Jakie są pana odczucia po takim spotkaniu. Wygrana z groźnym rywalem w ważnym meczu o stawkę, ale końcówka niepewna i nerwowa?
Igor Milicic: Nie ma co patrzeć, końcówka nie końcówka. Liczy się 40 minut w meczu, w którym nie byliśmy faworytami. Pokazaliśmy kawał dobrej obrony. Walczyliśmy jak lwy i o to chodzi. Wygraliśmy bardzo ważny mecz, a w środę mamy kolejny z tego gatunku.
Jakie elementy przesądziły o wyniku z Bośnią i Hercegowiną?
I.M.: Na pewno nasza kontrola w ataku. Nie mieliśmy zbyt wielu strat, do ostatnich kilku minut. I zbiórka w obronie. Bardzo, bardzo mocno się staraliśmy, żeby ją utrzymać, żeby Bośnia nie zdominowała nas w tej strefie. Drużyna ta robi wrażenie swoją fizycznością, ma zawodników z NBA, mistrza Euroligi, itd. Spryt i mądrość naszych zawodników nie pozwalały im pokazać ich najlepszych atutów. To nam dało naprawdę ważną wygraną. Wiedzieliśmy, że musimy mocno zastawiać. Mieliśmy prawie 20 zbiórek zawodników z obwodu - to też napędzało nasz szybki atak. To jest coś, co pielęgnujemy od dłuższego czasu. Przeciwko tak fizycznej drużynie odpowiedzieliśmy tym samym, a graliśmy szybszą koszykówkę niż oni.
Większość zawodników miała swój wkład w to zwycięstwo, a pan rozsądnie gospodarował siłami drużyny, wprowadzając zmiany. Praktycznie każdy gracz wchodzący na boisko dawał coś od siebie.
I.M.: Właśnie tak chcemy grać, żeby każdy coś wnosił do gry zespołu. Jak nie w ataku, to w obronie, a najlepiej i w obronie, i w ataku. Mamy w drużynie 12 zawodników, którzy chcą, walczą i na parkiecie dają wszystko, co mają. Wygraliśmy to spotkanie zespołowością.
Kolejny mecz, z Portugalią, też nie będzie o pietruszkę. Trzeba wygrać, bo inaczej trzeba się będzie liczyć z dodatkową „matematyką”.
I.M.: Nie ma się nad czym zastanawiać. Musimy teraz odpocząć i w środę mocno wejść w to spotkanie. Mam nadzieję, że nasz sztab medyczny wykona świetną pracę przed tym spotkaniem.
(PAP)