Gdyby władze Suwałk funkcjonowały normalnie, afera z wiceprezydentem G. nie miała prawa się zdarzyć. O różnych nieprawidłowościach, nie tylko tych o prokuratorskim wymiarze, pisaliśmy w "Porannym" wielokrotnie. Kwestionowaliśmy masę różnych decyzji i pomysłów miejscowych władz, stawialiśmy znaki zapytania nad niektórymi procedurami, wskazywaliśmy, kto jest temu winien. Opisywaliśmy też chory "towarzysko-polityczny" układ rządzący miastem. Niestety, ale wiele tropów wiodło właśnie do Mieczysława G.
Na nasze publikacje miejscy urzędnicy przestali reagować. Ponoć naigrywali się, że możemy sobie pisać, co chcemy, a oni i tak mają w radzie potulną większość, która zawsze zagłosuje "jak trzeba". Najlepszą puentą była zaś publiczna wypowiedź prezydenta Wołągiewicza, że dobrze, iż miasto wydaje "Tygodnik Suwalski", bo tam zawsze piszą prawdę. Dla niezorientowanych wyjaśniam, że do tego pisma, w którym jeszcze nigdy nie pojawił się krytyczny artykuł o miejskich władzach, suwalscy podatnicy dopłacają co roku kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Afera z wiceprezydentem nie miała prawa się wydarzyć, bo wiceprezydent dawno już powinien być odwołany. Podobnie zresztą jak paru innych wysokich rangą urzędników.
13 radnych głosowało wczoraj przeciw odwołaniu Mieczysława G. To najlepsza ilustracja tego złośliwego nowotworu, który od paru lat rozwija się w suwalskich władzach samorządowych. Tego już wyleczyć się nie da.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!