MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wyjęli pałki! A gdzie policja?

Jarosław Sołomacha
Jakiś pan z kolejki uśmiechnął się do jednego z nich. Ten odłożył kebab i strzelił go w nos. Bez powodu - opowiada właścicielka Good Food z Białegostoku.
Jakiś pan z kolejki uśmiechnął się do jednego z nich. Ten odłożył kebab i strzelił go w nos. Bez powodu - opowiada właścicielka Good Food z Białegostoku. Fot. Edwin Pijpe
Było ich dwudziestu. Mieli kije i pałki. Wyszli na ulicę. Tam się bili. - A policja zjawiła się po półtorej godziny - opowiada właścicielka klubu.

- Byliśmy po trzech minutach - twierdzą policjanci.

Do rozróby doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek. Tego dnia Jagiellonia rozgrywała swój drugi mecz w sezonie. Wieczorem po mieście kręciło się sporo młodych ludzi. Niektórzy z nich przyszli do klubu Good Food przy ulicy Kilińskiego.

Zaczęło się od kebaba

Trzech młodzieńców zaatakowało starszego od nich mężczyznę. - Małolaci siedzieli w środku bez koszulek. Jakiś pan z kolejki uśmiechnął się do jednego z nich. Ten odłożył kebab i strzelił go w nos. Bez powodu - opowiada Patrycja Mucha, właścicielka Good Food. Prowadzi go razem z narzeczonym.

Od tego wszystko się zaczęło. - Gdyby nie inni pracownicy, mogliby go zabić. Było ich trzech na jednego - mówi Karolina Zamojska, kucharka z Good Food. Tamtej nocy była na zmianie.

Obsługa lokalu wezwała policję i ochronę. Ta druga przyjechała po pięciu minutach.

- Ci gówniarze nie zdążyli nawet wyjść. Ochroniarze dorwali ich i przytrzymali. Czekali na przyjazd policji. Dyżurny mówił, że radiowóz już do nas jedzie. Ale policji nie było - twierdzi narzeczony właścicielki.

Za to po kilku minutach na miejscu pojawiła się karetka. Co dziwne, pogotowie zgłoszenie o pobiciu dostało od policji. - Dopiero później zadzwoniły do nas jakieś inne osoby - tłumaczy Jan Mirucki, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku.

Pobity mężczyzna miał złamany nos. Karetka odwiozła go do szpitala wojewódzkiego.
Poszli na całość

Ale to nie koniec awantury. Po kilkunastu minutach do trzech małolatów dołączyli koledzy. Na zewnątrz lokalu siedziało kilkunastu innych młodzieńców. W pewnym momencie obie grupy zaczęły ze sobą dyskutować.

- I nagle rzucili się na siebie. Ochroniarze nie mogli już tego ogarnąć. Wymknęli im się nawet ci trzej, co zaczęli. W środku zaczęło się bić piętnaście osób - mówi Mucha.

Wtedy właściciele jeszcze raz zadzwonili na policję: - Dyżurny był zdziwiony. Mówił, że policjanci są na miejscu.

W międzyczasie bójka przeniosła się na ulicę.

- Powyjmowali pałki, porozbierali się do połowy i heja na siebie. Samochody nie mogły przejechać. Stawały w poprzek - dodaje narzeczony Patrycji.

- Byłam w szoku. Bałam się, że sama dostanę w głowę - opowiada Katarzyna. W lokalu była ze swoim mężem Wojciechem.

- Było strasznie. Jak na jakimś meczu. A policjanci jechali strasznie długo - dodaje inny klient, Daniel.

Spisali tych spokojnych

Po bójce młodzieńcy rozeszli się. Chwilę potem zjawili się policjanci.

- Przyjechały cztery radiowozy. Ale wszyscy zdążyli już pouciekać. A policjanci zamiast ich łapać zaczęli spisywać ludzi, którzy siedzieli w ogródku. Tylko dlatego, że ci się ich pytali, gdzie byli podczas całej bójki - mówi Mucha.

Awanturę inaczej opisuje policja.

- Na miejsce dojechaliśmy w ciągu trzech minut od pierwszego zgłoszenia - twierdzi Tomasz Krupa, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. - Interweniowały trzy załogi.

- To śmieszne. Nie było ich - odpowiada Zamojska.

Tak tego nie zostawią

Właściciele lokalu twierdzą, że jeden z policjantów wyglądał na pijanego. - Strasznie bełkotał, czuć było od niego alkohol - mówią.

Oficer prasowy odpiera zarzuty. Policjant był trzeźwy. Został zbadany - wyjaśnia Krupa.

Jego wersję potwierdza Bożena Kiszło, Prokurator Rejonowy Białystok Południe.

- Ktoś zadzwonił do prokuratury, że jeden z interweniujących policjantów jest pod wpływem alkoholu - przyznaje. - Prokurator udał się na miejsce. Sprawdzeni zostali wszyscy funkcjonariusze biorący udział w interwencji. Byli trzeźwi.

Właściciele nie zamierzają interwencji policji puścić w niepamięć.

- Policjanci ganiają babcie ze szczypiorem, a jak są naprawdę potrzebni, to ich nie ma. Gdyby przyjechali wcześniej, tej bójki w ogóle by nie było. Towarzystwo by się wystraszyło i rozeszło - kwituje Mucha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny