Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aparat Kinematograficzny Blicharskiego i moraliści w kinie

Andrzej Lechowski - dyrektor Muzeum Podlaskiego
Patent na aparat kinematograficzny Józefa Blicharskiego z 1925 roku.
Patent na aparat kinematograficzny Józefa Blicharskiego z 1925 roku. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Józef Blicharski, w 1925 r. skonstruował i opatentował aparat kinematograficzny do zdjęć i reprodukcji obrazów w naturalnych barwach. Jak na artystę to był wyczyn nie lada.

To będzie już ostatni rozdział kinowej opowieści. Przed tygodniem kończyłem wywiadem Benjamina Wajnsztadta i zapowiadającym się na wielki sukces otwarciem kina Pan. Tymczasem nad kinowym potentatem zaczęły zbierać się czarne chmury. Po Białymstoku najpierw rozeszły się wieści, że pomimo super nowoczesnego gmachu, Pan nie spełniało wszystkich wymogów budowlanych. Pisano, że „wątpić należy, czy komisja budowlana uzna budynek kina Pan przerobiony z Modern za odpowiadający wymogom technicznym”. Wydaje się, że nie o budownictwo jednak tu chodziło. Tak zwane środowisko chrześcijańskie wyraźnie nie sprzyjało, jak to określano „żydowskim interesom”. A dodatkowo złą sławę przyniosły Wajnsztadtowi pogłoski o zamieszaniu w aferę z domem schadzek.

Wajnsztadtowie mieszkali w kamienicy przy Sienkiewicza 28. Policja już od pewnego czasu podejrzewała, że funkcjonuje w niej ekskluzywny, jak na warunki białostockie, dom publiczny. Okazało się to prawdą. Nie udowodniono, ani prowadzącemu sklep z galanterią bratu kiniarza, ani samemu Benjaminowi czerpania korzyści z tego procederu, ale plotki zrobiły swoje.

Gdy pod koniec 1937 roku przed sądem okręgowym w Białymstoku rozpoczął się proces Łucji Zylberminc, „która przy ul. Sienkiewicza 28 utrzymywała dom schadzek” to siłą rzeczy łączono ten fakt z Wajnsztadtami. Pisano, że „pikantna rozprawa ta budzi w pewnych tutejszych sferach wielkie zainteresowanie”. I oczywiście stróże moralności, a tacy zawsze się znajdą, jednogłośnie wskazywali, że źródłem wszelkiego zła jest kino. W tygodniku Fama ukazał się oskarżycielski artykuł informujący o zgubnym wpływie kina na dziewczęta. Tytuł „Kino - gwiazdy z nad Białki” nie bulwersował, ale już podtytuł „Chorobliwe marzenia naszych podfruwajek - Hańba zamiast sławy” zapowiadał alarmujący manifest. Autor pisał, że szczególnie dziewczęta „od lat 14, a czasem i wcześniej - marzą o sławie Marleny Dietrich czy innej jakiej „gwiazdy”. Marzenia te doprowadzają do wyraźnego buntu przeciw szarej rzeczywistości. Dziewczątko pakuje mały tłumoczek, zdobywa w jakiś sposób trochę gotówki i zmyka w świat, w poszukiwaniu sławy, bogactwa i radości życiowych …” I dalej przytaczał autor ponurą wizję o snujących się po ulicach panienkach szukających protekcji „do dyrektora wytwórni filmowej lub do reżysera”.

Nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby zorientować się w jakim kierunku szła myśl redakcyjnego moralisty. Stwierdzał jednoznacznie, że „znajdzie się zawsze jakiś „opiekun” - bywa to albo starszy pan niewiadomej kondycji, lub też młodszy jegomość, obiecujący złote góry. Zanim będzie mowa o wytwórni i jej dyrektorze” to wiadomo co musiało dalej nastąpić. Na potwierdzenie swoich wywodów autor przytaczał fakt, że „niedawno w Warszawie taką czternastoletnią uciekinierkę z domu rodzinnego (czyli z Białegostoku A.L.) spotkał przypadkiem na ulicy przyjaciel jej ojca. Panienka była w towarzystwie jakiegoś starszego pana, który zwęszywszy pismo nosem, co rychlej salwował się dyskretnym odejściem”.

Całkiem inny, ale bezpośrednio zahaczający o kino wątek związany jest z legendarnym białostockim artystą, nauczycielem rysunków miejscowego Seminarium Nauczycielskiego - Józefem Blicharskim. Otóż temu młodopolskiemu, urodzonemu we Lwowie, a kształconemu w Krakowie malarzowi, nie obca była technika. I to na jakim poziomie! W 1925 roku skonstruował i opatentował „aparat kinematograficzny do zdjęć i reprodukcji obrazów w naturalnych barwach” oraz „aparat do prowadzenia kinematograficznych wstęg filmowych bez perforacji i usuwający ściankę oporową do filmu w okienku przed obiektywem”.

Jak na uduchowionego artystę to wyczyn nie lada. Swoje konstrukcje Blicharski ponownie opatentował w 1928 roku. Jeden, być może jedyny zachowany „aparat kinematograficzny” Blicharskiego przechowywany jest w zbiorach warszawskiego Muzeum Techniki. Jest to bodaj jedyny udokumentowany fakt białostockiego wkładu w rozwój techniki kinematograficznej.

Ale wracajmy do białostockich kin. W maju 1939 roku nadszedł dramatyczny kres Apolla. Koncesja na prowadzenie kina od grudnia 1923 roku, czyli od śmierci jego założyciela Mosze Wajnsztadta wystawiona była na wdowę po nim Fromę Wajnsztadt. Mimo tej formalności powszechnie uważano za właściciela jej syna Benjamina, który oficjalnie był tylko dyrektorem rodzinnego przedsiębiorstwa. I właśnie w 1939 roku coś w tej dotąd bezbłędnie funkcjonującej firmie zaczęło trzeszczeć. Na wiosnę już głośno było w mieście, że koncesja na prowadzenie kina zostanie zerwana. Bodaj ostatnim filmem wyświetlanym przy Sienkiewicza 22 był „Więzień N. 4328” z Dickiem Foranem, June Travis i Johnem Litel w rolach głównych. Ostatni seans zarejestrowany w prasie odbył się w niedzielę 21 maja 1939 roku.

To był dla Wajnsztadta cios. Dopiero co świętowano jego jubileusz, a tu koniec. 31 maja 1939 roku Białystok obiegła przerażająca informacja, że Wajnsztadt popełnił samobójstwo. Podawano, że „prawdopodobną przyczyną tego tragicznego kroku była utrata pracy w przedsiębiorstwie matki, która przed kilku dniami ostateczną decyzją Ministerstwa Spraw Wewnętrznych została pozbawiona koncesji na prowadzenie kina Apollo”. Radykalnie prawicowy i antysemicki tygodnik Czyn w czerwcu 1939 roku triumfalnie donosił, że „na Żydów kolej”. Pisano, że „żydowski stan posiadania na terenie Białegostoku zmalał o 5 placówek” i na pierwszym miejscu wymieniony został kinoteatr Apollo. Oprócz zamknięcia Apolla cieszono się, że nie ma już trzech uznawanych za jedne z najlepszych miejscowych szkół tańca prowadzonych przez Kajmersa, Sokołowskiego i Ulickiego, oraz że białostocki Orbis z „żydowskich rąk” przejęty został przez Ligę Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej. Czyn od 1938 roku aktywnie prowadzący antysemicką akcję z satysfakcją pytał: „czyżby bojkot ekonomiczny dawał się aż tak bardzo odczuwać?” I sam sobie odpowiadał: „chyba tak”.

Za niespełna trzy miesiące wszystkie te kalkulacje, pseudo strategie i knowania były już nic nie warte. Gdy w 1936 roku po Białymstoku krążył kinowy dowcip, to w 1939 roku nie był już wcale śmieszny.

Niech będzie pointą tego albumowego cyklu o białostockich kinach. „Jaka jest różnica pomiędzy kinem a wojną? ??? - Żadna. Na wojnie i w kinie najlepsze miejsca są w tyle”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny