Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Węgrzy uratowali polską rodzinę podczas II wojny światowej

Alicja Zielińska
Archiwum prywatne
W pokoju stoi zabytkowy kredens. Zdjęcia i ten piękny mebel to jedyne pamiątki z domu Jana Bondaruka na Kresach. - W czasie okupacji sowieckiej rodzina szczęśliwie uniknęła wywózki, ale Niemcy aresztowali ojca za działalność w ruchu oporu i rozstrzelali. Mamie i mnie pomogli w ucieczce Węgrzy - opowiada pan Jan.

- Ojciec mój Franciszek Bondaruk pochodził ze Starej Wsi koło Brześcia - wspomina Jan Bondaruk. - Dziadkowie uprawiali ziemię. Mieli duży majątek, który świetnie prosperował. Zbudowali pałacyk, w parku były kanały, po których pływano łódkami. To była taka mała Wenecja, raj na ziemi. Na jednym ze skrzyżowań dróg wodnych stała mała kapliczka. Pamiętam do dziś, na wiosnę zawsze tam ludzie przynosili kaczeńce. Dalej płynęła rzeka.

Ojciec skończył Szkołę Techniczną i prowadził roboty drogowe. Zajmował się wytyczaniem linii kolejowych, budową torów. Wyjeżdżał w teren na dłuższy czas i przebywał do zakończenia prac. Trwało to czasami kilka lat. Podczas takiego jednego pobytu rodziców koło Pińska ja się urodziłem. Wojna zastała nas między Baranowiczami a Brześciem.

Uciekajcie, wywiozą was

W 1939 roku po wejściu na te tereny Sowietów, w grudniu do naszego domu wprowadził się enkawudzista z żoną. Rodzice, mieszkając tam od pięciu lat wszystkich znali, więc mama tradycyjnie zaprosiła pracowników kolei, sąsiadów i urządziła wspólną wigilię. Jeszcze były zapasy, więc stół został zastawiony różnymi potrawami, wszystko pięknie podane, choinka ubrana, opłatek.

Enkawudzista zażądał wódki, ojciec mu polewał, i on się zaraz upił. Jego żona się popłakała: Burżuje na was mówią, ale ja widzę, jak wy wspaniale żyjecie, wszyscy razem, maszyniści, robotnicy, zgodnie - mówiła z podziwem, nie kryjąc wzruszenia. W końcu w przypływie szczerości zdradziła, że NKWD szykuje listy Polaków do wywózki. - Was też wywiozą, uciekajcie - powiedziała. Rodzice postanowili schronić się w majątku dziadków w Starej Wsi. Tata szybko załatwił z maszynistą wyjazd. Do lokomotywy wrzucono trochę rzeczy i dwa rowery, to pamiętam, jako najcenniejsze wtedy. Dotarliśmy do miejscowości Żabinka, a dalej jechaliśmy tymi rowerami.

Ojciec działał w podziemiu

Podczas okupacji niemieckiej tata bardzo zaangażował się w ruch oporu na kolei. Wiem to już z późniejszych relacji, że działało tam podziemie, robiono sabotaże, rzucano do cystern zapalniki, które powodowały wybuchy. W 1944 roku Niemcy przeprowadzili masowe aresztowania. Zatrzymali ojca, jego braci i wielu mieszkańców ze wsi Skoki. Miałem cztery lata, ale pamiętam, jak przyjechali żołnierze w czarnych mundurach i zabrali tatę.

Zachowały się grypsy, które przekazał z więzienia w Brześciu. Ojciec napisał, żeby mama spaliła dokumenty, które znajdują się w schowku na strychu. Tata miał świadomość, że może nie wyjść już na wolność, więc w jednym z grypsów zwracając się o bieliznę, prosi mamę, żeby wychowała mnie na porządnego Polaka. I rzeczywiście już więcej go nie zobaczyliśmy.

Pomogli nam Węgrzy

Do naszego majątku wkroczyli Węgrzy - jednostka wojskowa, która szła z Niemcami. Oczywiście, od razu kazali nam się wynosić, ale ktoś powiedział dowódcy, że gospodarz jest więźniem politycznym. Przyszedł oficer i spytał mamę, czy to prawda. A mama mu na to, że to on powinien wiedzieć. No i ten oficer okazał wspaniałomyślność, pozwolił nam zostać w domu, a żołnierze zakwaterowali się w stodole.

Chociaż ci Węgrzy byli po przeciwnej stronie, to okazali się porządnymi ludźmi, traktowali nas bardzo dobrze. Ja jako dziecko zapamiętałem szczególnie filmy, które wyświetlali w stodole, bo mieli aparat. Nic z nich nie rozumiałem, ale było to niesamowite wrażenie, oglądać poruszające się obrazy na ścianie. Dowódca zobowiązał się, że się dowie, czy ojca można zwolnić. Niestety przyniósł smutną wiadomość, że absolutnie nie ma na to szans, bo o tym decydować może tylko Berlin. Sprawa jest poważna.

Musicie wyjechać, bo i was gestapo aresztuje - poradził. Ale gdzie? Mama w końcu mówi, że w Kołbielu pod Warszawą ma ciotkę, mieszka tam siostra ojca. Tylko jak się przedostać przez linię Curzona, bo została już wytyczona nowa granica. Nasz majątek znalazł się na terenie Związku Radzieckiego. Oficer na to, że pomoże. Zrobił odprawę, zgłosiło się sześciu żołnierzy. Załadowano na ciężarówkę beczki, że niby jadą po paliwo i ruszyliśmy. Szczęśliwie się udało przekroczyć granicę.

Ci żołnierze węgierscy uratowali nam życie. Po latach chciałem odszukać ich, podziękować. W telewizji był program "Świadkowie", opisałem całą historię, ale nie dostałem odpowiedzi. No cóż, był PRL, mój tata akowiec nie pasował im na bohatera.

Wracając do wspomnień, w Kołbieli przeżyliśmy powstanie warszawskie. Do dziś pozostały mi w pamięci huki bombardowań i łuny na niebie od wybuchów dział przeciwlotniczych.

Tutaj z kolei w domu ciotki kwaterowali Rosjanie, znajdował się cały sztab. Jeden z oficerów lgnął do naszej rodziny, starał się zaprzyjaźnić. W pokoju stało pianino, przychodził pograć, pięknie grał. I żeby przekonać, że on nie jest tym złym Sowietem wypruł ze szwów malutki obrazek Matki Boskiej i pokazał. Powiedział, że dała mu go matka, jak ruszał na wojnę. Któregoś razu przyszedł i powiedział: Warszawa wziata. To były pamiętne słowa.

Został tylko kredens

Po wojnie mama dowiadywała się wszędzie o ojca, szukała przez Czerwony Krzyż, Genewę. Dostawała jedną odpowiedź: los nieznany. Jak czytałem później w książkach, Niemcy rozstrzelali grupę więźniów z Brześcia, w tym na pewno i mego ojca. A my cóż, tułaliśmy się później jeszcze od Kołbieli po Ziemie Odzyskane, Chełmżę, Lębork. Wreszcie przyjechaliśmy do Białegostoku, mama była wilnianką, więc ciągnęło ją bliżej swoich stron rodzinnych.

Mama opowiadała, że w majątku pod Brześciem została zakopana skrzynia z porcelaną oraz pompa głębinowa i generator, bo miano uruchomić elektrownię wodną. Powstał kołchoz, więc wszystko zostało zniszczone, ale kto wie, może gdzieś tam w ziemi są jeszcze.

Nam pozostał na pamiątkę tylko ten kredens - Jan Bondaruk wskazuje na stary, pięknie zachowany mebel w pokoju. - Ciotka się domówiła z żołnierzami sowieckimi, że za wódkę pojadą z nią do majątku w Starej Wsi. Przebrali ją w mundur, kazali cicho siedzieć i tak udało się uratować parę rzeczy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny