Wszystko zaczęło się od programu Socrates Commenius. Pewnego dnia panie Ewa i Iwona znalazły w Internecie informacje na jego temat. Zaciekawiła ich kusząca propozycja wyjazdu dla nauczycieli języka angielskiego na kurs do Anglii. A za wszystko miała płacić Unia Europejska.
Napisały dobry projekt
Długo się nie zastanawiały. Postanowiły, że spróbują napisać projekt. Bardzo się zaangażowały i włożyły dużo pracy w jego przygotowanie.
- Opracowanie go zajęło nam trochę czasu. Trzeba było uzasadnić, co pozytywnego program da szkole, uczniom oraz nauczycielom - mówią.
Wniosek wysłały do Agencji Narodowej Funduszu Rozwoju Edukacji w Warszawie. Potem już tylko czekały na wyniki. I udało się.
Przygotowania
We wrześniu dowiedziały się, że otrzymają dofinansowanie na wyjazd: - Kiedy przeczytałyśmy o tym w Internecie, nie mogłyśmy uwierzyć. Byłyśmy bardzo zaskoczone. Jednak gdy otrzymałyśmy potwierdzenie listowne, wówczas byłyśmy pewne naszego wyjazdu - mówią.
Pozostało tylko zacząć się do niego przygotowywać. Panie musiały opracować prezentację o szkole, czyli pokazać ją z jak najlepszej strony, a także przedstawić klasy, w których uczą. Innym zadaniem było opowiedzenie o swojej ojczyźnie, mieście. Nie było to takie trudne.
- Prezentację przygotowywałyśmy najczęściej wieczorami - mówią anglistki.
Wcześniej nawiązały też kontakt z Internationale Project Centre instytucją, która realizuje projekty unijne. Nauczycielki uzyskały pieniądze, za które musiały opłacić podróż, zakwaterowanie u rodziny goszczącej i wyżywienie.
Śniadania były lekkie, a obiady obfite
Do Wielkiej Brytanii przybyły 19 października. Przez kolejne dni mieszkały w hrabstwie Devon. Dokładnie to w Exeter, które liczy ponad 100 tysięcy mieszkańców. Miasto to jest o wiele większe i ładniejsze niż Łapy. Ma też wiele zabytków, w tym romańsko-gotycką katedrę i ruiny średniowiecznego zamku.
- Mieszkałyśmy u bardzo miłej, gościnnej, serdecznej, starszej pani. Starała się nam pokazać angielską kuchnię i kulturę - podkreslają.
Podczas pobytu w Anglii zaskoczyły je bardzo prozaiczne sprawy: - Na przykład w łazienkach są zainstalowane oddzielne krany do zimnej i gorącej wody. Troszkę nam to przeszkadzało - nie ukrywają.
Zauważyły też, że pory posiłków są całkiem inne niż w Polsce: - Angielskie śniadania są lekkie. Zazwyczaj są podawane płatki na mleku i tosty. Po południu je się lunch, a wieczorem wszyscy zasiadają do obiadów - opowiadają.
Cenne doświadczenie
Codziennie uczestniczyły w zajęciach w International Project Centre. Były jedynymi Polkami, które brały udział w kursie.
- Oprócz nas przyjechali nauczyciele z całej Europy, czyli z Niemiec, Portugalii, Hiszpanii, Włoch, Turcji, Rumunii, Estonii - wyliczają panie Łapińskie.
Dziennie zajęcia trwały po osiem godzin. Polegały na, między innymi, omawianiu metod nauczania języka angielskiego w ojczystym kraju.
- Dyskutowaliśmy o problemach w nauczaniu. To była świetna okazja, by wymienić się zawodowymi doświadczeniami - mówią.
Kursanci byli podzieleni na grupy. Czyli każdy z przedstawicieli danego kraju był w innej grupie: - Chodziło o to, żebyśmy na zajęciach nie mogli ze sobą rozmawiać w naszym języku - tłumaczą zgodnie.
Najlepsza ocena to “A"
Panie Iwona i Ewa nie zauważyły zbyt dużych różnic w nauczaniu w Wielkiej Brytanii.
- Dzieci zaczynają zerówkę już w wieku pięciu lat, a nauka jest obowiązkowa do osiemnastego roku życia. W Anglii kładzie się nacisk na zajęcia praktyczne. Najlepszą oceną jest litera “A" - mówią.
Szkoły są bardzo dobrze wyposażone, zaś angielscy pedagodzy mają do dyspozycji nowoczesny sprzęt dydaktyczny: - Prywatne szkoły różnią się od państwowych. Mają inny tryb nauczania - opowiadają łapskie nauczycielki. - Poza tym nie zauważyłyśmy wielu różnic pomiędzy naszą a angielską młodzieżą.
Łapianki dużo też dowiedziały się o systemach nauczania w innych krajach europejskich: - Na przykład w Turcji podręczniki są darmowe - mówią.
Mało wiedzą o Polsce
Same sporo opowiadały swoim zagranicznym kolegom o Polsce.
- Europejczycy niewiele wiedzą o naszym kraju. Dla Portugalczyków Polska kojarzyła się tylko jako pierwszy kraj, na który napadli hitlerowcy we wrześniu 1939 roku - mówi Iwona Łapińska.
Obie panie sporo opowiadały o Łapach, bo ich europejscy znajomi chcieli dużo wiedzieć.
- Z racji tego, że mamy takie same nazwisko, każdy myślał, że jesteśmy spokrewnione. Dziwili się również, że nazwa naszej miejscowości jest podobna do naszego nazwiska - śmieją się.
Podczas pobytu na Wyspach Brytyjskich tylko raz spotkały rodaków.
- Było to w autobusie. Między sobą rozmawiałyśmy w ojczystym języku. Pan kierowca musiał usłyszeć znajome mu zwroty i nas zagadnął. Było nam bardzo przyjemnie - opowiadają.
Potem gdzieś przypadkiem usłyszały polską mowę w jednym z angielskich sklepów. Bo oczywiście nie odmówiły sobie rajdu po tamtejszych centach handlowych.
- Nie zauważyłyśmy zbyt wysokich różnic cenowych. Droższe są markowe, krajowe, czyli angielskie produkty - podkreśla Ewa Łapińska.
Podróże kształcą
Łapianki dużo zwiedziły. Wraz z innymi Europejczykami uczestniczyły w integracyjnych wycieczkach. Są zauroczone krajobrazem hrabstwa Devon: - Jest pagórkowaty. Tereny są bardzo zadbane i czyste. Podobało nam się, że jest dużo zieleni - opisują krajobraz, który zobaczyły.
Zwiedziły Tintagel, miejscowość, położoną na zachodnim wybrzeżu Kornwalii. Znajduje się tam zamek, w którym według legend urodził się król Artur.
Nie odmówiły sobie wizyty w stolicy Wielkiej Brytanii:
- Jesteśmy pod wrażeniem. Londyn jest przepięknym, ogromnym miastem. Spacerując jego ulicami słyszy się wszystkie języki świata, tylko nie angielski - śmieją się.
W Londynie, oczywiście, oglądały najbardziej znane i słynne na świecie zabytki, i muzea. - Widziałyśmy i Big Bena, i Trafalgar Square, czy też muzeum Madame Tissaud - wspominają.
Słodko i tłusto
No i grzechem było nie wpaść na chwilę do londyńskiego pubu: - Piwa są słabsze procentowo od naszych. Ale za to smakowo są bardzo dobre - chwali pani Ewa. - W pubie wraz z grupą brałyśmy udział w imprezie karaoke.
Spróbowały też słynnej angielskiej herbaty: - Anglicy lubią pić ciemną, mocną herbatę z mlekiem - mówią.
Skosztowały też specjalności lokalnych: - Miałyśmy okazję spróbować cream tea. To herbata podawana z babeczkami z dżemem i gęstą, kremową, tłustą śmietaną. Było więc słodko i tłusto - mówią.
Nie zaskoczyła ich za to typowa angielska pogoda.
Wiele zyskały
Co dała łapskim nauczycielkom wizyta na Wyspach Brytyjskich? Zdobyły certyfikat ukończenia kursu, który przyda się w pracy. Poprawiły metody nauczania języka angielskiego.
- Dostałyśmy mnóstwo potrzebnych materiałów - zapewniają obie nauczycielki. - Pobyt był bardzo udany. Był przyjemnym doświadczeniem. Miałyśmy okazję poznać nowych ludzi, ich kulturę i zwyczaje. Wzbogaciłyśmy naszą znajomość angielskiego o regionalne zwroty - dodają.
Planują opracować projekt, by móc nawiązać kontakty z europejskimi szkołami. Bo przyjaźń z zagranicznymi nauczycielami trwa do dziś.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?