Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wacław Miłaszewicz - wzór nauczyciela. Nie polubił czarnego humoru ucznia.

Alicja Zielińska
Wacław Miłaszewicz na pochodzie pierwszomajowym (z lewej) oraz studniówce
Wacław Miłaszewicz na pochodzie pierwszomajowym (z lewej) oraz studniówce
Uczył jak należy mówić i pisać po polsku. Logicznie, zwięźle i rzeczowo. Był przyjacielem młodzieży. I wielkim patriotą, walczył o wolną Polskę. Ale swoją bohaterską działalność wojenną musiał ukrywać, bo należał do WiN - mówi o Wacławie Miłaszewiczu jego dawny uczeń Jerzy Koszewski..

W sobotę i niedzielę, w 110-lecie szkół handlowo-ekonomicznych swoich nauczycieli wspominali absolwenci. Jednym z wybitnych polonistów tej szkoły był Wacław Miłaszewicz.

- Profesora Miłaszewicza poznałem w latach 50, gdy uczyłem się w Liceum Administracyjno-Handlowym. Stanowił dla nas wzór nauczyciela - opowiada Jerzy Koszewski. - Na wypracowania zadawał konkretne tematy, w których uczeń musiał wykazać się rzetelną i wszechstronną wiedzą. Oceniał surowo, ale sprawiedliwie. Podkreślał, jak ważna jest systematyczna nauka i praca od podstaw. Epoka pozytywizmu była jego ulubionym okresem w literaturze polskiej.

Dowcipny, uwielbiał humorystyczne sytuacje, które sam często tworzył. Wszystkim znane było jego powiedzenie, że siwe włosy świadczą nie o mądrości, ale o przeżytych latach.

Do dziś pamiętam, jak zadał nam pracę domową, polegającą na opisaniu jakiegoś dowcipnego zdarzenia, którego byliśmy świadkami. Ale można też było je wymyślić. Ja postanowiłem opisać wypadek motocyklowy, który zdarzył się naprawdę. Motocyklista z pasażerem na tylnym siedzeniu, jadąc z dużą szybkością, skręcił z ulicy Legionowej na Kilińskiego. Niestety nie wyrobił się na zakręcie i wjechał na chodnik.

Zdarzenia potoczyły się jak w amerykańskim filmie z Charlie Chaplinem. Pasażer, nie tracąc przytomności umysłu, zdążył uchwycić się obiema rękami za rosnący pień drzewa i zawisł na nim. Motocyklista zaś ściął z nóg przechodnia (który po wykonaniu salto mortale upadł na chodnik) i jadąc dalej, uderzył we framugę drzwi do zakładu pogrzebowego. Tu wpadł szczupakiem w otwartą trumnę. Motocykliście i jego pasażerowi nic się nie stało, ale przechodnia zabrało pogotowie. Mnie się ta historia wydała zabawna, profesor ocenił, że był to czarny humor.

Patrząc z perspektywy lat wiem, że profesor zachowywał stoicki spokój, kryjąc się ze swym dowcipem jak za bezpieczną zasłoną przed szalejącym terrorem bezpieki. Bo gdyby szkolny aktyw ZMP dowiedział się o jego konspiracyjnej działalności w szeregach WiN-u, to trafiłby niechybnie do więzienia, a w najlepszym razie dostałby wilczy bilet i zakaz nauczania w szkołach. Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość to przecież była cywilno-wojskowa organizacja antykomunistyczna założona w 1945 r. Jej trzon stanowiły pozostałości rozwiązanej po wojnie Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj.

Wacław Miłaszewicz urodził się w Białymstoku 24 czerwca 1919 r. Jego ojciec Stanisław w okresie międzywojennym był kierownikiem magazynu odzieżowo -żywnościowego w zakładzie karnym. Matka Józefa, z domu Stalończyk prowadziła sklep w domu przy ulicy Bema 60. Wacław miał siostrę Reginę, młodszą o trzy lata i braci bliźniaków Józefa i Stanisława.

Skończył szkołę powszechną nr 11, a następnie Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcące im. Króla Zygmunta Augusta. Dalsze plany nauki przerwała wojna. Ojciec został w grudniu 1939 roku aresztowany przez NKWD i skazany na osiem lat więzienia. W drodze na Syberię zmarł. W ręce Sowietów trafiła też pozostała rodzina Miłaszewiczów. 13 kwietnia 1940 roku Wacław wraz z matką i rodzeństwem zostali wywiezieni do Pawłodaru w Kazachstanie i skierowani do pracy w sowchozie.

Józefa Miłaszewicz, nie mogąc znieść ciężkich warunków, zmarła. Wacławowi udało się wrócić do Białegostoku. Ukrywał się u znajomych, ale pewnego dnia, gdy szedł ulicą rozpoznał go kolega sprzed wojny i wydał NKWD. Wyrok był surowy. Pięć lat obozu pracy na Syberii. Przed zsyłką uratowała go niespodziewanie wojna niemiecko-sowiecka w czerwcu 1941 roku. Kiedy Rosjanie wycofywali się w pośpiechu z Białegostoku, Wacław wyszedł z więzienia.

Wacław Miłaszewicz - wojenne losy

Podczas okupacji niemieckiej wstąpił do Narodowych Sił Zbrojnych. Zajmował się kolportażem, a potem awansował na stanowisko zastępcy redaktora "Naszego Czynu", gazety NSZ.

W lipcu 1944 roku, w obawie przed nadciągającą Armią Czerwoną wyjechał do Warszawy. Walczył w powstaniu, a po jego klęsce trafił do obozu jenieckiego w Pruszkowie. Udało mu się jednak stamtąd zbiec i w styczniu 1945 roku wrócił do Białegostoku. Po wojnie podjął studia polonistyczne na Uniwersytecie Łódzkim, po ukończeniu nauki rozpoczął pracę w Liceum Administracyjno-Handlowym w Białymstoku. Prowadził tu również lekcje wychowania fizycznego.

- Profesora Wacława Miłaszewicza lubiliśmy właśnie za jego poczucie humoru - podkreśla Jerzy Koszewski. - Potrafił żartować na każdy temat, także z siebie. Kiedy był ciężko chory i leżał w szpitalu, napisał takie oto oświadczenie: "Upoważniam moją najukochańszą córkę Ewę Korsak, z domu Miłaszewicz do pobrania moich nędznych poborów w Zespole Szkół Ekonomicznych za miesiąc grudzień oraz za godziny nadliczbowe wypracowane w krwawym trudzie w listopadzie 1977 roku".

Zmarł 19 grudnia 1977 roku w wieku 58 lat.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny