Mikołaj Bakoniuk nie wyobraża sobie życia bez dwóch kółek. Na rowerze jeździł od zawsze. I od zawsze lubił przy nim majsterkować. Bo wiadomo: kiedyś jakość sprzętu pozostawiała wiele do życzenia, a i miejsc, gdzie można było go naprawić, też wiele nie było. Dlatego Mikołaj Bakoniuk pompował koła, naciągał łańcuchy i wykonywał inne drobne naprawy i w swoim, i w rowerach sióstr.
Podpowiedzieli koledzy
Jednak o sklepie z rowerami nigdy nie marzył. Pomysł podpowiedzieli mu koledzy, gdy wrócił z zagranicznych wojaży. Miał do zainwestowania pieniądze, ale nie chciał otwierać byle sklepu. Chciał być niezależny, a jednocześnie robić coś, co lubi, na czym się zna, i co przyniesie jakiś zysk.
- Nie marzę o nie wiadomo jakich pieniądzach. Chcę tyle, żeby wystarczyło na życie - zapewnia Mikołaj Bakoniuk.
Gdy 15 lat temu koledzy związani z czasopismem o rowerach zaproponowali mu, aby otworzył sklep z takim sprzętem, nie zastanawiał się długo.
- Rowery to moja pasja. Lubię to - tłumaczy.
Jednak mimo to nie było łatwo. Pieniędzy, które miał, nie wystarczało na rozkręcenie firmy. Starał się więc o kredyt w banku. A tam - same kłody pod nogi - mimo że wydawało się, że nie jest podejrzanym klientem. W biznes inwestował również swoje pieniądze, poza tym dawał bankowi niemałe zabezpieczenie.
- Z jednego banku zostałem wręcz wyproszony - wspomina.
Ale w końcu udało się. Jeden z banków pożyczył mu pieniądze.
Wtedy Mikołaj Bakoniuk z propozycją współpracy pojechał do fabryki Romet.
- A tam mnie po prostu zignorowano - denerwuje się Bakoniuk.
Postanowił więc zainwestować w rowery drogie, zagraniczne, ale naprawdę wysokiej klasy.
Na początku kupił lokal 30-metrowy. Pracował sam. Przychodził w nocy, skręcał rowery, potem w dzień stał w sklepie. Pomagała mu żona.
Z czasem sklep rozrósł się.
- Dokupiłem 60 mkw., potem jeszcze 70, dobudowałem 40 - wymienia pan Mikołaj.
Urządził jeszcze jeden sklep w innym miejscu.
Teraz zatrudnia siedmiu pracowników.
- Jednak nie jest tak, że to ludzie za mnie pracują. Im więcej zatrudniam ludzi, tym więcej sam muszę pracować - uśmiecha się Mikołaj Bakoniuk.
Gdybym miał doświadczenie...
Żeby dostać pracę w Sprincie, trzeba lubić i rowery, i ludzi.
- Bo po to jest sprzedawca, żeby wytłumaczyć klientowi, czy się różni jeden rower od drugiego, doradzić, jaki model wybrać - tłumaczy Bakoniuk.
Dlatego nie żałuje czasu i pieniędzy również na szkolenie pracowników.
- To zawsze się opłaca - przekonuje.
Sam również cały czas się szkoli. Musi znać wszystkie nowinki. A jednocześnie stara się, aby ceny były jak najniższe.
- Dlatego wraz ze znajomymi z całej Polski założyliśmy Profesjonalną Grupę Rowerową. Wspólnie robimy zakupy w zagranicznych firmach. Jako duży klient dostajemy większe zniżki i jesteśmy traktowani bardziej poważnie - mówi.
Mikołaj Bakoniuk żałuje tylko jednego: że wcześniej interesował się rowerami tylko prywatnie.
- Gdybym miał większe doświadczenie, wiedziałbym, jak działać. I mógłbym się bardziej rozwinąć - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?