Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Stańko: Trąbka jest jak imbir w sushi

Jerzy Doroszkiewicz
Tomasz Stańko w kinie Forum
Tomasz Stańko w kinie Forum Jerzy Doroszkiewicz
Moim zdaniem, melancholia bierze się ze światła, które panuje w Polsce - mówi Tomasz Stańko.

Koncert Tomasz Stańko New York Quartet

Koncert Tomasz Stańko New York Quartet

14 maja w kinie Forum w Białymstoku Tomasz Stańko New York Quartet zagrają materiał z nowej płyty "Wisława", inspirowanej poezją Szymborskiej.

Skąd wzięła się w Panu potrzeba muzykowania?

Tomasz Stańko: Pochodzę z muzycznej rodziny. Ojciec był sędzią, ale całe życie interesował się muzyką i grał na skrzypcach. Chciał być muzykiem, a tylko przypadek zdecydował, że został sędzią. Cały czas miał też etat skrzypka w krakowskiej operze. Niemal naturalnie poszedłem do szkoły muzycznej, która łączyła przedmioty artystyczne z ogólnymi. W szkole pierwszego stopnia skończyłem fortepian i skrzypce, i zrezygnowałem, bo nie chciałem grać klasycznej muzyki. A po paru latach, wróciłem do szkoły na trąbę. Trąbka to był świadomy wybór?
- Troszeczkę przypadkowy. Byłem w drużynie skautowskiej, mieliśmy jechać na zlot do Sarajewa i ktoś musiał grać na trąbce. Dostałem rozkaz: jesteś muzykiem, musisz się nauczyć. Kolega ojca był profesorem trąbki, zacząłem można rzec - profesjonalnie słuchać jazzu. I Miles Davis i Chet Baker od razu mnie zainspirowali. Kiedy sięgam pamięcią wstecz, myślę, że dobrze wybrałem i nie wybrałbym chyba innego instrumentu.
Chet Baker, król melancholii, zainspirował i Pana wrażliwość?
- Moim zdaniem, melancholia bierze się ze światła, które panuje w Polsce. Chodzi o ilość Słońca i pewien typ szarego klimatu, który powoduje, że nawet muzyka Chopina jest pełna melancholii, choć Chopin wyjechał z Polski. Po urodzeniu, nasz mózg przez pierwsze pół roku nasiąka światłem, jakie jest w danym miejscu. I wydaje mi się, że to rzutuje na człowieka, bo światło to witalność, a więc życie.
Jak przyjmowali jazz zwykli ludzie na początku lat 60.?
- W tych czasach jazz był niezwykle silnym gatunkiem sztuki. Środowiska filmowe, aktorskie, literackie bardzo go szanowały. Można by powiedzieć, że jazzmani to byli królowie sztuki. Komeda jeździł na Zachód, ja też zacząłem, no i choćby film “Niewinni czarodzieje" Wajdy - wtedy jazz był bardzo poważnie traktowany.
Co dla Pana oznaczało spotkanie z Krzysztofem Komedą?
- To było trochę takie moje marzenie. Kontakt z nim dał mi kontakt z wielkością. On był charyzmatyczną postacią. Jego muzyka do filmu "Nóż w wodzie" to był poważny kamień milowy w polskim jazzie.
W latach 70. mógł Pan spokojnie podróżować praktycznie po całym świecie i poznać chyba wszystkie możliwe używki?
- Takie były czasy i te czasy są do dzisiaj, tylko nie zajmują się tym wyłącznie artyści. To jak berety, które nosił Dizzy Gillespie - stały się powszechnie modne. Podobnie kolczyki - najpierw nosiły je tylko odważne modowo osoby, a teraz zauważam je nawet w urzędach, gdzie przecież panuje bardziej nobliwy styl. Jest tu pewna analogia do używek - rozprzestrzeniły się. Paradoksalnie, wśród artystów nie są już tak modne.
Artysta to ekshibicjonista?
- Lubimy rzeczy dziwne, nietypowe wyzwania i obnażania się w sztuce, a zagranie solo to ekspresja samego siebie.
W biografii “Desperado" opowiada Pan bez skrępowania, jak biegał z nożem i grudą haszyszu po Warszawie albo odwiedzał meliny.
- Bo ja się tego nie wstydziłem. Skoro tak było, to po co mam się wstydzić?
Nie chodzi mi o wstyd, ale po co to było?
- Niech pan zapyta Keitha Richardsa z The Rolling Stones, po co to robił. A dlaczego Modigliani tak żył? Jego już pan nie spyta, bo nie żyje (śmiech). Artyści mają takie skłonności. Dzisiaj wszyscy zaczynają mieć takie skłonności, a my coraz mniej. Ludzie mają skłonności do skrajności. Przecież byli też ludzie - asceci, był Szymon Słupnik, który 40 lat przemieszkał na słupie. Motywacje są tajemniczą sprawą.
Trzeba w życiu się upodlić, sponiewierać, żeby lepiej je poznać?
- Nie wiem, czy trzeba, ale to dość naturalne. Na nic nie ma reguł, każdy powinien robić to, co czuje. Jest to przejaw wolności, pewnego nonkonformizmu i jedna z form życia. Z drugiej strony - to znana rzecz. Przy pewnego rodzaju skatowaniu się przychodzi iluminacja, pewnego rodzaju olśnienie. Tak bywa.
A czy taka iluminacja pomaga potem w wyszukiwaniu tych najwłaściwszych dźwięków?
- Nie sądzę, żeby to pomagało. Teraz wiem, ze talent muzyczny idzie zupełnie innym torem. Ale również wiem, że w epoce be-bopu 99 proc. muzyków było heroinistami.
Czy prawdziwy artysta musi być w życiu sam? Czy kobiety w XXI wieku jeszcze kochają muzyków jazzowych?
- Nie ma na nic reguł. Ja lubię być sam, bo takie mam skłonności, taką naturę. Najważniejsze, to umieć się dobrze wsłuchiwać w samego siebie i postarać się znaleźć najlepszą dla siebie formułę życia. Jedną z moich poważniejszych refleksji jest stwierdzenie, że żyjemy tylko z jednego powodu - żeby żyć. Nic więcej nie jest ważne.
Co to znaczy - nagrać album w Taj Mahal?
- To był bardzo dziwny pomysł - mój i mego przyjaciela Edwarda Vesali, który był producentem tego projektu. Ja wtedy grywałem solo i używałem pogłosu. A wnętrze Taj Mahal jest sławne ze swojego niebywale długiego, 15-sekundowego pogłosu o wyjątkowym pięknie brzmienia. Najtrudniejsze było nagranie. Przyjechaliśmy do Indii, do Agry, wchodzimy do świątyni, a tam jest… Watykan. Parę tysięcy ludzi od rana do wieczora i nie ma kiedy grać. Ale przekupiliśmy security i udało nam się dostać na parę godzin do środka i nagrać tę płytę. To była wręcz przygoda muzyczna.
Teraz dzieli Pan czas pomiędzy Stany a Polskę - dlaczego?
- Nie Stany, a Nowy Jork. Jestem włóczęgą, koczownikiem i właściwie przez całe życie się włóczyłem. Podróżowałem przez całe życie i to dla mnie stan naturalny. Jet lag i podróże nie męczę mnie i cały czas czuję, jakbym rozpoczynał coś nowego.
Do nagrania dwupłytowego albumu “Wisława" zaprosił Pan właśnie muzyków z tego rynku - to celowy zabieg?
- Tak, nowojorska scena muzyczna jest największa na świecie. Łatwiej mogłem wybrać muzyków, z którymi chciałem nagrywać. W jazzie dobór muzyków jest też formą twórczą. Muzycy mają zawsze dużą wolność, my jesteśmy improwizatorami i ta wolność jest istotna zarówno przy nagrywaniu płyty, jak i kreowaniu dramaturgii koncertu. Ponieważ daję muzykom więcej wolności, dla mnie to niesłychanie istotne z kim gram. Nie tylko ich profesjonalizm, ale i charakter. Moja muzyka jest bardzo nieamerykańska, na co zwrócił mi nawet uwagę mój pianista, ale jest stricte jazzowa i nowojorscy muzycy od razu grali ją świetnie.
Pan poznał Wisławę Szymborską wcześniej i zagrał na żywo do jej wierszy…
- To był pomysł jej wydawcy, Jerzego Illga. Formuła polega na tym, że robię przerywniki między wierszami, czyli wzbogacam wieczór autorski poetki innym brzmieniem, pewnego typu komentarzami, które są odpoczynkiem dla umysłu przed następnym wierszem. Mówiąc trywialnie - trąbka jest jak imbir w sushi - rozdziela smaki. Wisława Szymborska ma wspaniały głos, bycie z nią na jednej scenie to jak granie z Miles Davisem.
Szymborska cały czas w Panu żyje, mówi Pan o niej w czasie teraźniejszym.
- Tak. W jakiś sposób w mojej świadomości Wisława Szymborska cały czas żyje. Ja się nie rozstaję z artystami.
Ma Pan Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Co znaczy takie odznaczenie dla muzyka?
- Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że będę dostawał medale. Ja - taki uliczny człowiek, który zawsze miał w sobie ten brud i idzie bez kompromisu. Ale wydaje mi się, że ludzie lubią kloszardów. Świr jest teraz nagminnym określeniem i to bardzo pozytywnym. Ludzie lubią wariatów i odszczepieńców. Widocznie w naszym zbiorowym sensie bycia lubimy indywidualności. Widocznie mamy jakieś predyspozycje biologiczne.
Bez medali można żyć, a bez muzyki?**
- Można żyć bez wszystkiego, najważniejsze jest, proszę pana, tylko życie. Wystarczy tylko żyć.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny