MKTG SR - pasek na kartach artykułów

To wojna o nasze portfele

Karol POZNAŃSKI
Sieci handlowe zagrażają niezależnym sklepom i mogą doprowadzić do ich zniknięcia z rynku - uznała kilka miesięcy temu połowa uczestników sondażu przeprowadzonego przez jedną z brytyjskich fundacji ekonomicznych. Przedstawiciele hipermarketów uznali te obawy za przesadne, a sam sondaż za mało wiarygodny.

Według nich przyszłość sklepów zależy od wyboru klientów, którzy "głosują nogami". Podobne argumenty zdarza się usłyszeć w Polsce. Przedstawiciele sieci handlowych dorzucają jeszcze jeden: nasycenie polskiego rynku sklepami wielkopowierzchniowymi jest ciągle znacznie mniejsze niż na Zachodzie. Przeciwnicy hipermarketów od lat przedstawiają swoje racje: nie czekajmy z regulacjami, aż sieci zaczną wypierać mniejsze sklepy. Teraz jest czas, aby działać. Oba obozy dyskretnie przemilczają to, co najważniejsze. Klienci mają skończoną ilość pieniędzy. Większa liczba sklepów, oznacza więcej chętnych do podziału skromnej zawartości naszych portfeli. I o to toczy się wojna.

Okiem handlowca

Mimo, że konkurencja jest podstawową cechą gospodarki rynkowej, nikt jej nie lubi. Otwarcie hipermarketu oznacza dla okolicznych kupców konieczność bardziej agresywnego rywalizowania o klienta. Sprawnie zarządzane sieci handlowe to arcydzieło logistyki. Możliwość robienia dużych zakupów u producentów pozwala na negocjowanie lepszych cen i korzystniejszych warunków płatności. Przy idealnym planowaniu można osiągnąć szczyt doskonałości: sprzedać towar kupiony od producenta, zanim trzeba mu zapłacić. Małe sklepy mają oczywiście zdecydowanie mniejsze możliwości. Mają też mniej pieniędzy na reklamę. Warto jednak zwrócić uwagę, że lokalni kupcy rzadko poddają się bez walki. Uczą się od sieci handlowych, uruchamiają programy lojalnościowe, elastycznie zmieniają ofertę. Starają się utrzymać klienta, podnosząc jakość swoich usług. Można zatem założyć, że krótkoterminowy wpływ sieci handlowych na lokalną gospodarkę jest dobry. Dalej wszystko zależy od pomysłowości właścicieli mniejszych sklepów i tego, czy konkurenci nie przycisną ich za bardzo do muru. Kosztów nie można obniżać w nieskończoność, a nawet najtwardsza konkurencja powinna być uczciwa.

Okiem producenta - dostawcy

Sieci handlowe są jak piękne kobiety: kuszące i niebezpieczne. Podpisanie umowy z siecią handlową to z jednej strony gwarancja stałego odbioru dużych partii towaru, z drugiej zaś konieczność obniżania cen, spełniania surowych wymogów odbiorcy i godzenia się na długie terminy płatności. Dlatego producenci obierają różną taktykę. Niektórzy programowo unikają hipermarketów. Inni starają się utrzymać jak największą liczbę odbiorców, aby nie popaść w zbyt silną zależność od jednej sieci handlowej. Są wreszcie i tacy, którzy decydują się na współpracę z jednym odbiorcą. Ostatnie rozwiązanie jest bardzo niebezpieczne. Przekonał się o tym swego czasu polski producent dostarczający swoje produkty tylko do sieci McDonalds. Sieć stawiała mu coraz mniej korzystne warunki, aż w końcu zerwała współpracę. Producent musiał dochodzić sprawiedliwości na drodze sądowej.
Sieci handlowe nie zawsze są jednak tylko złym smokiem. Niektórzy producenci zwracają uwagę na wygodę jaką daje współpraca z nimi. Towar w dużych partiach może być dowieziony w jedno miejsce (w innym przypadku muszą to być setki małych hurtowni lub nawet sklepów). Na pieniądze trzeba trochę poczekać, ale są one niemal pewne i bardzo duże. Takiej pewności nie ma w przypadku mniejszych kontrahentów, mających często kłopoty z płynnością finansową. Wreszcie nierzadko zdarza się, że dobra współpraca z sieciami handlowymi przyczynia się do rozwoju przedsiębiorstwa i poprawy jakości produkcji. Warto jednak pamiętać o jednym. Ci producenci nie muszą wcale być lokalni, ani nawet krajowi. A to już może mieć znaczenie dla oceny wpływu hipermarketów na rozwój gospodarczy regionu i kraju. Szacuje się, że w Wielkiej Brytanii mniej niż osiem procent żywności sprzedawanej w hipermarketach zostało wyprodukowowanych przez lokalnych producentów. Tymczasem mniejsze sklepy zwykle sprzedają więcej takiej żywności.

Okiem klienta

Czy klient powinien brać pod uwagę powyższe argumenty, czy też po prostu "kupować najtaniej" i niczym się nie przejmować? Wydaje się oczywiste, że zwłaszcza w złej sytuacji ekonomicznej, tak zwana świadomość konsumencka będzie przegrywała z argumentem najniższych cen. Sklepy wielkopowierzchniowe sprawiają przynajmniej wrażenie, że znajdziemy tam wszystko pod jednym dachem i w miarę tanio. Przykłady niektórych krajów zachodnich pokazują jednak, że rozwoju handlu nie można puścić na żywioł. W Paryżu są całe dzielnice, w których jedyne sklepy to supermarkety dyskontowe. Ceny są skalkulowane tak nisko, że ludzie przyjeżdżają po zakupy z tekturowymi pudłami, bo za reklamówki trzeba płacić. Uczestnicy wspomnianego na początku sondażu obawiają się, że małe sklepy w brytyjskich miastach popadają, a ruch w dużym stopniu przeniesie się do marketów na obrzeżach. Według autorów sondażu sieci handlowe mają zbyt dużą kontrolę nad rynkiem i mogą jej nadużywać. A stąd już o krok od podejrzeń o działanie na szkodę klienta. Bo sieci handlowe wchodzą na lokalne rynki szermując argumentem swobodnej konkurencji. Tylko, że kiedy zaczynają przeważać, wówczas o konkurencji nie ma mowy.

Ile hipermarketów w Białymstoku?

Na to pytanie wcale nie ma prostej odpowiedzi. Głównym celem sieci handlowych jest pomnażanie zysków, a nie walka z lokalnym handlem. Kiedy Francuzi zechcieli postawić hipermarket w Białymstoku, po prostu to zrobili. Dokładnie tak samo mogą zrobić inne sieci. Jeśli tak się nie stało, to nie jest to zasługa władz miasta, ani tym bardziej kupieckich protestów. Po prostu sytuacja ekonomiczna miasta i regionu nie skłaniała inwestorów do energicznych działań. Nawet najsilniejsza opozycja Białegostoku nic by bowiem nie pomogła, gdyby ktoś chciał postawić taki sklep w jednej z sąsiednich gmin. A klienci i tak by dojechali. To nie oznacza jednak, że dyskusje na ten temat są przedwczesne. Wręcz powinniśmy wyciągnąć wnioski z doświadczeń zachodnich i nie powtarzać popełnionych tam błędów. Nie ma natomiast sensu przerzucanie się argumentami typu: jedno miejsce pracy w hipermarkecie oznacza "x" miejsc pracy mniej w innych sklepach. Każdy przypadek jest inny. Wiele zależy od lokalizacji hipermarketu, postawy jego konkurentów, ale także stanu gospodarki i dochodów gospodarstw domowych. Gdybyśmy zarabiali więcej - łatwiej byłoby nie tylko nam - ale również handlowcom. A tak wszyscy musimy liczyć każdą wydaną złotówkę. Liczymy ją tym bardziej - im trudniej ją zarobić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny