Już kilka godzin przed meczem można było wyczuć, której nacji krew jest gorętsza. Węgrzy, mimo że próbował ich nieco ostudzić padający deszcz śpiewali, krzyczeli, skakali bez koszulek, byli bardzo „nabuzowani”. Islandczycy byli o wiele bardziej spokojni i zachowawczy. Blondwłosi przybysze z wulkanicznej wyspy spacerowali ulicami Marsylii, popijali piwo i pozowali do wspólnych zdjęć z Węgrami, którzy przejmowali inicjatywę w kontaktach z kibicami swoich rywali. Wielu z nich zainteresowało się urodą islandzkich kobiet. Mocno jasne włosy przyciągały uwagę wielu węgierskich mężczyzn, którzy bez wahania prosili o wspólne selfie. Atmosfera między kibicami obu drużyn była niezwykle przyjazna. Pod względem doniosłości zdecydowanie większe wrażenie zrobili Węgrzy, którzy głośno dopingowali drużynę krzycząc „Lalala, Magyarorszag”.
Jednak kiedy grupka kibiców Węgier zobaczyła moją biało-czerwoną koszulkę z „9” i „Lewandowskim” to zaczęła śpiewać coś nieco innego - „Polak Węgier, dwa bratanki” i „Polska Biało-czerwoni”. Przytulili mnie, wyściskali, a ja im odśpiewałem „Magyarorszag”. Po chwili pożegnaliśmy i poszli w stronę wejścia na trybuny. Islandczycy zachowywali większy dystans, ale do zdjęć pozowali bardzo chętnie.
Spotkanie pod względem kibicowskim było dosyć jednostronne. Dominowali Węgrzy, Islandczycy przejęli inicjatywę tylko kilkakrotnie, m.in. po golu z rzutu karnego Sigurdssona. Siedzący za mną islandzcy kibice oszaleli wtedy z radości. Większość spotkania należała jednak do Węgrów, których było więcej i którzy byli bardziej zaangażowani w doping. Dochodziła do tego też wrodzona spontaniczność i emocjonalność – swoim entuzjastycznym zachowaniem przypominali trochę Turków z dnia wcześniejszego i meczu z Hiszpanią w Nicei.
Szczególnie mocno przypomnieli ich po końcowym gwizdku, kiedy odpalili race i wrzucili je na boisko tak jak Turcy dzień wcześniej. Sztuk rac – około pięć. Ponadto potężny huk zrobiły kilkakrotnie węgierskie petardy. Trybuna po tym nieco się zadymiła. – Jedna z rac wylądowała tuż przed bandą, w pobliżu mnie. Niedaleko mnie wybuchła też petarda. Mogło to być trochę niebezpieczne, ale na szczęście nic się nie stało – powiedział nasz fotograf Damian, który pracował właśnie w pobliżu strefy największej aktywności Węgrów. Węgierscy kibice po końcowym gwizdku długo nie chcieli opuszczać stadionu. Śpiewali cały czas. Remis ewidentnie ich zadowalał.
Później przenieśli swoją zabawę na miasto. Ale i Islandczycy nie próżnowali. W klubie tanecznym przy Promenade Georges Pompidou koło Plage du Prado świetnie bawili się do „Macareny”. W dobrym humorze był też zapewne mężczyzna, który kilka minut po północy wspiął się na pomnik Davida na rondzie przy marsylskiej plaży, na której, notabene, znajduje się strefa kibica i rozebrał się niemal do naga.
Spotkanie Islandii z Węgrami było wydarzeniem obfitującym w piłkarskie emocje na boisku, ale i na trybunach. Atmosferę świetnie pobudzali bardzo rozochoceni „Madziarzy”, którzy przyjechali do Marsylii w bardzo dużej liczbie i z potężnym ładunkiem entuzjazmu. Choć przed meczem na trybunach nieco negatywnie zaszaleli, to w ostatecznym rozrachunku wypadli bardzo dobrze. Długo żegnali swoich piłkarzy, powoli opuszczali Stade Velodrome, byli głośni i wytrwali. Jeśli chodzi o stadion w Marsylii to po meczu Francja – Albania i teraz, po spotkaniu Islandii z Węgrami, poprzeczka dla polskich kibiców, którzy będą tu obserwować mecz przeciwko Ukranie, zawisła bardzo wysoko. Będzie potrzeba całej biało-czerwonej mocy, by dorównać, a może, kto wie, być lepszym od nakręconych Węgrów i podekscytowanych gospodarzy Francuzów.