Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przy jej wigilijnym stole zabraknie syna i męża. O świętach po stracie bliskich opowiedziała Wiesława Burnos

Ewa Bochenko
Ewa Bochenko
Wiele w życiu przeszła, mimo to mówi, że ma dobre życie. Składa też naszym Czytelnikom życzenia. Mądrość i uprzejmość - jej zdaniem kombinacja tych dwóch wyrazów potrafi dać rozwiązanie bardzo wielu problemów. Życzy więc wszystkim, byśmy byli mądrzy i uprzejmi dla innych.To jej pierwszy wywiad, którego udzieliłam mediom. Również po raz pierwszy opowiedziała o najtrudniejszych momentach życia.
Wiele w życiu przeszła, mimo to mówi, że ma dobre życie. Składa też naszym Czytelnikom życzenia. Mądrość i uprzejmość - jej zdaniem kombinacja tych dwóch wyrazów potrafi dać rozwiązanie bardzo wielu problemów. Życzy więc wszystkim, byśmy byli mądrzy i uprzejmi dla innych.To jej pierwszy wywiad, którego udzieliłam mediom. Również po raz pierwszy opowiedziała o najtrudniejszych momentach życia. UMWP
Pierwszych świąt po tragicznej śmierci syna pani Wiesława Burnos w ogóle nie pamięta. Tak wielki to był ból. Teraz, po latach, mówi, że syn Marek jest z nią cały czas, również przy świątecznym stole. I że w jej sercu ciągle ma 21 lat, choć, gdyby żył, miałby już 42. I właściwie, choć od tamtego dramatycznego dnia minęły już ponad dwie dekady, pani Wiesława dopiero teraz jest w stanie w miarę spokojnie o nim opowiadać. I o tym, że to właśnie te najtrudniejsze momenty życia zapoczątkowały falę jej prospołecznych działań.

W tym roku do wigilijnej kolacji pani Wiesława zasiądzie – wraz z gronem najbliższych – we własnym domu w Starej Moczalni (gm. Sokółka). Chociaż w minionych latach jeździła na wigilijne wieczerze do swojego rodzinnego domu, koło Kuźnicy, to teraz chce sama zorganizować wigilię, zaprosić mamę i całą rodzinę, i własnoręcznie przygotować 12 potraw, tak jak zwykle robiła to mama, kiedy jeszcze miała więcej siły. A gdy już wszyscy się posilą, przyjdzie Mikołaj i obdaruje prezentami jej ukochane wnuki. Są dla niej siłą napędową do życia i wypełniają pustkę po stracie syna i męża.

To był ciepły lipcowy dzień...

Wiesława Burnos swoje dorosłe życie dzieli na dwie połowy: 21 lat spędzone z synem i 21 lat po jego tragicznej śmierci.
Dzień wypadku zmienił wszystko. To był ciepły, lipcowy wtorek. Marek, najstarszy syn pani Wiesławy, odpoczywał na wakacjach u kuzynów na Warmii.

- Od rana było u nas gwarno, córka Ania z koleżankami robiła faworki. Wtedy zadzwonił telefon i padło jedno zdanie: „Marek miał wypadek samochodowy...” _– wspomina. _– Od tamtej pory w moim domu nie ma faworków, bo one nam wszystkim przypominają te najgorsze chwile – opowiada pani Wiesława.

Po telefonie wszyscy się zerwali i – tak jak stali – pobiegli do samochodu. Pani Wiesława z mężem i młodszym synem Piotrkiem ruszyli do mrągowskiego szpitala, gdzie Marek był operowany.

- Kiedy na miejscu usłyszałam od lekarza, że on z tego nie wyjdzie, ponieważ stwierdzono uszkodzenia pnia mózgu, zrobiło mi się ciemno przed oczami – przypomina.

Jednak czekali, ciągle z nadzieją. Aż konsylium orzekło śmierć mózgową. Wówczas młodszy syn, kilkunastoletni wówczas Piotrek, rzekł, że brat chciał, by po śmierci przekazano jego organy do transplantacji. I chociaż wszystkich zaskoczył tym wyznaniem, nikt się nie sprzeciwił. Marek, zanim został odłączony od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe, uratował więc kilka innych istnień. Rodzice jednak nigdy nie poznali biorców jego organów. Nie chcieli.

O pogrzebie Marka pani Wiesława opowiada tak, jakby to było wczoraj.

– Przepiękna słoneczna pogoda. Wszystko było tak, jak chciałam. Tradycyjny pogrzeb, trumna z ciałem w domu, sąsiedzi, krewni, znajomi, modlitwy, ulica we wsi wyścielona jedliną, pożegnanie ze wsią pod kapliczką... – przywołuje.

Białą trumnę nieśli koledzy. Nie pozwolili, by zrobił to ktokolwiek inny. Jednakowo ubrani, w szare koszule, niezrażeni potwornym upałem, towarzyszyli przyjacielowi do końca. A sąsiedzi wspierali jak mogli pogrążoną w żałobie matkę. „Pani Burnos, proszę nie płakać, pani syn powita panią kiedyś bukietem róż” – mówili.

– A ja do dziś płaczę, kiedy przypomnę sobie te słowa sąsiadki. Uświadomiły mi, jak mój syn był lubiany we wsi i przez swoich kolegów. Do teraz jestem z niego dumna – podkreśla matka.

Nigdy nie zapytała Pana Boga, dlaczego doszło do tej tragedii. Jest głęboko wierząca i uznała, że Marek miał wyznaczony na ziemi czas i miejsce. I że Bóg zabrał jej syna, bo taka była Jego wola.

Do dnia pogrzebu pani Wiesława i cała jej rodzina otrzymywali mnóstwo wsparcia. Ciągle ktoś był obok, pocieszył, potrzymał za rękę. Potem zostali zupełnie sami. I wtedy przyszedł ten moment.

– Nie dałam rady ani żyć, ani umrzeć – mówi.

Było tym trudniej, że nie miała pracy. Kilka tygodni wcześniej zlikwidowano biuro geodezji, w którym przepracowała 30 lat. Na szczęście miała jeszcze studia... Gdy Marek odszedł, była na piątym roku prawa. Kilka tygodni po pogrzebie musiała podejść do ważnego egzaminu, od którego zależała jej przyszłość. Więc uczepiła się tej nauki, żeby choć na chwilę zapomnieć o tragedii. Uczyła się po całych dniach. Nie pamięta, jak to robiła, ale egzamin zdała.

Nie pamięta też świąt, które nadeszły pół roku po śmierci Marka. Pierwsze Święta Bożego Narodzenia bez syna. Nic z nich nie pamięta. Jakby ich nie było. Zapewne cały świat błyszczał kolorowymi światełkami, skrzył się białym śniegiem, ale ona tego nie widziała. Pamięta tylko, że gdziekolwiek była, wszędzie szukała go wzrokiem.

– Do dziś zresztą łapię się na tym, że szukam go w tłumie – mówi. – Szukam też śladów po nim w domu. Kiedyś na ścianie stodoły zrobił napis z błędem: „Piotr skałt”. Wtedy byłam na niego zła, a dziś się cieszę, że ta jego „twórczość” nie została zamalowana i codziennie mogę na nią patrzeć przez kuchenne okno – dodaje z lekkim uśmiechem.

Pożegnała też męża

Śmierć syna to nie jedyna tragedia, która ją spotkała. Pandemia koronawirusa niespodziewanie zabrała jej męża. Jak wspomina, nie byli idealnym małżeństwem, ale jego odejście było ogromną stratą.

- Bez względu na to, jakie relacje panują między małżonkami, to przez wspólnie przeżyte lata więź jest zawsze. Mój mąż odchodził w szpitalu, w czasie, w którym nie było możliwości czuwania przy nim – wspomina. – W trakcie naszej ostatniej telefonicznej rozmowy, na kilka godzin przed podłączeniem go do respiratora, przeprosiliśmy się i pożegnaliśmy, choć on nie wiedział, że to może być koniec jego życia. Tę wiedzę miałam wtedy tylko ja. Ale ciągle miałam też nadzieję.

Pani Wiesia do dziś się zastanawia, co mąż czuł w drodze na OIOM, o czym myślał, kiedy podłączano go do respiratora. Zadbała, by mógł się wyspowiadać, by porozmawiał z każdym dzieckiem, by mógł powiedzieć coś ważnego i dzieciom, i wnukom. Codziennie modli się za jego duszę, co miesiąc odprawiana jest za niego Msza Święta. I zapewnia, że będzie tak, póki ona żyje.

- Opowiadam o nim wnukom. Jego warsztat otrzymał najstarszy wnuczek. Z dziećmi oglądamy razem zdjęcia, odwiedzamy i dziadka, i wujka Marka na cmentarzu. Obaj są obecni w naszym życiu, i na co dzień, i przy wigilijnym stole – zapewnia.

Teraz pomaga innym dzieciom

Jak mówi pani Wiesława, te dwie śmierci jej bliskich, dwie tragedie, zmieniły jej życie.

– Nie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa, ale jestem zadowolona z życia _– podkreśla. _– Nauczyłam się, że każda niespodziewana okoliczność, niewiadoma, jest dla mnie wyzwaniem, szansą, by zrobić coś dobrego dla innych.

Mimo tragedii, z jakimi przyszło jej się zmierzyć, zawsze była w gotowości, by podać rękę tym, którzy tego potrzebują. W pracy i poza nią. Od kilku lat zasiada w zarządzie województwa podlaskiego i skupia się na zadaniach prospołecznych.
Zaczęło się od tego, że 11 lat temu zainicjowała zbiórkę na odbudowę domu pana Jana z sąsiedniej wsi, któremu w środku nocy podpalono mieszkanie. Mężczyzna został bez dachu nad głową, załamał się. W trakcie tej akcji pomocowej spotkała się z niezwykłą hojnością i życzliwością mieszkańców powiatu sokólskiego, dzięki czemu pan Jan jeszcze przed nadejściem mrozów zamieszkał w swoim nowym domu.

- I kiedy udzielał wywiadu lokalnej gazecie, powiedział, że „teraz to on żyje jak Amerykanin” – z uśmiechem wspomina Wiesława Burnos.

Potem były kolejne akcje pomocowe, najczęściej na rzecz poszkodowanych w pożarach. A ostatnie lata to praca przy zbiórkach i licytacjach na rzecz chorych dzieci i dorosłych. To z jej inicjatywy marszałek i członkowie zarządu województwa podlaskiego nie tylko przekazują na licytacje wartościowe przedmioty, ale sami też biorą w nich udział.

Jej pomysłem są też śniadania z marszałkiem, które... sama przygotowuje, i które zawsze cieszą się ogromną popularnością. Za dokonanie wpłaty na rzecz potrzebujących darczyńcy zapraszani są do Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku, gdzie przy kawie, herbacie i specjalnie przygotowanym posiłku mają możliwość porozmawiania z marszałkiem i członkami zarządu. Dzięki temu konta zbiórek zasilane są znacznymi kwotami.

Pani Wiesława przyczyniła się też do stworzeniu w naszym regionie sieci poradni psychologiczno-pedagogicznych oraz powstania rodzinnych domów dziecka. Na terenie sokólszczyzny zostały utworzone aż cztery takie rodzinne placówki opiekuńcze. Dlaczego było to dla niej takie ważne?

_– Dzieci, które z rozmaitych przyczyn były – orzeczeniem sądu – odbierane rodzicom, trafiały do placówek w całym kraju, często daleko od swoich rodzin. Zdarzało się, że rodzeństwa były rozdzielane _– tłumaczy pani Wiesława. A ona chciała maksymalnie skrócić ten dystans dając rodzicom szansę na poprawę sytuacji. Nie chciała odbierać dzieciom możliwości kontaktu z rodziną. I to się udało. Zabiegała także o środki na budowę pawilonu sensorycznego w szkole integracyjnej w Janowszczyźnie, wiedząc jak istotna jest nieustanna terapia uczniów z dysfunkcjami. Pawilon właśnie się buduje, niedługo dzieci będą mogły z niego korzystać.

Ma dwa marzenia

– Wszystko zawdzięczam Panu Bogu. Jesteśmy zaprzyjaźnieni, często ze sobą rozmawiamy, ale nigdy nikomu nie narzucam swojej wiary – zastrzega. – Żyjąc na Podlasiu, w tyglu kulturowym, potrafię odnaleźć się zarówno w meczecie, jak i w cerkwi, z szacunkiem oddając hołd wiernym - zaznacza.

Jak przyznaje, to właśnie wiara uratowała ją przed załamaniem po śmierci dwóch bliskich jej osób. Jednak rozumie, że nie każdy jest w stanie znaleźć w sobie tyle siły, bo po tragedii znowu stanąć na nogi. Dlatego od początku kadencji zabiegała o dostępność gabinetów psychologiczno-psychiatrycznych nie tylko dla dzieci, ale także dla dorosłych. Efektem tych starań będzie utworzenie w Sokółce centrum psychologiczno-psychiatrycznego dla dorosłych. Pani Wiesława marzy też, że kiedyś powstanie tu jeszcze hospicjum domowe i stacjonarne.

_- Takie, jakie wybudował nieżyjący już ks. Jan Kaczkowski w Pucku, z dobrą opieką medyczną, wsparciem i uważnością na drugiego człowieka. Gdzie człowiek chory poczuje bliskość, miłość oraz spokój na ostatniej drodze życia _– wyjaśnia.

Pani Wiesława ma jeszcze jedno marzenie. Po zrealizowaniu wszystkich planów chce wyruszyć na szlak św. Jakuba , ale nie zamierza zakończyć wędrówki w Santiago de Compostela, tylko kilkadziesiąt kilometrów dalej – na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego, w miejscowości Fisterra (w tłumaczeniu „koniec ziemi”).

– Chciałabym odbyć tę pielgrzymkę z wnukiem Gabrielem – zdradza. I zastrzega, że w życiu niekoniecznie trzeba sobie wyznaczać dalekosiężne cele. – Bo sama droga do nich jest ciekawa. Można na niej porzucić jeden cel na rzecz innego. I nie ma sensu trzymać się kurczowo jednej opcji. Ja nigdy nie miałam jednego celu. Życie mnie niosło. Jedno wypływało z drugiego i musiałam się w tym odnaleźć, określić na nowo- wyjaśnia.

Po prostu babcia

Pani Wiesława ma czworo wnuków: Różę, Polę, Gabrysia i Henryka. Najstarszy Gabryś często towarzyszy jej w trakcie różnych wydarzeń i uroczystościach.

_- Zależało mi na tym, by pokazać mu naszą piękną wiarę, nauczyć patriotyzmu _– wyznaje.

Zawsze lubiła dzieci i poświęcała im wiele uwagi, zresztą nie tylko swoim. Od lat chętnie angażuje się w działania Regionalnej Placówki Opiekuńczo Terapeutycznej w Ignatkach, gdzie przebywają dzieci niepełnosprawne, część z nich jest leżąca, a niektóre – bardzo mocno chore, nie mówią i nie chodzą. Na co dzień nie doświadczają ciepła rodzinnego domu. Pani Wiesława często więc je odwiedza, aby zawieźć im słodycze i choć chwilę razem posiedzieć. Zajrzy do nich również przed nadchodzącymi świętami.

- Cieszę się, gdy mogę zobaczyć tyle roześmianych dziecięcych twarzy. To dla mnie niezwykle istotne, aby każdy przeżył ten okres świąt tak, jak należy, czyli właśnie z uśmiechem – tłumaczy. – Kiedy jadę do Ignatek, chcę im pokazać, że każde dziecko jest ważne. Nie tylko od święta - podsumowuje.

Zapytana o to, czego życzy sobie i innym na święta, odpowiada, że tego, co mieści się w dwóch słowach: mądrość i uprzejmość.
_- Myślę, że kombinacja tych dwóch wyrazów potrafi dać rozwiązanie bardzo wielu problemów. Bądźmy więc mądrzy i uprzejmi dla innych_– dodaje z uśmiechem.

Zobacz też: W jednym miejscu 300 kobiet z Pdlasia

**

Wiesława Burnos w administracji samorządowej przepracowała ponad 40 lat. Obecnie pracuje na stanowisku Członka Zarządu Województwa Podlaskiego, jak również geodety w Wojewódzkim Podlaskim Biurze Geodezji i Terenów Rolnych. Równolegle z pracą w WBGiTR prowadziła na własny rachunek działalność gospodarczą. Pracowała więc nie tylko w biurze, ale także w terenie, niekiedy w trudnych warunkach, a mimo to, ciągle podnosząc swoje kwalifikacje. Zdała trzy egzaminy państwowe, zdobywając uprawnienia zawodowe na podstawie art.45 ust.2 ustawy Prawo geodezyjne i kartograficzne. W powiecie sokólskim jest jedyną kobietą-geodetką o tak dużym zakresie uprawnień, co poczytuje sobie za zaszczyt, ale też - za zobowiązanie. W 2003 roku na Uniwersytecie Białostockim ukończyła studia prawnicze, uzyskując tytuł magistra nauk prawnych, uzupełniając tym samym wykształcenie techniczne.W swojej pracy zawodowej kieruje się potrzebą gruntownego poznania każdej sprawy i wnikliwą jej oceną. Skutkuje to wydawaniem klarownych, rzeczowych i obiektywnych decyzji i orzeczeń. Duża znajomość zagadnień prawnych i administracyjnych, wynikająca z jej prawniczego wykształcenia oraz wieloletniej praktyki zawodowej - pozwala efektywnie i profesjonalnie uczestniczyć w rozstrzyganiu wielu trudnych i niekiedy spornych spraw.

**

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny