MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rodzić nie po ludzku?

Anna Łubian
Bezwładna prawa rączka. Naciągnięta na zimną, nieczułą dłoń rękawiczka. Z lewej rączki niedawno ściągnięty gips. Prawe oczko dziwnie przymknięte. Tak wygląda mały Danielek, który 40 dni temu przyszedł na świat w białostockim Państwowym Szpitalu Klinicznym. Lekarze z porodówki mówią, że zrobili wszystko co w ich mocy. Prawdopodobnie sprawa trafi do prokuratury.

Mały Daniel do tej pory nie widział swojego domu. Teraz leży w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym. Jego matka, Małgorzata Chojnowska jest przy nim przez cały czas. Ciągle płacze. Z trudem przychodzi jej mówienie o tym co się stało. Nie rozumie, dlaczego dr Remigiusz Urban, lekarz z porodówki w "gigancie" nie zrobił jej cesarskiego cięcia. Tłumaczy, że płód ważył 4,6 kilogramów, że ona ma 40 lat i rodziła wcześniej tylko raz - 17 lat temu.
- My z mężem bardzo chcieliśmy mieć jeszcze jedno dziecko. Ale były problemy - opowiada kobieta. - Kilka lat temu poszliśmy do lekarza, profesora Jana Urbana. Zaczął mnie leczyć na bezpłodność. Ile my wtedy pieniędzy wydaliśmy na te wizyty! Ale co tam, mówiliśmy z mężem, najważniejsze, że będziemy mieli dziecko. Chodziłam do niego przez osiem lat. W końcu przestałam i wie pani co? Zaszłam w ciążę!
Dowiedziała się o tym na początku tego roku. Była w szóstym tygodniu.

Chce się wydostać

- Poszłam do lekarza, który mnie leczył na bezpłodność. Ale on kazał mi usunąć płód. Nic nie powiedziałam wtedy. Tylko odeszłam od niego i zmieniłam lekarza. Zaczęłam chodzić do innej pani doktór. Ona dobra była. Mówiła: kochaniutka wszystko będzie dobrze. Całą ciążę spędziłam w domu na zwolnieniu lekarskim. Miałam nadciśnienie. Czasami nawet 220/110. Tylko do pani doktor chodziłam na kontrole. Owoce kupowałam, witaminy. Wszystko, żeby tylko dziecko zdrowe było, dobrze się rozwijało. Mąż mi tylko poduszki podstawiał, nawet nie pozwalał się ruszać za szybko. Patrzyłam na swój brzuch, jak w obrazeczek. To dziecko to był cały nasz skarb... Przed porodem leżałam na podtrzymaniu ciąży. Moja pani doktór mówiła, że dzidziuś chce się już wydostać, ale jeszcze nie jest na to gotowy. Jeszcze nie teraz.

Cesarki nie będzie

W piątek rano zobaczyłam, że krwawię. Kiedy to było? Trzeciego sierpnia. Pojechałam do szpitala. W sobotę o dziewiątej rano zawieźli mnie na blok operacyjny. Dyżur miał Remigiusz Urban, syn lekarza u którego leczyłam się na niepłodność. Była też moja pani doktór. Była na urlopie, ale mąż zadzwonił i przyszła. Wcześniej mówiła, że jak będę rodzić, to przyjedzie, podpowie lekarzowi, żebym się o nic nie martwiła.
Jak mnie wstawiali do boksu, to pielęgniarka jakaś powiedziała: o jak dzisiaj rodzą. A ten lekarz to powiedział nawet, że kocą się teraz na potęgę.
Miałam bóle porodowe, ale słabe. Podłączyli mnie do kroplówki, żeby powolutku przyspieszyć poród. Leżałam i czekałam. Kiedy przyszła moja kolej na rodzenie lekarz powiedział, że kroplówkę trzeba odłączyć, cesarki nie będzie...
Małgorzata Chojnowska przerywa. Płacze.
Dzieciaka mi zmarnował! Moje dziecko! Uspokaja się po kilku minutach. - Moja pani doktór mówiła, że tak nie można, protestowała, ale ten lekarz jej nie słuchał. Włożył rękę do środka i poczułam, że mi tam wszystko łamie. Poczułam, że dzieciaka mi rwie. Kazał pompę ssącą podłączyć. Zaczęłam krzyczeć, że zapłacę, żeby tylko zrobili mi cesarkę. A on nic nie powiedział, tylko kazał mi taką maskę na twarz założyć z rurkami. Nie wiem co tam było, chyba tlen. Nic już mówić nie mogłam. Spojrzałam na moją panią doktor. Ona taka pogodna zawsze była, a teraz miała łzy w oczach. Podbiegła do mnie. Krzyczała: Przyj Małgosia, przyj! Złapała mnie za kark. Zaczęła zginać prawie do kolan. Gdyby nie to, to ten lekarz pewnie by dziecko w kawałkach wyjął...
Kobieta przerywa. - Nie wytrzymam. Z dziecka kalekę zrobili! Znów wsadził rękę i rwał. Boże, to koszmar był, nie poród. Zwierzętom tak nie robią.

Trzeba było wcześniej

Państwo Chojnowscy zgłosili się do Stowarzyszenia Obrony Pacjentów Primum Non Nocere. Zamierzają sprawę skierować do prokuratury. Sprawę analizuje też profesor Marek Kulikowski, wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa. O zajściu w PSK mówią prawie wszyscy białostoccy ginekolodzy. Nie chcą się jednak wypowiadać oficjalnie. - Ja bym takiego porodu nie odważył się puszczać dołem. Kobieta 40 lat, płód 4,6 kg. i poród naturalny?
Sam Remigiusz Urban twierdzi, że zrobił wszystko co mógł zrobić. On i jego ojciec postanowili, że lepiej będzie jak o całym zajściu opowie mi osoba bezstronna - profesor Marian Bielecki.

Danielek urodził się z jednym punktem w skali Agpar. Reanimowali go. Przytomność odzyskał dopiero w trzeciej minucie.
- Jak mi go do karmienia przynieśli, to się rozpłakałam. Lewa rączka w gipsie. Druga jak szmatka. Bezwładna. Rękaw podpięty do kaftanika, żeby się raczka nie majtała. Mówili, ze splot nerwowy jest zerwany. Oczko prawe dziwnie przymrużone.
Lekarz, który był przy porodzie, jak zobaczył Danielka, to się sam przestraszył. Zadzwonił do ojca pytać, co robić. A ten powiedział, że trzeba było dzwonić wcześniej. Potem przyszedł do mnie sam profesor Urban na separatkę. I mówi: - Widzi pani co zrobiła ze swoim dzieckiem?
- Ja zrobiłam!? To pana syn!
"Trzeba było do mnie do domu zadzwonić. Teraz to dziecko będzie chore i to jeszcze na umyśle!".
Tego młodego spotkałam po tygodniu na korytarzu. Krwi mi dużo upłynęło, bratowa prowadziła mnie do ubikacji. Jak go zobaczyłam na korytarzu, to coś we mnie wstąpiło. Rzuciłam się na niego. Złapałam za klapy i na ścianę, z krzykiem, że dziecko mi zmarnował. A on nic nie powiedział. Nawet na mnie nie spojrzał. Tylko rozejrzał się, czy nikt nie widzi. Widzieli wszyscy. Tylko się pochowali. Bo to wstyd patrzeć jak zwykła kobiecina synem profesora trzęsie o ścianę. Cały szpital wiedział, co się stało z moim dzieciątkiem. Przychodzili oglądać Danielka.
Małgorzata Chojnowska ma oczy podpuchnięte od płaczu. Blada i zmęczona.
- Z PSK odwieźli mnie do dziecięcego szpitala. Karetką. A do rejonu przyszło, że wypisali mnie do domu. Położna przyszła. Pyta, gdzie dziecko. A mąż mówi: nie ma ani dziecka, ani żony. A ona się spojrzała. Tak jakbym ja jakąś morderczynią była. Jak można tak kłamać! To oni chcą tak to wszystko zatuszować, że niby nic się nie stało?
Pokazuje na śpiącego Danielka. - Pani zobaczy, jaki śliczny chłopiec, a jaki zmarnowany.
- Teraz go rehabilitują. Mi też każą. Ale nie mogę. Kiedy tylko na niego spojrzę, płaczę. Mówili, że podobno we Wrocławiu robią operacje takim dzieciom. Ale ja sama tam muszę pojechać. Nawet karetki nie dadzą. A jak ja tam maluchem pojadę? Stanie w lesie i co? Dzieciak się rozpłacze. A ja nie wiem czy on głodny, czy mu się pogarsza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny