Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studniówka przy świecach. Awaria prądu nie przeszkodziła w zabawie.

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Na odwrocie fotografii przysłanej przez pana Jerzego Kruszewskiego znajduje się data: 2.4.1951 i kilkanaście podpisów.
Na odwrocie fotografii przysłanej przez pana Jerzego Kruszewskiego znajduje się data: 2.4.1951 i kilkanaście podpisów. Fot. ze zbiorów Pana Jerzego Kruszewskiego
Nagle zgasło światło. Zapadła cisza. Co teraz będzie? Ale uczniowie ruszyli w miasto, kupili świece i zabawa trwała do białego rana - wspomina swoją studniówkę Jerzy Kruszewski.

Młodych chcemy razem przekonać, że tamte studniówki też miały wiele uroku, choć stroje uczestników trudno byłoby uznać za szałowe.

Proszę popatrzeć na czarowne uśmiechy panienek, na dorodność męskiej kawalerki. Splendoru dodali ponadto swym przybyciem dyrektor Józef Humeńczyk i prof. Józef Wojtulewicz.

Pan Jerzy uczył się w Technikum Finansowym w Białymstoku przy ulicy Warszawskiej 63 (pod filarami). Był rok 1952, Polskę spowiła noc stalinizmu, w szkole szarogęsił się Związek Młodzieży Polskiej (ZMP).

Prof. Wojtulewicz, przyjazny młodzieży wychowawca oraz profesor od reklamy, przyniósł do klasy ekscytującą wiadomość: Pojedziemy na studniówkę do Szkoły Handlowej w Supraślu. Ale frajda! Szybko powołano komitet, poczyniono stosowne przygotowania i wreszcie nadszedł dzień, który każdy maturzysta winien pamiętać do końca swego życia. Finansiści z Warszawskiej stanęli przed pałacem Bucholtza w Supraślu. W holu powitali ich tamtejsi profesorowie i uczniowie. Sala była pięknie udekorowana, tańce zaczęły się bez zbędnej zwłoki. Dziewczęta musiały się uwijać jak frygi, bo chłopaków było wyraźnie w nadmiarze.

Po pewnym czasie wszystkich zaproszono do suto (jak na owe czasy) zastawionych stołów, apetyty i humory dopisywały. Nagle zgasło światło, zapadła cisza, potem wybuchł wrzask. Prognozy okazały się kiepskie. Poważne uszkodzenie linii elektrycznej. W miasto ruszyły więc dwie ekipy ratunkowo-handlowe. Odniosły pełny sukces, wykupiły wszystkie świece i do tego nabyły dwa dziesiątki zapałek.

Nie było mnie tam, ale mogę sobie wyobrazić ten szczęśliwy w sumie zbieg okoliczności. Wspaniałe wnętrza, mnóstwo migocących ogników, melodie, tańce, szczebioty. Oczywiście, że zabawa trwała do rana. "Atmosfera była jak w dawnych dworach szlacheckich. Brakowało tylko sań zaprzężonych w konie z dzwoneczkami".

O przytulaniu się i płochych myślach pan Jerzy w swym liście nie wspomina. Przyznaje jednak, że zawarto wiele znajomości, a pożegnanie było spontaniczne i radosne. Na pewno bez choć jednej łezki?

Przed wyjazdem połączone siły finansistów i handlowców (obu płci) odśpiewały sztubacką piosenkę: "Upływa szybko życie, jak potok płynie czas, za rok, za dwa, za chwilę razem nie będzie nas". Oj, pamiętam też te smętne nutki śpiewane na szlaku przy przygasającym ognisku.

Tamtego ranku w Supraślu nawet najgorliwsi zetempowcy zapomnieli, że ich obowiązywała pieśń z refrenem: "My Zetempe, my Zetempe, reakcji nie boimy się"!

A po studniówce, wiadomo - zakuwanie do matury i na pożegnanie bal szkolny. Pan Jerzy zapewnia, że wszyscy widoczni na załączonym zdjęciu maturę zdali, część poszła na studia, większość podjęła wnet pracę. Pozostały wspomnienia i wdzięczność dla profesorów.

Był wśród nich dr Zbigniew Toczewski, o którym znów zrobiło się głośno za sprawą spotkania wychowanków i wydania książki. Tacy jak on uczyli nie tylko prawd podręcznikowych.

Dużo ważniejszą okazała się nauka przedmiotu, z którego nie wystawiano stopni na świadectwach: Jak kochać ludzi i swój kraj? Jak robić to także w mrocznej scenerii początku lat 50.? Żal, że przy oglądaniu zdjęć z odległych lat coraz częściej czynimy uwagę: Nie ma Go (Jej) już wśród nas. Odeszli. Odchodzą tak szybko.

Na odwrocie fotografii przysłanej przez pana Jerzego Kruszewskiego znajduje się data: 2.4.1951 i kilkanaście podpisów.

To była też piękna tradycja, by nadać pamiątce jeszcze większą wartość, uczynić ją bardziej serdeczną.

Jest i pieczęć fotografa: J. Kalinowski BIAŁYSTOK S-to Jańska 1.

Archaiczna to pisownia i na bakier z ortografią. Czy jednak rzeczywiście była to jeszcze ulica Świętojańska?

Chyba jednak już sekretarza Marcelego Nowotki. Za cara na pewno zwała się Pruską.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny