Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkanocne występy

Andrzej Lechowski - dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
W 1931 roku tuż przed Wielkanocą wydarzyło się coś, co ogólnie uznano za skandal. Związany był on ze słynącym z rozmaitych ekscesów Ritzem, a raczej z funkcjonującym w nim kinie Przystań, przemianowanym wkrótce na Gryf.

Raduje się z pewnością święta Cecylia, patronka śpiewu kościelnego, gdy z bezkresnych wysokości widzi afisze zapowiadające wielkanocne muzykowanie. Niedziela Palmowa to doskonały czas na koncert. To dzień przemieszania nastrojów. Entuzjazm towarzyszący wjazdowi Jezusa do Jerozolimy już za chwilę przełamany zostanie dramatem Męki Pańskiej, która zapowiada już Dzień Zmartwychwstania - alleluja! W sztuce, to bodaj tylko w muzyce można jednym utworem oddać tę całą złożoną mistykę. Nic więc dziwnego, że Wielki Tydzień to czas na oratoria.

W międzywojennym Białymstoku próbowano zaszczepić tradycję koncertów wielkanocnych. W 1930 roku proboszcz parafii św. Rocha, budowniczy imponującego "białego kościoła", ksiądz Adam Abramowicz zorganizował w Niedzielę Palmową "Wielki koncert religijny". Wiosna była już w pełnym rozkwicie, a niedziela palmowa wypadała, tak jak i w tym roku, 13 kwietnia. W mieście pojawiły się anonse, że koncert odbędzie się w teatrze Palace, a "udziały przyjmą", czyli wystąpią, chóry, orkiestra i soliści. Cały dochód z tanich biletów sprzedawanych po 1 i 2 zł przeznaczony był na budowę świątyni.

Nie wiadomo, czy pojawienie się teatru Palace jako miejsca koncertu to chochlik drukarski, czy też ksiądz Abramowicz rozpędził się. Opamiętanie przyszło nań szybko, bo przecież Palace w ogólnej opinii białostoczan uchodził za teatr żydowski. Zmieniono więc szybko miejsce i koncert odbył się we "wspaniałej sali reprezentacyjnej Województwa udzielonej łaskawie przez pana Wojewodę". Chodziło rzecz jasna o pałac Branickich i wojewodę Karola Kirsta. Jego małżonka, Maria, objęła koncert swoim protektoratem. W szczycie sali ustawiona została estrada, którą przyozdobiono "żywemi kwiatami i zielenią".

Gwiazdą koncertu była Zofia Plejewska z Wilna, o której dziś, jak to często z gwiazdami bywa, historia milczy. Plejewska wykonała kilka pieśni religijnych i świeckich. "Rozporządzając bogatym materiałem głosowym zgotowała prawdziwą ucztę artystyczną słuchaczom". Publiczność czekała jednak na Stabat Mater Rossiniego. Bynajmniej nie z powodu, żeby stęskniła się za tym skądinąd pięknym oratorium, lecz z tej prostej przyczyny, że wykonawcami byli miejscowi artyści. Partie solowe śpiewał Stanisław Słobodzki, któremu towarzyszył prowadzony przez niego chór Towarzystwa Miłośników Sztuki. W roli orkiestry, a raczej zamiast orkiestry wystąpił jeden skrzypek i jeden wiolonczelista. No, ale za to były to też miejscowe sławy - profesorowie Muszyński i Kisielewski, nauczyciele ze szkoły muzycznej Zofii Michałowskiej-Wolańskiej. Po Rossinim były recytacje, po czym a`capella wystąpił ponownie męski chór Słobodzkiego. Publiczność była zachwycona, co było dużym sukcesem zespołu zważywszy, że powstał zaledwie dwa miesiące wcześniej.

W programie koncertu był jeszcze chór parafialny św. Rocha. I on przypadł słuchaczom do gustu. Na finał profesor Muszyński wykonał sonatę skrzypcową c-moll Tartiniego. Owacjom nie było końca, a "jak twierdzili soliści, do pięknego wykonania programu koncertowego przyczyniła się nad wyraz dobra akustyka sali województwa oraz w dobrem miejscu urządzona estrada".

W następnych latach, czy to ze względów finansowych, czy może innych podobne koncerty już się nie odbywały. Ale rzeczywistość miejska próżni nie znosi. Tak więc w 1931 roku, tuż przed Wielkanocą wydarzyło się coś, co ogólnie uznano za skandal. Związany był on ze słynącym z rozmaitych ekscesów Ritzem, a raczej z funkcjonującym w nim kinie Przystań przemianowanym wkrótce na Gryf. Tą pierwszą swoją nazwę kino miało od Towarzystwa Opieki Społecznej Przystań, które mieściło się właśnie w Ritzu. Organizacja ta zapisała się w historii Białegostoku wieloma świetnymi inicjatywami dobroczynnymi. Na jej czele stał ogólnie szanowany dr Zygmunt Brodowicz. I otóż owa Przystań zamiast planować wielkopostne akcje w kinie "ratującym swoją nędzę materialną", zorganizowała występy kabaretowe. Oburzony, bogobojny Białystok grzmiał, że to "brak elementarnej myśli moralnej". Piętnował "występy w tańcach niemoralnych naszych panien z towarzystwa razem z kabarecistami". Ten wybryk Przystani przypominano jeszcze w 1935 roku, kiedy to w kinie Świat, czyli obecnie chyba nieczynny Ton, zachowano się z należytą, jak na czas przedwielkanocny, powagą. Dyrekcja kina zaangażowała bowiem grupę artystów z Warszawy, która "ku zadowoleniu ogółu" przygotowała spektakl "Święta Genowefa". W wielkim tygodniu wystawiono "Golgotę" i "Misterium Christi". A co z muzyką? Coroczną tradycją stały się koncerty chóru w kościele św. Rocha, w którym w wielkim tygodniu wieczorami, aż do rezurekcji rozbrzmiewały "śpiewy wielkanocne".

Przypominając tamte międzywojenne wydarzenia zapraszam w Niedzielę Palmową, 13 kwietnia na godzinę 17. do Ratusza. Oczywiście będzie to koncert z historią, ale niezwykły, bo wielkanocny. Wykonane zostanie przejmujące dzieło Józefa Haydna - Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny