Natalia krzyknęła do swego czteroletniego syna Oleksieja, aby ukrył się w kotłowni, w ich domu w Szewczenkowie, niewielkiej wsi pod Kijowem. Wcześniej oprawcy zastrzelili jej męża.
Chwilę później, jak opowiadała „Timesowi”, jeden z rosyjskich żołnierzy wycelował pistolet w jej głowę i warknął: Zamknij się, bo twojemu dziecku pokażę twój mózg rozbryzgany po całym domu.
Potem przez kilka godzin 33-letnia Natalja (jej imię, podobnie, jak jej synka, zostało zmienione - przyp. red.) gwałcona była przez dwóch, potem przez czterech pijanych żołnierzy.
Gdy oprawcy przystawiali jej broń do głowy, słyszała, jak jej syn szlocha w kotłowni. – Powiedzieli w pewnej chwili, żebym go uciszyła i zaraz wróciła.
W końcu, po kilku godzinach pastwienia się nad ofiarą, pijani żołnierze zasnęli. Natalia pobiegła wtedy do syna, który siedział skulony w ciemnej kotłowni.
- Kiedy otwierałam bramę mojego domu, mój syn stał obok ciała ojca, ale było ciemno i nie wiedział, że to on – wspomina kobieta.
Natalia cudem przeżył koszmar i uciekła potem z synem do Tarnopola na zachodzie Ukrainy. Mówi, że czterolatek wciąż nie wie, że jego ojciec nie żyje i nie może mu jeszcze tego powiedzieć. Mały wciąż prosi ją, żeby kupiła pączki też dla jego taty, kiedy idą do sklepów.
Jej przerażające przeżycia bada prokurator generalna Ukrainy Iryny Wenediktowa. To pierwsze oficjalne śledztwo w kraju w sprawie gwałtu popełnionego przez rosyjskich żołnierzy.
Takich spraw jest wiele, specjalny zespół w biurze prokurator generalnej gromadzi rosyjskie zbrodnie.