Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażacy na ratunek Anecie

Fot. Wojciech Oksztol
Za każdym razem, kiedy kładę się spać, myślę sobie w duchu: Panie Boże, żeby tylko tej nocy nie zabrakło prądu - zwierza się matka 16-letniej Anety, chorej na nerki.
Za każdym razem, kiedy kładę się spać, myślę sobie w duchu: Panie Boże, żeby tylko tej nocy nie zabrakło prądu - zwierza się matka 16-letniej Anety, chorej na nerki. Fot. Wojciech Oksztol
Dziewczyna co wieczór jest dializowana. Bywa, że prądu nie ma. Dla strażaków dowiezienie agregatora do domu Anety nie jest już problemem.

Jest noc. W małej miejscowości Bronowo, niedaleko Łomży, 16-letnia Aneta jak zwykle, co wieczór, jest dializowana. Nagle zabieg przerywa brak prądu. Wyłączyli w całej wsi. Zrozpaczona matka dzwoni do strażaków. - Przywieźcie agregat - błaga. I nigdy nie odmówili pomocy.

Jedno słowo: agregat

- A ostatnio... Od razu, gdy tylko zabrali światło, nawet nie czekałem na telefon - zwierza się Marcin Wiśniewski, jeden ze strażaków. - Spakowałem agregat i pobiegłem do Anety. Jej matka właśnie wybierała się do mnie. Piechotą, bo nawet nie miała jak zadzwonić. Ich domowy telefon się popsuł. A ja już byłem z agregatorem na miejscu.

Poniedziałkowa noc była czwartą, kiedy matka 16-letniej dziewczyny potrzebowała pomocy strażaków.

- Pamiętam, że było około czwartej godziny nad ranem - opowiada Jan Malinowski, naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Bronowie. - Wtedy po raz pierwszy pani Bożena zaczęła mówić o jakiejś dializie. Nie wiedziałem, o co chodzi. Co ma straż do dializy? - pomyślałem w pierwszym momencie. Po chwili jednak padło słowo "agregat". Bez namysłu spakowaliśmy go do wozu strażackiego i zaraz byliśmy na miejscu.

W domu pani Bożeny strażacy spędzili wtedy ponad trzy godziny. Czekali, aż elektrownia włączy znowu prąd.

- Bo jak nie pomóc? - wtrąca Marcin Wiśniewski. - W tej rodzinie sama bieda. Każdy z wioski wie, co tę matkę spotkało. Człowiek nie byłby człowiekiem, żeby w takiej sytuacji odmówił pomocy.

Tragedia po tragedii

Pani Bożena Krysiewicz samotnie wychowuje dwójkę dzieci: 16-letnią Anetę i 14-letniego Łukasza. Pracuje na gospodarce - sama.

- Już osiem lat, jak mąż nie żyje - zwierza się kobieta. - Miał 42 lata. Zmarł nagle. Na zawał serca.

Pięć lat później następna tragedia...

- Wtedy zmarł mój syn. Dwadzieścia siedem lat - kobiecie urywa się głos. Ale po chwili jednak zbiera się w sobie i opanowuje łzy. - Całe życie było jeszcze przed nim. Miał tętniaka na aorcie. Nikt z nas o tym nie wiedział, on zresztą też. I wtedy zaczęła się też choroba Anetki. Ona bardzo to przeżyła...

Lekarz pierwszego kontaktu zignorował objawy. Myślał, że bóle, jakie odczuwa dziewczyna w dole pleców i ramienia, to wynik przeziębienia.

- A to już wtedy nerki Anety zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa - opowiada matka.
Dziewczyna jest dializowana od roku. A od września jej nazwisko widnieje na liście oczekujących na przeszczep.

Jak długo trzeba będzie czekać?

- Nie wiem - odpowiada smutnym głosem matka. - Niektórzy czekają po dwa, trzy miesiące. Niektórzy latami.

I mimo że dziewczyna ma w swoim domu odpowiedni sprzęt do dializy, to zabiegi są czasami przerywane właśnie przez brak prądu. W ciągu całego roku brakowało go we wsi ponad 20 razy. Cztery - po godzinie 18. Właśnie wtedy, kiedy Aneta jest dializowana.

- Za każdym razem, kiedy kładę się spać, myślę sobie w duchu: Panie Boże, żeby tylko tej nocy nie zabrakło prądu - opowiada pani Bożena. - Niech ja i Anetka prześpimy ją spokojnie. Ale nie daj Boże zerwie się z wieczora większy wiatr, to od razu czuję na ciele ciarki. Wtedy nie śpię w ogóle, czuwam całą noc.

- Ja też - przyznaje Aneta.

Czasami bywa tak, że po nieprzespanej nocy dziewczyna nie jest w stanie pójść do szkoły. Zostaje w domu, bo jest bardzo zmęczona. Chciałaby...

- Żyć w końcu normalnie, tak jak moi rówieśnicy - mówi. - Nie myśleć, że po 18-tej muszę być już w domu, bo czeka mnie zabieg.

Gdyby nie strażacy...

Dlatego obie nie wiedzą, co by zrobiły, gdyby nie pomoc strażaków.

- Dobrzy z nich ludzie - opowiada matka. - Któregoś razu nawet przyszło mi do głowy, że kupię sobie taki agregat. Zapytałam strażaków, ile może kosztować. Ale oni od razu odpowiedzieli, żebym nawet tak nie myślała. Jasno dali mi do zrozumienia, że mam śmiało dzwonić i nie krępować się.

Bo dla strażaków z Bronowa dowiezienie agregatora do domu pani Bożeny nie jest już niczym nadzwyczajnym. Tak jak to było za pierwszym razem.

- Dla jednostki kierowania chyba już też - twierdzi Wiśniewski. - Pierwszy raz, gdy zadzwoniliśmy pod 998, to dyżurny nawet nie wiedział, jak takie zgłoszenie przyjąć. Dopiero gdy sytuacja powtórzyła się, inny dyżurny stwierdził, że to jest też jedna z form ratowania życia, więc trzeba ją uznać jako normalny wyjazd.

- W końcu po to jesteśmy, żeby pomagać - wtrąca Patryk, 18-letni, najmłodszy ochotnik. - Taka służba. Jest w niej przygoda, odpowiedzialność i pomoc drugiemu człowiekowi. Po to jesteśmy,

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny