Teoretycznie jest w tym filmie wszystko – wielka polityka, historia zwykłych ludzi, ucieczka przed obławą, ba, są nawet podrzynane gardła, tylko jakoś trudno przeżywać historię Jana Nowaka-Jeziorańskiego z zapartym tchem.
Autorzy scenariusza – reżyser Władysław Pasikowski i Sylwia Wilkos postanowili spiąć „Kuriera” pewną klamrą. Te same postaci pojawiają się w introdukcji filmu – scenie rozstrzeliwania osób zatrzymanych zimą 1942 roku w łapance i scenie wybuchu powstania warszawskiego.
Pozostały czas wypełnia przede wszystkim misja Jana Nowaka–Jeziorańskiego, który ma powstrzymać generała Bora przed rozpoczęciem walk w Warszawie. Ale czy na pewno. Wszak premier Mikołajczyk chciałby zbrojnego wystąpienia, by pokazać nadciągającym Sowietom, czyja jest Warszawa, generał Kazimierz Sosnkowski zakazuje walk, chcąc uchronić młodych ludzi przed niechybną śmiercią. Wszak w scenie tajnego spotkania z Churchillem, brytyjski premier jasno informuje Mikołajczyka z Jeziorański, że walcząca Polska na żadną pomoc liczyć nie może.
I tu pojawia się pierwsze ale. Owo ściśle tajne spotkanie genialnie rozszyfrowuje niemiecki agent w amerykańskim mundurze, rezydujący rzecz jasna w Londynie. Ba, widzi nawet odlatującego Jeziorańskiego do Polski i wysyła kanałem dyplomatycznym jego wizerunek.
Philippe Tłokiński jest w istocie przystojny, wobec dam szarmancki, czasem nawet zdaje się być porywczym, jak na polskiego super herosa przystało. Ma też w scenariuszu niezwykły dar przekonywania i zjednywania sobie sprzymierzeńców. Nie wyda go nawet volksdeutch kolejarz. Tyle tylko, że jego
ucieczka przed niezbyt udolnie ścigającymi go Niemcami jakoś nie porusza
. Są sceny bestialskich mordów na ludności cywilnej, są też zdrady cywili nieprzychylnych Armii Krajowej, jest nawet jakiś szczątkowy romans pomiędzy filmowym Nowakiem, a niemiecką agentką. Owa dama, zupełnie nie znając polskiego, znajdzie go dzięki obserwacji wiernych uczęszczających na mszę do kościoła św. Krzyża. Bo rozstając się z nią w Anglii zaproponował takie miejsce spotkania, chyba po wojnie.
I tu,
scenariusz chyba wbrew zamierzeniom autorów, skręca w stronę przygód J-23
, dla przyjaciół Janka, dla Niemców – Hansa Klossa. Tymczasem filmowy Jan Nowak, pytany przez generała Bora-Komorowskiego, czy należy wszczynać powstanie patetycznie stwierdza, że „przyjdzie nam polec z honorem”, bo przecież na lądowanie naszych spadochroniarzy ani naloty eskadr bombowców z biało-czerwonymi szachownicami liczyć po prostu nie można. I paradoksalnie nie sceny niemieckich niegodziwości, ani pościgi za sprytnym kurierem nie wzbudzają tylu emocji, co krótka scena snu Nowaka, szukającego generała Bora.
Dbałość o detale, a nawet pojedynek szpiegów w Warszawie, to za mało, by wzbudzać w kinie emocje. „Kurier” nie jest porażką, ale kogoś, kto zna wspomnienia Jeziorańskiego, może po prostu znudzić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?