Apetyty przed meczem w Siemiatyczach były w Bielsku spore. Nadzieje na punkty podgrzewały wieści z obozu przeciwnika. Cresovia miała kłopoty. Klub do dziś nie ma prezesa, przegrywał sparingi, nie było obozu przygotowawczego, a nawet brakowało systematycznych treningów. W efekcie wzmocnienia załatwiano w ostatnim tygodniu.
- Udało nam się sprowadzić do ataku Marka Charmuszkę, dziewiętnastolatka ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Brześciu, a do obrony naszego wychowanka Andrzeja Treszczotkę, ogranego w III lidze w Elblągu i Mielniku. Pracujemy nad transferem pomocnika Grzegorza Gołubkiewicza z Górnika Łęczna - mówił Jan Kiszczyński, kierownik piłkarski w siemiatyckim MOSiR-ze.
Największym atutem gospodarzy w sobotnim meczu była ambicja.
- Najważniejszy jest rewanż za wiosenny blamaż w Bielsku, gdy przegraliśmy aż 0:4 - mówił przed meczem kierownik Cresovii Wojciech Łopaciuk.
Plan siemiatyczan powiódł się i tym razem. To oni ośmieszyli Tura.
Jednak pierwsza połowa sobotniego meczu była wyrównana. Co prawda, od początku w Cresovii najgroźniejszy był Kamil Zalewski, ale Tur nie był gospodarzom dłużny. W 16. minucie Mateusz Jakubowski przestrzelił z dystansu po podaniu Rafała Iwaniuka, a 3 minuty później Iwaniuk huknął nad poprzeczką. W 37. minucie Artur Kiszko strzelił z ostrego kąta obok słupka, a po chwili bramkarz wyłapał lekki strzał głową Iwaniuka.
- Był okres, że nie graliśmy źle. Ale za szybko uwierzyliśmy, że wygramy na stojąco. I po przerwie nie istnieliśmy na boisku - mówił trener Tura Grzegorz Pieczywek.
To właśnie wtedy Cresovia w ciągu kwadransa znokautowała Tura. Dwie bramki zdobył dziewiętnastoletni Zalewski, a jego rówieśnik Marek Charmuszko tak naciskał przy dośrodkowaniu w pole karne Wojciecha Marcinkiewicza, że ten skierował piłkę do własnej siatki. Na 4:0 wynik ustalił Sylwester Niewiarowski w 71. minucie po rzucie karnym za faul Kamila Osmulskiego na Zalewskim.
- Straciliśmy gole po własnych błędach - mówił trener Pieczywek.
Pod koniec meczu dwa strzały oddał jeszcze Kiszko, ale na posterunku był Gabriel Kisiel. Nasi piłkarze mieli też pretensje do białostockiego arbitra za niepodyktowanie rzutu karnego w 79. min. Wtedy to w polu karnym Cresovii upadł walczący z obrońcami Mateusz Jakubowski. Sędzia uznał, że "Jakubek" symuluje i ukarał go żółtą kartką. A że wcześniej kapitan Tura był już upomniany, musiał opuścić boisko i bielszczanie grali w dziesięciu.
- Naszym zdaniem Jakubowski był faulowany i należał się nam rzut karny - mówił trener Pieczywek. - To nie uratowałoby nas przed porażką, ale kartka dodatkowo rozbiła grę naszego zespołu.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?