Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeciętny rok białostockiej literatury

Tomasz Mikulicz
Dr Marek Kochanowski, literaturoznawca
Dr Marek Kochanowski, literaturoznawca Fot. Archiwum
Białystok potrzebuje na pewno nowoczesnego miejskiego pisma antropologiczno-kulturowego, tworzonego przez ludzi młodych. Poza literaturą, powinno się tam znaleźć miejsce na popkulturę, filozofię, muzykę.

Obserwator: Jakim rokiem dla białostockiej literatury był rok 2010?

Doktor Marek Kochanowski, literaturoznawca z Uniwersytetu w Białymstoku: Myślę, że przeciętnym. Nie za wiele się zmieniło w naszym życiu literackim. Niemniej, warte odnotowania są trzy wydarzenia. Po pierwsze - nagroda literacka Nike dla Tadeusza Słobodzianka za wydany jeszcze w 2009 roku dramat "Nasza klasa". Po drugie - monumentalna powieść Ignacego Karpowicza "Balladyny i romanse". I po trzecie - dwie inicjatywy Fabryki Bestsellerów, czyli komiks o Białymstoku Andrzeja Bajguza i Pauliny Drobnikowskiej "Siedem + Dwa" oraz Festiwal Literacki "Zebrane". W przypadku komiksu, nie chodzi mi o jego rangę artystyczną, ale o sam sposób w jaki sportretowany został w nim Białystok.

"Zebrane" to chyba pierwszy na taką skalę festiwal literacki w naszym mieście?

- Zdecydowanie tak, a pamiętajmy, że jest sporo miast, które reklamują się właśnie przez tego typu festiwale, jak na przykład Wrocław przez Międzynarodowy Festiwal Kryminału. Myślę, że również Białystok, w poszukiwaniu pomysłu na ogólnopolski - czy nawet międzynarodowy - festiwal, powinien wziąć pod uwagę świat literatury. Na festiwal "Zebrane" zaproszeni byli tacy znani twórcy, jak Jacek Dehnel, Ignacy Karpowicz czy Jerzy Sosnowski. Impreza była sporym wydarzeniem. Festiwal przyciągnął kilkusetosobową publiczność.

Ten rok to jednak również reaktywacja pisma literackiego "Kartki".

- Powrót "Kartek" to był bardzo kiepski pomysł. Nie można bowiem sięgać po coś, co stoi na półce z nazwą: "Historia literatury", wyciągać i sprzedawać jako nowość. Ukazały się dotąd dwa nowe numery. W pierwszy zamieszczone były w większości przedruki rzeczy oraz wywiady powstałe kilka lat temu, w drugim - testy jubileuszowe na 20-lecie pisma. Dodam również, iż promocja drugiego numeru była częścią nieudanego festiwalu Film Visage. Rozmawiałem o tym z moimi studentami, więc wiem, że "Kartki" ich nie przyciągają.

Jakie więc pismo mogłoby ich zainteresować?

- Białystok potrzebuje na pewno nowoczesnego miejskiego pisma antropologiczno-kulturowego, tworzonego przez ludzi młodych. Poza literaturą, powinno się tam znaleźć miejsce na popkulturę, filozofię, muzykę, itd. Nie należałoby się też ograniczać do przedstawiania jedynie kultury białostockiej, ale też trzeba by było zwracać uwagę na zjawiska ogólnopolskie. Niestety, póki co, wydaje się, iż brak jest u nas środowiska, które by takie pismo robiło.

Może problem z rozwojem białostockiej literatury wynika również z tego, że młodym twórcom ciężko jest znaleźć wydawców?

- Myślę, że nie. Możliwości jest sporo. Można np. skorzystać z pomocy Książnicy Podlaskiej, czy w ramach jakiegoś stowarzyszenia postarać się o dotację z magistratu. Problem jest chyba jednak w tym, że za mało mamy młodych ludzi, którzy piszą. Jeśli już jacyś są, to często bardzo szybko uniezależniają się od Białegostoku, tj. wyjeżdżają na studia do innego miasta, publikują w innych wydawnictwach, korzystają z internetu, itd.

Ten rok upłynął też pod znakiem starania się Białegostoku o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Skończyło się to fiaskiem. Czy, gdyby w tym czasie udało się w jakiś sposób przebudzić życie literackie, mielibyśmy większe szanse?

- Gdyby rzeczywiście w naszym mieście nastąpił jakiś rozwój literatury tworzonej prze młodych ludzi, to może zwiększyłoby to nasze szanse. Należy jednak pamiętać, że aby zostać stolicą kultury trzeba wielu lat pracy, a nie chaotycznej mobilizacji w ciągu jednego roku.

Pod koniec lutego poznamy tegorocznych laureatów nagrody im. Wiesława Kazaneckiego. Czy czekają nas jakieś niespodzianki?

- Nie wiadomo na dzień dzisiejszy, kto znajdzie się w finale, ale myślę, że wszystko rozegra się pomiędzy niezłymi twórcami lokalnymi - takimi jak Krzysztof Gedroyć, Dariusz Kiełczewski, Michał Androsiuk - a Ignacym Karpowiczem. Książka tego ostatniego to dzieło, obok którego nie można przejść obojętnie. Nie twierdzę, że zasługuje ona na nagrodę, ale na pewno trzeba wyrazić do niego swój stosunek. Każda nowa książka Karpowicza zawiesza poprzeczkę rywalizacji bardzo wysoko, ale to dobrze, bo to mobilizuje innych twórców i wpływa na prestiż nagrody.

Ktoś mógłby jednak spytać: Co z tego, że Karpowicz, czy któryś z innych twórców dostanie nagrodę im. Kazaneckiego? Czy ma to jakieś przełożenie na rozwój życia literackiego w mieście?

- Myślę, że miałoby, gdyby laureaci byli bardziej niż dotychczas motywowani do pracy przez władze miasta. Chodzi o stworzenie różnego rodzaju form pomocy artystom, którzy mają już jakieś sukcesy. I to nie na zasadzie uwzględniania ich starania się o dotację, ale zwiększenia środków na promocję miasta poprzez odgórne ułatwienie rozwoju uznanym w świecie twórcom. Tego na pewno u nas brakuje. No cóż, miejmy nadzieję, że następny rok będzie lepszy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny