Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinna tragedia. Ogień zabrał mu dom i żonę

Iza Dudar
Dom został niemal całkowicie zniszczony. Na zdjęciu Robert Radosiuk
Dom został niemal całkowicie zniszczony. Na zdjęciu Robert Radosiuk
Robert już po raz trzeci w swym życiu patrzył jak płonie jego dom, jednak tym razem stracił też żonę. A 12- letnia Jowita i 7- letnia Anita straciły matkę.

Czwartek, 17 września, Czeremcha. Około godz. 20. w przydomowej kotłowni państwa Radosiuków wybucha pożar. Ogień błyskawicznie rozprzestrzenia się na cały dom. Grażyna natychmiast wyprowadza dzieci. Robert biegnie do studni po wodę. Nagle kobieta wraca do płonącego domu. Dlaczego? Pytanie to już na zawsze pozostanie bez odpowiedzi.

Umiera w szpitalu

- Nabierałem do wiadra wodę, gdy usłyszałem jej krzyk: "Robert, Robert..." - wspomina 37-letni mężczyzna. - Chciałem wbiec, zabrać ją stamtąd. Niestety, udało mi się wejść jedynie na dwa metry. Dym tak mocno zaczął dusić, że musiałem się wycofać.

Grażynę wyniósł Waldemar Aleksiejuk.

- Waldek jest strażakiem, ale w tym dniu miał wolne - opowiada Lidia Dołgow, bliska krewna Roberta. - A mimo to, gdy dowiedział się o pożarze przybiegł. Od razu wbiegł do domu, znalazł Grażynkę i wyniósł ją. Pomógł mu pan Pietruczuk. To dzięki nim mogliśmy pochować Grażynkę, jesteśmy im ogromnie wdzięczni.
39-letnia kobieta została przewieziona do szpitala w Bielsku Podlaskim, następnie do Białegostoku i na koniec do Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej. Po 10 dniach walki o życie, kobieta zmarła.

Powraca jak bumerang

- To nie był jego pierwszy pożar - opowiada pani Dołgow. - Miał pięć lata, gdy płonął jego rodzinny dom. Wtedy zginęła jego siostra. Drugi pożar miał miejsce w listopadzie 2003 roku. Dom był bardzo zniszczony, wymagał generalnego remontu. Nie poddali się. Wyremontowali sami cały dom. Bardzo zależało im na powrocie do tego domu. Oczywiście, nic by wtedy nie zrobili, gdyby nie mieszkańcy Czeremchy, to dzięki ich pomocy mogli tak szybko zrobić remont. Włożyli w niego tyle pracy i nic nie pozostało.

- Teraz już nic w nim nie zrobię. Ten dom to już przeszłość, nie chcę go nawet oglądać - wtrąca Robert. - Oczywiście, chciałbym znów móc z dziećmi zamieszkać we własnym domu, ale już nie tam.

Reakcje ludzi są wspaniałe

Mieszkańcy Czeremchy nie pozostali obojętni wobec pogorzelców.

- Już nazajutrz z rana po pożarze przyjechał wójt gminy Michał Wróblewski, obejrzał dom i przekazał nam od razu dwa tysiące zł - mówi Robert Radosiuk. - Gmina zapewniła też dzieciom kontakt z psychologiem. Od mieszkańców dostaliśmy meble, firanki, sprzęt AGD. Również mój szef, prezes Nasycalni Podkładów, pan Ryszard Sokołowski przyjechał drugiego dnia i przywiózł dzieciom ubrania. Codziennie ktoś przychodzi i pyta, czy jeszcze czegoś potrzebujemy.

- Reakcje ludzi są wspaniałe, chcemy bardzo podziękować całemu społeczeństwu Czeremchy, panu wójtowi, zakładom pracy i oczywiście strażakom, którzy wynieśli Grażynkę, oraz pielęgniarce, która udzielała pierwszej pomocy - mówi Lidia Dołgow.

Potrzebny własny kąt

Po pożarze gmina bardzo szybko znalazła tymczasowy lokal dla pogorzelców. - Początkowo myśleliśmy o mieszkaniu w szkole. Jednak wymaga ono dużego remontu. Pozostało więc jedynie mieszkanie w bloku. Niestety, jest ono bardzo duże, ponad 70 m2. Oczywiście, to rozwiązanie tymczasowe - mówi sekretarz gminy Czeremcha, Walentyna Kerdelewicz. - Czynsz za to mieszkanie, to ponad 500 zł. Wójt też zaoferował tu pomoc, umarzając opłatę za październik oraz proponując dofinansowanie do czynszu na następne miesiące.

- Utworzyliśmy również Komitet Pomocy Poszkodowanym w Pożarze. Dowiedzieliśmy się, iż pan Radosiuk bardzo chce zamieszkać we własnym domu. Postanowiliśmy więc, że zebraną kwotę przekażemy na jego zakup - dodaje Walentyna Kerdelewicz.

Rodzina już znalazła wymarzony dom. Jego obecny właściciel, gdy dowiedział się o tragedii, zaproponował niższą cenę oraz spłatę w dwóch ratach.

- Właściciel domu idzie nam na rękę- mówi Eugenia Jakimiuk, kuzynka poszkodowanych. - Jednak musimy już na dniach wpłacić 10 proc. wartości domu i podpisać umowę wstępną. Nikt z rodziny nie jest w stanie wygospodarować takiej kwoty. Z pomocą przyszli współpracownicy Roberta z Nasycalni, zaoferowali nam wsparcie w zgromadzeniu takiej kwoty.

Koszt zakupu domu dla Roberta Radosiuka i jego osieroconych córek, to 60 tys. zł. Do tego potrzebne pieniądze na remont. Rodzina apeluje do wszystkich mieszkańców regionu, jak i właścicieli zakładów o pomoc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny