Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Marian Szamatowicz: Nie każdy musi chcieć korzystać z in vitro. Ale każdy powinien mieć taką szansę

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
Prof. Marian Szamatowicz, twórca polskiego in vitro
Prof. Marian Szamatowicz, twórca polskiego in vitro Wojciech Wojtkielewicz
Wzruszenie i niepewność – tak prof. Marian Szamatowicz wspomina poród pierwszego w Polsce dziecka poczętego metodą in vitro. Za swoje dokonania profesor otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Białegostoku

Został pan honorowym obywatelem Białegostoku. W minioną sobotę odbyła się wielka uroczystość. Było wzruszenie?
Oczywiście, że było. Byłem zresztą bardzo zaskoczony, że odbywało się to tak bardzo uroczyście. O tym, że zostałem wyróżniony tym tytułem, wiedziałem oczywiście wcześniej, bo pan prezydent przekazał mi tę informację już w styczniu, gdy rada miejska przegłosowała taką uchwałę. Ale ja zawsze powtarzam, że nagradzani są szefowie zespołów, a pracę wykonują ich współpracownicy. Ja miałem do dyspozycji zespół młodych, ambitnych, bardzo zaangażowanych ludzi i tylko nimi kierowałem. Moją rolą było też zdobywanie środków finansowych, kontakty w ministerstwie, w Komitecie Badań Naukowych.

Marian Szamatowicz: Sama diagnostyka nie pomoże zajść w ciążę

Doceniam skromność. To fakt, że kierownik bez zespołu niewiele zrobi, ale i zespół potrzebuje dobrego kierownika.
A przy okazji trzeba mieć jeszcze trochę szczęścia. Problemem niepłodności interesowałem się dużo wcześniej. Byłem inicjatorem i prowadziłem tzw. leczenie chirurgiczne likwidujące zmiany patologiczne w obrębie miednicy małej w sytuacji niepłodnych par. W 1983 roku byłem – jako wizytujący profesor – w Szwecji i miałem zaplanowany jednodniowy pobyt w Goeteborgu. Tam zobaczyłem po raz pierwszy, jak wygląda in vitro. Zespół w Goteborgu wprowadził pobieranie komórek jajowych poprzez ultrasonografię, bo wcześniej pobierało się je, stosując metodę laparoskopową. W 1984 roku profesor Stefan Soszka [rektor Akademii Medycznej w Białymstoku 1970-1972, twórca białostockiej szkoły położniczo-ginekologicznej, dyrektor Instytutu Położnictwa i Chorób Kobiecych AMB – przyp. red.] skończył 70 lat i przeszedł na emeryturę. Wystartowałem w konkursie i zostałem dyrektorem Instytutu. Miałem wobec tego do dyspozycji zespół młodych, ambitnych ludzi, którzy musieli się dyrektorowi przecież podporządkować. I to na tym polegała moja rola.

Prof. Marian Szamatowicz: to kobieta ma decydować, czy chce być w ciąży

No i nie dość, że jest pan skromny, to jeszcze żartować pan potrafi. Ale wróćmy do sobotniej uroczystości. Była na niej m.in. pani Magda – pierwsze dziecko poczęte w Polsce metodą in vitro. Ona wspiera pana od lat.
Z Magdą utrzymujemy bardzo bliskie kontakty. O tym, że została poczęta metodą in vitro, dowiedziała się, gdy miała 25 lat, kiedy to w Białymstoku została zorganizowana konferencja właśnie z okazji 25-lecia in vitro. Przybyła do nas i była główną gwiazdą tejże konferencji.

Oczywiście, że nie wszyscy, którzy mają problemy z rozrodem, będą się odwoływali do in vitro. To jest wolny wybór. Ale taką szansę powinni mieć wszyscy.

Nie wiedziała wcześniej?
Nie… Ja miałem z nią kontakt na sali operacyjnej, dlatego, że – gdy ona się rodziła – przypadł mi w udziale zaszczyt wykonania cięcia cesarskiego. Towarzyszyło temu absolutne wzruszenie i niepewność, bo technika ultrasonograficzna nie była na takim poziomie, żeby było można dokładnie prześledzić, czy dziecko będzie bez żadnych defektów. Więc wtedy, kiedy się urodziła i krzyknęła, to była pełna radość. Potem matka ponownie pokazała nam Magdę, gdy ta miała siedem lat i szła do szkoły. A kolejny z nią kontakt mieliśmy właśnie na 25-lecie. A gdy Magda zdecydowała się, że będzie mężatką, to razem z profesorem Sławomirem Wołczyńskim [dziś kierownikiem Kliniki Rozrodczości i Endokrynologii Ginekologicznej UMB, który przed laty pracował nad wprowadzeniem metody in vitro w zespole prof. Mariana Szamatowicza – przyp. red.] byliśmy na jej ślubie. To był ślub kościelny, czyli została zaakceptowana przez Kościół, bo przecież nigdy nie kryła tego, że została poczęta in vitro. Magda w tej chwili jest matką trójki dzieci poczętych w sposób naturalny. A bez in vitro przecież nie byłoby jej na świecie.

Mówił pan o nerwach przy porodzie. Wcześniej chyba też było dużo emocji?
Przed samym zabiegiem in vitro wykonaliśmy szereg prób. Prób, które były nieskuteczne. Ale mieliśmy też wtedy współpracę z ośrodkami francuskimi. Nie pamiętam już nazwiska profesora, który wtedy obserwował, co robimy, i przekonywał, że trzeba cierpliwości, że na pewno będzie sukces, że w końcu wszystko zacznie funkcjonować. No i tak się rzeczywiście stało. Ja w 1989 roku byłem w Stanach Zjednoczonych. Tamtejsi naukowcy już wtedy mieli doświadczenie w metodzie in vitro, ale wyczytałem w prasie profesjonalnej dotyczącej właśnie leczenia niepłodności, że połowa ówczesnych amerykańskich ośrodków wykonywała próby, jednak, niestety, były to próby nieskuteczne.

Dlaczego akurat wam się udało?
Szczęście jest potrzebne! Ale faktem jest, że myśmy podchodzili do tego bardzo profesjonalnie. Było nam o tyle łatwiej, że już w tym okresie w tę dziedzinę nauki włączył się przemysł i zaczął produkować sprzęt właśnie pod kątem urządzeń niezbędnych do in vitro. Chodzi o to, że komórka jajowa musi być przechowywana w odpowiednim medium. Początkowo przygotowywaliśmy je sami, ale Magda urodziła się wtedy, gdy już zaczęliśmy korzystać z profesjonalnych urządzeń przygotowywanych przez przemysł.

Prof. Marian Szamatowicz: Specjalista o kobiecej menopauzie i męskiej andropauzie

Ile dzieci in vitro urodziło się w białostockim ośrodku?
Nie prowadzimy takich statystyk, ale na pewno jest ich kilka tysięcy. Początkowo przecież byliśmy jedynym ośrodkiem w Polsce, który skutecznie leczył niepłodność. To była w ogóle dziwaczna historia, bo ludzie chcieli się u nas leczyć, ale nie chcieli, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Wtedy nasze kontakty z pacjentami odbywały się głównie drogą pocztową. Rodzice, nie chcąc ujawnić, że mają kontakt z ośrodkiem, który prowadzi „niecne leczenie”, nie do końca przez wszystkich akceptowalne, często prosili, żeby na korespondencji nie było pieczątek naszej instytucji, żeby nawet listonosz i sąsiedzi niczego się nie domyślili.

In vitro to nadal metoda nie przez wszystkich akceptowana.
Gdy Joseph Ratzinger [później papież Benedykt XVI – przyp. red.] był jeszcze przewodniczącym kongregacji do spraw wiary, napisał instrukcję, że życie ludzkie powstaje ze stosunku płciowego małżonków i wtedy małżonkowie są pomocnikami Pana Boga w kreowaniu nowego życia. Zgodnie z tą instrukcją, swego czasu Kościół rzymskokatolicki zaakceptował też naturalne metody zapobiegania niechcianej ciąży. W związku z tym powstał problem wyznaczenia okresu, kiedy należy unikać kontaktów seksualnych. W Stanach Zjednoczonych mówił o tym profesor Hilders. Gdy był w Polsce, miałem przyjemność się z nim spotkać. Widownia na jego wykładzie była podzielona. Część była zwolennikami leczenia za pomocą pozaustrojowego zapłodnienia, natomiast przeciwnicy tej metody bardzo wspierali profesora Hildersa, który powiedział, że jeśli nie ma poczęcia w sposób naturalny, to wchodzi w rachubę adopcja. Że to jedyny sposób, by w takim przypadku doczekać się potomstwa. Ale trzeba przecież pamiętać, że zapotrzebowanie na adopcję jest bardzo duże, to kilkadziesiąt tysięcy chętnych osób, natomiast w Polsce w ciągu roku tych adopcji zawsze było nie więcej niż dwa-trzy tysiące. Ja często przywołuję wyniki badań – niestety, dziś już trochę przestarzałe, bo z 2015 roku – gdzie zadano pytanie, czy pozaustrojowe zapłodnienie jest akceptowane. Wtedy prawie 80 proc. badanych mówiło, że tak, przy czym w dużym stopniu zależało to od częstotliwości uczestniczenia w praktykach religijnych. Ci, którzy kilkakrotnie w tygodniu w nich uczestniczyli, byli przeciwni tego typu leczeniu. Natomiast pozostali byli za tym, żeby tego typu leczenie było prowadzone. Potem tego typu badania już nie były w Polsce prowadzone.

Ale i niektórzy lekarze z pana zespołu odeszli i zajęli się naprotechnologią.
Nie… Ci, którzy ze mną współpracowali, nie odeszli. Ale owszem, ośrodek naprotechnologii w Białymstoku otworzył lekarz, który pracował wcześniej przy in vitro.

Jak pan myśli, dlaczego tak się zadziało?
Ja nie do końca chcę się na ten temat wypowiadać. Nie ma przecież żadnego przymusu leczenia niepłodności. Może podam przykład pary. To przykład dość znamienny. Jeden z moich znajomych, który został księdzem, kieruje do mnie swoich bliskich, żeby pomóc, bo nie mają potomstwa. Mówię im, że jedyną szansą dla nich jest to pozaustrojowe zapłodnienie. Odmówili. Tłumaczyli, że są katolikami. Wrócili po dwóch latach i pytają, czy ja się nie obraziłem, bo oni przemyśleli sprawę, że chcieliby skorzystać. Niestety, pozaustrojowe zapłodnienie nie daje gwarancji na ciążę. Jednak daje realną szansę wtedy, kiedy dziecko nie może być poczęte w inny sposób. U tej pary ciąża pojawiła się dopiero przy trzeciej próbie. Urodziły się bliźniaki. Później ta kobieta, gdy zgłosiła się na kontrolę, mówi: „Panie profesorze, staliśmy się prawdziwą rodzinę. Pan Bóg nam pomógł”. Ja nie prostowałem. Jeśli ona chce wierzyć, że Pan Bóg pomógł, to Pan Bóg pomógł. Zawsze twierdziłem, że wtedy, kiedy były problemy z rozrodem, to z zapisów biblijnych wynika, że pomagali aniołowie. W tej chwili medycyna może w sposób mniej doskonały, ale usiłuje zastąpić tych aniołów i pomagać tym, którzy pragną mieć dzieci. Niepłodność jest chorobą wpisaną do wykazu chorób, ma swój numer statystyczny. Nikt nie jest winny temu, że jest niepłodny. A tak się dzieje – mniej więcej co szósta para ma problemy z rozrodem. Oczywiście, że nie wszyscy, którzy mają problemy z rozrodem, będą się odwoływali do in vitro. To jest wolny wybór. Ale taką szansę powinni mieć wszyscy.

Ale tak nie jest.
W Polsce na dzień dzisiejszy największą barierę stanowią koszty tej metody, która jest przecież bardzo kosztowna. W 2013 i 2016 roku Ministerstwo Zdrowia wprowadziło program leczenia niepłodności i zdecydowało, że będzie niepłodnym parom to leczenie refundować. Na ten program wydano nieco ponad 200 milionów złotych, ale dzięki niemu urodziło się ponad 22 tys. dzieci. I jeszcze rodzą się do dzisiaj, bo część zarodków została zamrożona i rodzice korzystają z nich do dziś.

No właśnie to mrożenie zarodków budzi największy sprzeciw przeciwników in vitro. Wciąż słyszy się zarzuty, że niewykorzystane zarodki są niszczone. Czy to prawda?
Według mojej wiedzy wtedy, gdy ja kierowałem zespołem, ale i teraz, gdy kieruje nim profesor Wołczyński, zarodki nie są i nie były niszczone. Z tych zamrożonych zarodków korzystają rodzice albo są one wykorzystywane przez pary, które z różnych względów nie mogą mieć własnych komórek. Takie pary po prostu adoptują zarodki.

Ale mimo tych kontrowersji w Polsce nadal można stosować in vitro.
Dlatego, że w Polsce istnieje ustawa uchwalona przez Sejm, która metody pozaustrojowego zapłodnienia umieszcza w metodach leczenia niepłodności. Ustawa nie została zlikwidowana, ale cały czas są represje finansowe.

Nie da się ukryć, że pana życie to in vitro. Nadal ma pan swój gabinet w klinice, nadal chętnie pan tu przychodzi…
Jestem tu, ale wszystkie moje dawne czynności wykonuje pan profesor Sławomir Wołczyński, obecny kierownik kliniki rozrodczości endokrynologicznej. Ja jestem przypisany do jego zespołu z powodu częściowego zatrudnienia w Uniwersytecie Medycznym.

Lekarze przychodzą do pana po radę?
Nie muszą. Oni są w tej chwili lepsi ode mnie. Czas biegnie, a postęp medycyny wciąż się dokonuje. I mnie to cieszy. Cieszy też to, że Sejm jako jedną z pierwszych ustaw uchwalił – i prezydent podpisał – ustawę o finansowaniu in vitro. Bo przecież chęć posiadania dzieci u ludzi zamożnych i niezamożnych jest taka sama.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny