Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złodziej z Podlaskiego kradnie, co popadnie.

Magdalena Kuźmiuk
Telefon komórkowy - atrapa
Telefon komórkowy - atrapa Fot. sxc.hu
Atrapy telefonów, żywa kaczka, komplet dzwonków liturgicznych, konfitury albo choinka zapachowa. Patrząc na dokonania niektórych złodziei z Podlasia, powiedzenie: jak kraść, to miliony, ich nie dotyczy.

Kieszonkowiec, doliniarz, złodziejaszek, włamywacz, kasiarz. Tak popularnie określa się kogoś, kto kradnie. Z policyjnych statystyk wynika, że kradzieże to jedno z najczęściej popełnianych przestępstw.

Różnorodne jednak bywają przedmioty, po które sięgają potencjalni sprawcy. Bywa, że są to drobiazgi. Paczka papierosów, czy pozostawiony bez opieki telefon. Złodziej może się skusić, na przykład na maskę do nurkowania, słoiczek suszonych grzybków, czy biustonosze.

Bo pragnienie było tak wielkie

Pewnego razu na policję zgłosił się pracownik sklepu z alkoholami w centrum Białymstoku. Powiedział, że było włamanie. Sprawca wybił cegłą szybę wystawową.

Jak się okazało, naprawa witryny była droższa niż towar, który wyniósł złodziej. Butelka skradzionego wina kosztowała jedynie 129 złotych. Straty zaś, jakie poniósł właściciel wyniosły prawie 1900 złotych.
Innego amatora wyskokowych trunków zatrzymali policjanci z Łomży. 35-latek w jednym ze sklepów ukradł piwo. Gdy mundurowi wkroczyli do sklepu, kłopoty mężczyzny miały dopiero nadejść. Złodziej nie miał przy sobie dokumentów. I to go pogrążyło.

Aby potwierdzić dane, policjanci pojechali z nim do domu. W mieszkaniu dokonali innego odkrycia. Znaleźli amunicję pochodząca z okresu II wojny światowej. Natychmiast wezwali policyjnych pirotechników z psem wyszkolonym do wyszukiwania materiałów wybuchowych. I złodziej musiał się tłumaczyć podwójnie.

Złodziej urakł atrapy telefonów

Bardzo dużą inteligencją wykazał się z kolei pewien 27-letni mieszkaniec Moniek. Pod osłoną nocy włamał się do jednego z salonów telefonii komórkowej. Wybił szybę w drzwiach i wszedł pewnie do środka. Jego łupem padło 14 telefonów komórkowych różnych marek. Z fantami, przekonany, że teraz będzie mógł dzwonić do woli, poszedł pochwalić się kolegom. I to oni wydali go policjantom.

Jakie było zdziwienie złodziejaszka, gdy okazało się, że w torbie, zamiast telefonów, większość to tylko atrapy. Każda warta całe 15 złotych. Prawdziwy telefon był tylko jeden. W czasie włamania 27-latek był kompletnie pijany.

Złodziej ukradł nawet choinkę

Pewien białostoczanin lubił samochody. A ściślej mówić - włamania do nich. Jego dokonania rosły z dnia na dzień. Jak jednak przystało na wytrawnego złodzieja, młodzieniec zabierał z aut najbardziej wartościowe przedmioty - radioodtwarzacze, nawigacje, czasem pieniądze, telefony komórkowe.

Ale pewnej nocy miał niefart. Bo właściciele aut, które sobie upatrzył, nie pozostawili wewnątrz nic cennego. Dlatego białostoczanin zabierał same drobiazgi. Począwszy od zapalniczek, skończywszy na dyndającej z lusterka choince zapachowej.

Złodzieje mają niecodzienne upodobania

Inne hobby miał kolejny młodzieniec. Też z Białegostoku. Posunął się nawet do tego, że włamał się do kościoła.

Ale od początku. Do komisariatu zgłosił się ksiądz jednej z parafii. Opowiedział, że kilka dni wcześniej ktoś wszedł do kościoła i, wykorzystując to, że w środku nikogo nie było, sprzed ołtarza ukradł dzwonki liturgiczne. I to dwa komplety.

Funkcjonariusze, pracujący nad sprawą, wytypowali 18-latka, który miał już u nich bogatą kartotekę przestępczą. Po kilku dniach złodziej dzwonków był już w rękach policji. Przyznał, że to on ukradł dzwonki. Tłumaczył, że sprzedał je bezdomnym. Ciekawe co z nimi zrobili?

Zupełnie niecodzienny łup schowali w torbach inni złodzieje. Grasowali w Białymstoku. Okradali głównie kioski i małe budki handlowe. By dostać się do wnętrza, rozpiłowywali kłódki, wybijali szyby, wyłamywali rolety. Zabierali papierosy, startery do telefonów komórkowych, bilety komunikacji miejskiej, artykuły spożywcze. Gustowali zwłaszcza w kawie.

Ale z jednej z budek ukradli aż 200 biustonoszy i 120 par męskich bokserek. Ich narzeczone mogły pewnie przebierać w tych stanikach, jak w ulęgałkach, a i złodzieje skorzystali. Nie tylko na nowych bokserkach.

- Pamiętam taką sytuację, gdzie jeden z włamywaczy ukradł z mieszkania Trylogię Sienkiewicza - jeszcze inny przykład niecodziennych upodobań złodziei podsuwa podinsp. Andrzej Baranowski, rzecznik prasowy podlaskiej policji.

I dodaje: Jedni idą kraść, wiedząc dokładnie czego szukają, co będzie ich kusiło, inni działają pod wpływem impulsu i zabiorą wszystko, co w danym momencie w ich mniemaniu ma dla nich jakąkolwiek wartość. Często takim impulsem jest wypity wcześniej alkohol.

Złodziej planował wakacje

A to już przykład z ostatnich dni. Złodziej kradł w całym Białymstoku. Wynosił wszystko, co wpadło mu w ręce. Z piwnic kradł, m.in. słoiki z przetworami, suszone grzyby. Być może w myślach planował już wakacje, bo z jednej z piwnic zniknęły też płetwy, maska i rurka do nurkowania oraz namiot. Z innej złodziej wyniósł sprzęt wędkarski.

Jak na razie policjanci doliczyli się blisko 60 włamań i ciągle szukają kolejnych ofiar kradzieży.

Złodziej - miłośnik przyrody

Na koniec zostaje już tylko niesamowita historia z drobiem w roli głównej.

A było tak. Dyżurny policji otrzymał zgłoszenie o włamaniu w gminie Sokoły. W domu policjanci zastali mężczyznę i kobietę, która przedstawiła się jako właścicielka. Gospodyni wyjaśniła, że gdy weszła do domu, w kuchni została gorąco przywitana przez 27-letniego włamywacza. Mało tego. Zaprosił ją do wspólnego obiadu. W misce leżała bowiem zabita, przygotowana do jedzenia, kaczka.

Okazało się, że pod nieobecność właścicielki, delikwent wyłamał zamek. Tak dostał się do domu. Wcześniej jednak złapał i zabił biegającą po podwórku kaczkę. Jakby tego było mało, w mieszkaniu morderca kaczki znalazł złotą obrączkę, którą ochoczo włożył sobie na palec.

W rozmowie z funkcjonariuszami włamywacz przyznał, że jest miłośnikiem przyrody. Do domu w gminie Sokoły włamał się, wracając z okolic Doliny Rospudy. Policjanci szybko ustalili, że 27-latek był wcześniej karany, m.in. za posiadanie narzędzi służących do kłusownictwa.

Złodziej nie może liczyć na bezkarność

Zanim sięgniemy po czyjąś rzecz z zamiarem jej kradzieży, dobrze by się było zastanowić, czy tak naprawdę warto. Wiele osób, jak wynika z przytoczonych historii, nie zdaje sobie sprawy z surowych sankcji, jakie za to grożą.

Za kradzież kodeks karny przewiduje karę do pięciu lat więzienia. W przypadku mniejszej wagi tego przestępstwa (brane są wtedy pod uwagę, m.in. okoliczności czynu, właściwości samego sprawcy) kara może być mniejsza. Jednak nadal jest to traktowane jak przestępstwo.
Jeszcze inaczej jest w przypadku wykroczenia. O wykroczeniu mówimy wtedy, jeśli wartość skradzionej rzeczy nie przekracza 250 złotych. Kodeks wykroczeń przewiduje za to karę aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.

O wiele surowsza sankcja grozi za kradzież z włamaniem. Za to można trafić do więzienia nawet na dziesięć lat. Jeszcze inną karą zagrożone jest przestępstwo kradzieży połączonej z użyciem przemocy.

- Przy przestępstwie rozboju wartość zabranego mienia nie ma znaczenia - mówi Adam Kozub, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.

Kolejny przypadek z życia. Złodziej napadł mężczyznę. Ukradł mu tylko pięć złotych, bo ten więcej pieniędzy nie miał. Ale uderzył mężczyznę w twarz. I grozi mu za to 12 lat więzienia. A gdyby w czasie napaści użył noża, kara byłaby jeszcze wyższa.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny