Kurier Poranny: Czekają nas ponowne wybory do sejmiku województwa. Dlaczego do tego doszło? Czy to próba sił pomiędzy partiami?
Prof. Tadeusz Popławski, socjolog: Trudno powiedzieć. Myślę, że jeśli ktoś został już raz wybrany, raczej niechętnie rozstaje się ze stanowiskiem, bo jest ryzyko, że następnym razem może nie zostać wybrany. Ponowne wybory w naszym województwie to raczej nie zamierzone działania radnych, a wynik pewnego układu sił, który rozłożył się w ten a nie inny sposób, a także wynik ordynacji wyborczej, która w sejmiku umieszcza parzystą liczbę radnych.
A może to kwestia politycznych ambicji?
- Myślę, że tak. Nie sposób było nie zauważyć, że zbyt wiele osób chciało rządzić w województwie, zbyt wielu przedstawicieli poprzedniego zarządu chciało zatrzymać swoje stanowiska. Poza tym okazało się, że nie wszyscy radni są lojalni wobec partii, które ich delegowały. Mówię tutaj o Krzysztofie Tołwińskim i Jacku Żalku. To także zmieniło układ, który w konsekwencji doprowadził do nowych wyborów.
Niektórzy mówią, że nowe wybory są lepsze niż trwanie w takim pacie jak do tej pory...
- Z jednej strony bardzo źle się stało, ponieważ sejmik decyduje o wielu sprawach związanych z rozwojem województwa i dzieli unijne pieniądze. Z drugiej strony, tego pata mogłoby się nie udać przełamać do końca kadencji i stalibyśmy w miejscu przez kolejne cztery lata.
A może chodziło o to, aby poprzez powtórne wybory na Podlasiu wysondować, jak rozłożą się siły w przypadku przyspieszonych wyborów do Sejmu i Senatu?
- Nie sądzę, bo w naszych wyborach będzie bardzo niska frekwencja, o wiele niższa niż w normalnych wyborach. Dlatego wyniki mogą być bardzo przypadkowe.
A może ludzie pójdą na wybory z gniewu i oburzenia na to, co się stało. Może pójdą, żeby zagłosować na innych niż ci, którzy ich zawiedli...
- Nie sądzę, aby gniew społeczeństwa był aż tak duży. Być może, jeśli media będą podgrzewać tę atmosferę, to wtedy frekwencja trochę wzrośnie, ale nie wierzę, że znacząco. Aktywność wyborców, szczególnie w wyborach uzupełniających, jest bardzo niska.
To kto pójdzie na te wybory?
- Pójdą ludzie, którzy chodzą zawsze, czyli przede wszystkim starsi.
Jakiej frekwencji według Pana, można się spodziewać?
- Myślę, że będzie to nie więcej niż 20 procent. Byłby to całkiem niezły wynik.
Z naszego sondażu - przeprowadzonego na dwustu losowo wybranych białostoczanach - wynika, że dziś do wyborów poszłoby 33 procent pytanych...
- Te 33 procent to wynik zdecydowanie na wyrost. Jestem przekonany, że do urn pójdzie maksimum jedna czwarta wyborców. Chyba że byłaby bardzo zmasowana kampania medialna i tytuły w prasie typu "Wymieńmy elity", "Wymieńmy klasę polityczną w województwie". Wtedy może jakiś odruch demokratyczny u obywateli by się obudził i mielibyśmy do czynienia ze zrywem ogólnowojewódzkim. Ale po tym co się stało z naszym sejmikiem, zaufanie do klas politycznych spadło jeszcze bardziej, a to dobrze frekwencji nie wróży...
Dziękuję za rozmowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?