiego otworzył drzwi. Jak się okazało był cały i zdrowy. Po prostu spał tak twardym snem, że nic nie słyszał.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny