Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowy przy świątecznym stole, czyli jak nie rzucić w wujka sałatką

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
- Niektórzy nie mają tyle siły, by nie poruszać przy stole drażliwych politycznych tematów - mówi psychoterapeuta Artur Brzeziński
- Niektórzy nie mają tyle siły, by nie poruszać przy stole drażliwych politycznych tematów - mówi psychoterapeuta Artur Brzeziński W. Wojtkielewicz
Jak w święta uniknąć rodzinnych kłótni, podpowiada Artur Brzeziński, psychoterapeuta z Pracowni Psychoterapii i Psychoedukacji Integra w Białymstoku

Za chwilę usiądziemy przy świątecznym stole. To powinien być piękny, rodzinny czas, ale zdarza się, że dochodzi do kłótni i nieporozumień. Jak nie pokłócić się w święta?
W dzisiejszych czasach, kiedy tyle się dzieje, może być to czasem trudne.

Tak białostoczanie ubrali swoje choinki. Która najładniejsza?

Bo tak dużo dzieje się w polityce?
No tak. Niektórzy nie mają siły, by tych politycznych tematów nie poruszać przy stole.

Może więc trzeba nauczyć się dobrze rozmawiać o polityce , zwłaszcza z osobami, które o tym, co dzieje się teraz w Polsce, myślą inaczej niż my.
Tych osób, które myślą inaczej niż my może być dużo więcej, niż się spodziewamy. Przecież każdy, nawet będąc po tej samej stronie politycznej, widzi wszystko nieco inaczej. Więc nawet ci, którzy teoretycznie są po jednej stronie, mogą - i to znacznie - różnić się w ocenie sytuacji.

Artur Brzeziński: Potrzebujemy bliskości. Zaczyna się tegoroczna akcja Dusza się rusza dusza się rusza

Jak więc dobrze rozmawiać o polityce? Dobrze, czyli tak, by święta były miłe.
Są tematy, które budzą szczególne emocje. I są szczególne sytuacje, typu właśnie święta, kiedy jesteśmy w trochę innym nastroju, wybici z rutyny, trochę bardziej rozemocjonowani. Po za tym nakładają się różne inne emocje związane ze spotkaniem, z dawno niewidzianym i niekoniecznie lubianym wujkiem. Atmosfera jest taka bardziej podgrzana emocjonalnie. W takich momentach poruszenie pewnych tematów to niemalże gwarantowany problem.

Artur Brzeziński: Przyjaźń i sympatia to przepis na dobre święta

Czyli najlepiej nie rozmawiać o polityce? Ale czasem nie wystarczy takie postanowienie. Bo przyjdzie ten nielubiany wujek i zacznie mówić rzeczy, z którymi się zupełnie nie zgadzam i emocje zaczynają we mnie tak buzować, że albo się pokłócę, albo… No właśnie, może lepiej wtedy wyjść do kuchni, by sobie zrobić herbatkę?
Jeżeli podczas świątecznej rozmowy już zastanawiamy się, czy rzucić w wujka sałatką ze śledziami, czy nie, to rzeczywiście lepiej wyjść. Ale zanim jeszcze dojdzie do takich emocji, warto zastosować którąś z prostych technik zachowania. Gdy wujek zaczyna mówić coś, z czym kompletnie się nie zgadzamy, a wiemy, że nasza odpowiedź może wywołać kłótnię, powiedzmy po prostu: Rozumiem, że tak myślisz. I kropka. Nic więcej. Trzeba zmienić temat, poprosić chociażby o podanie tej herbaty. Oczywiście, to może być bardzo trudne. Bo takie domowe polityczne rozmowy często mają drugie dno. Niby rozmawiamy o polityce, ale bardzo często to rozmawiamy o dawnych animozjach, niechęciach albo chcemy zaznaczyć swoją pozycję w rodzinie, albo skupić na sobie uwagę, albo sprowokować jakąś trudną sytuację dla wszystkich. Sprowokowanie rozmowy o polityce, w ogóle podjęcie takich wzbudzających emocje tematów, może być po prostu sposobem - nawet nieświadomym - na osiągnięcie innych celów. Trudno wtedy dyskutować, bo właściwie nie ma żadnej dyskusji. Oczywiście, można o polityce porozmawiać nawet przy świątecznym stole, ale tylko wtedy, gdy będzie to merytoryczna dyskusja: ty mówisz swoje argumenty, ja swoje argumenty. Najlepiej przedstawiać je bez emocji. Ale tu jest problem, leżący w ogóle u samej podstawy takich rozmów. Bo jeśli już mamy jakieś przekonania polityczne, silnie w nas umocowane, to trudno podczas dyskusji nie wejść na poziom emocjonalny. My już swoje wiemy i koniec. Te racje, przekonania zaczynają być częścią naszej tożsamości, naszego sposobu patrzenia na świat, więc jak ktoś widzi świat inaczej, to to może być odbierane niemalże jak atak na naszą tożsamość. Jest zresztą takie pojęcie w psychologii, to się bodajże nazywa naiwny realizm. To jest takie przekonanie, że jest tak, jak ja myślę. Ja mam jedyny dostęp do prawdy i każda inna osoba, która myśli inaczej, to albo jest niedokształcona, nie ma dostępu do pełnej wiedzy, albo ma złe intencje. Więc jak rozmawiamy o polityce i ktoś mówi o zjawisku politycznym x niezgodnym z tym, co myślimy, to my to odbieramy, że albo jest niedouczony, albo ma złą wolę. Jak jest niedouczony, to zaczynamy się wymądrzać. Ale z drugiej strony - źle znosimy, gdy ktoś zaczyna się wymądrzać wobec nas i na tego typu retorykę reagujemy tak, jakby ktoś nas pouczał. Wtedy zaczyna się ustalanie, kto jest mądrzejszy, a sprawy merytoryczne przestają być ważne.

I co wtedy?
Rozmowa wchodzi na poziom emocjonalny. Mówiąc o polityce, o swoich poglądach, już właściwie walczę z tym drugim złym człowiekiem, który chce mnie skrzywdzić. Wtedy są tak silne emocje, że tu się nie da w ogóle dyskutować. A tu dochodzi jeszcze ta atmosfera świąteczna, sytuacja nietypowa, wszyscy się zjechali, wychodzą dawne zaszłości i rzeczywiście robi się bardzo trudno. Dlatego tak ważne jest, by nauczyć się rozmawiać i dyskutować. Nauczyć się tego, że jak ktoś ma inne poglądy, to nie jest wrogiem. Po prostu - różnimy się pod względem poglądów na jakiś wycinek rzeczywistości. Polityka to przecież nie wszystko. Możemy wspólnie usiąść przy stole i rozmawiać o tym, jak tam rosną nasze wnuczki czy o czymkolwiek innym.

Polityka to jedno. Ale tych drażliwych tematów, poruszanych przy świątecznym stole, jest dużo więcej. Na przykład ten nielubiany wujek pyta nas: dlaczego jeszcze nie wyszłaś za mąż?, dlaczego jeszcze nie masz dzieci? No a jeśli je masz, to dlaczego w taki, a nie inny sposób je wychowujesz? Jak rozmawiać z tymi członkami rodziny, którzy chcą ingerować w nasze życie?
Święta to naprawdę trudny czas w wielu rodzinach. Z jednej strony taki bardzo cenny, ważny, a z drugiej strony - wiele osób narażonych jest właśnie na tego typu pytania. To pytania właściwie niemalże standardowe. Ja zakładam, że ci, którzy zadają te pytania, robią to z troski i ciekawości. Ciekawość - taka zwykła, ludzka, co się dzieje u innych. Troska - bo może faktycznie coś się dzieje, więc dopytamy. Tyle tylko, że te osoby, którą słyszą takie pytania, często znajdują się w trudnej sytuacji. Bo przecież w życiu są różne sytuacje, różne historie. Bo możemy nie chcieć mieć dzieci. Możemy nie móc mieć dzieci. Możemy w tym momencie myśleć o jakichś innych rzeczach...

A możemy po prostu nie chcieć o tym rozmawiać z tym wujkiem. Jak mu grzecznie, ale stanowczo powiedzieć, żeby nie wtykał nosa w nieswoje sprawy?
„Rozumiem wujku, że się tym interesujesz”. Albo: „Dziękuję za to pytanie”. I nic więcej.

Czyli tego wujka pozostawić w takim zawieszeniu. Ale on albo to zrozumie, albo nie...
To wtedy trzeba jeszcze raz powiedzieć: „Dziękuję, dziękuję za zainteresowanie. Rozumiem, że o tym myślisz”. Broń Boże nie rozwijać tematu. Bo gdy zaczniemy wszystko wyjaśniać, to wejdziemy w obszary, w które zapewne wcale nie chcielibyśmy wejść, skoro nie chcemy o tym rozmawiać. Gdy powiemy coś agresywnego wobec wujka, to wujek poczuje się dotknięty. Albo ciocia, mama, siostra, ktokolwiek z domowników...

No właśnie. Na początku rozmowy wymyśliliśmy sobie tego przysłowiowego wujka, ale równie dobrze może to być ciocia czy też babcia.
Myślę, że tego typu pytania o dzieci częściej padają ze strony kobiet. Wujek to pewnie - stereotypowo - by zapytał, jak tam w pracy.

To chyba lepiej.
Ale nie wtedy, kiedy na przykład właśnie pracę straciliśmy i nie chcemy o tym rozmawiać.

Stereotypowy wujek może jeszcze zapytać: ile zarabiasz?
A jeszcze dodajmy do tego polityczne tło, no bo dziś o to nietrudno, i już robi się sytuacja, w którą naprawdę nie chcemy wejść. Warto wtedy zastosować to asertywne „Dziękuję za zainteresowanie. Rozumiem, że to dla ciebie ważne”. I koniec! I się uśmiechamy do wujka, cioci, mamy i dalej nie rozmawiamy. Oczywiście, to dla nas może być w środku trudne. Bo gdzieś tam w nas na pewno budzą się emocje. No ale to my decydujemy o tym, czy te emocje zdobędą taką władzę, że zaczniemy pod ich wpływem mówić różne rzeczy lub zachowywać się niemal ostentacyjnie, np. wychodząc z domu albo przynajmniej do drugiego pokoju.

Czy są jakieś psychologiczne sposoby, żeby do tych świąt przygotować się wewnętrznie, wyciszyć, polubić tych nielubianych wujków czy ciocie? Polubić choć na chwilę.
Czasem jest to bardzo trudne, ale wtedy - tak jak pani powiedziała - spróbujmy polubić choć na chwilę. Jak to zrobić? Możemy pomyśleć o czymś dobrym, co może nas w czasie tych świąt spotkać. Możemy pomyśleć, że ten wujek -nawet najstraszniejszy - pewnie ma chociaż jedną zaletę. Może np. dobrze gra na akordeonie? Oczywiście, możemy przyjść na święta z nastawieniem, że będzie ostro, bo przecież jak będzie ten wujek, to i będą niechciane pytania. Wtedy od razu jesteśmy bojowo nastawieni i cokolwiek się zadzieje, odbierzemy to jako ingerencję w nasze wewnętrzne sprawy i zareagujemy emocjonalnie. A możemy przecież wejść na spotkanie zakładając, że będzie miło. No bo co jest naszym celem na święta? Właśnie dobre spędzenie czasu. Dlatego warto znaleźć w tych ludziach, z którymi ten czas będziemy spędzać, coś pozytywnego. I nastawić się na rozmawianie z tą pozytywną częścią drugiego człowieka. To wymaga zmiany swojego nastawienia. Oczywiście czasem jest to trudne, bo przecież mamy różne historie rodzinne. Ale spróbujmy zmienić nastawienie. Można to poćwiczyć wcześniej. Na przykład już dziś pomyślmy, co dobrego może spotkać mnie w tym dniu. I to już może pomóc w zmianie naszego nastawienia, nastroju na ten dzień. A zmiana nastroju wpłynie na to, jak będziemy reagowali na to, co nam się w ciągu dnia przydarzy. Nasz nastrój, nastawienie do tego, co ma się wydarzyć - są widoczne dla innych osób. A te inne osoby odpowiadają na tę naszą pozytywność. Tak samo zresztą odpowiadają, gdy myślimy: Jezu, jak mi ciężko, ile problemów będę miał w ciągu dzisiejszego dnia, jak trudne czekają mnie sytuacje. Wtedy już zaczyna pogarszać się nam humor, zaczynamy wyglądać na skwaszoną osobę. No i świat zareaguje na nas dokładnie tak, jak reaguje na skwaszone osoby. Podobnie jest z tymi świętami. Czasem to jest wyzwanie, ale z szacunku dla innych osób i szacunku dla siebie, byśmy pamiętali to świąteczne spotkanie dobrze, może warto postarać się zmienić nastawienie i dostrzec coś przyjemnego w tym, co się będzie działo.

A jeśli okaże się, że wcale nie jest przyjemnie?
To nie reagować, znaczy nie angażować się w tematy, w które nie chcemy się angażować. Z uśmiechem powiedzmy: Dziękuję za zainteresowanie. I to wszystko.

Strasznie mocno w to wszystko trzeba się zaangażować. Zwłaszcza wtedy, gdy paradoksalnie angażować się właśnie nie chcemy. Może więc lepiej rzucić to wszystko i na święta wyjechać w Bieszczady? To dobry pomysł?
Na pewno coraz popularniejszy. I nie tyle w Bieszczady, co do ciepłych krajów. Ale czasem to takie wylewanie dziecka z kąpielą. Oczywiście, w pewnych sytuacjach, jeżeli chcemy chronić siebie, a także inne osoby, żeby nie doszło do nieprzyjemnych scysji, to taki wyjazd jest dobrym rozwiązaniem. Uważam, że raz na jakiś czas można się na to zdecydować, sprawdzić. Ale pamiętajmy, że w taki sposób coś można również stracić.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny