Spis treści
- Dziś jest Niedziela Przebaczenia. Ale nie wybaczymy setek i setek ofiar. Tysięcy i tysięcy cierpień. I Bóg nie wybaczy. Ani dzisiaj. Ani jutro. Nigdy. I zamiast dnia przebaczenia będzie Dzień Sądu Ostatecznego. Jestem tego pewny - mówił schrypniętym ze zmęczenia głosem w niedzielny wieczór, tydzień po rozpoczęciu rosyjskiej agresji, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Tego swojego schrypniętego głosu nie lubił jeszcze jako aktor i komik. Denerwował go, kiedy oglądał swoje numery czy filmy. Zresztą ponoć i tak niezbyt chętnie do nich wracał.
Poczucie humoru nie opuszczało go jeszcze kilka dni temu. Zapomniał słowa podczas konferencji z zagranicznymi dziennikarzami i spytał kogoś z otoczenia, jak po angielsku powiedzieć „otwarty” (w znaczeniu „otwarty człowiek”). Zapewne zmęczenie dało znać o sobie, bo Zełenski świetnie mówi po angielsku. - Open - usłyszał w odpowiedzi. - Open? Takie zwyczajne słowo? - roześmiał się i przeszedł na ukraiński.
Podczas tego spotkania z mediami zagranicznymi mówił wtedy dziennikarzom, że jest zmęczony, że śpi po 2-3 godzinny dziennie. Że nie widział się z rodziną od początku wojny. Miał podkrążone oczy, chwilami trudno mu się było skoncentrować na pytaniach, ale z pasją przedstawiał swoje racje.
Już wtedy był bohaterem nie tylko dla Ukrainy, ale i dla świata zachodniego. Internet zawojowały plakaty z tekstem, jaki miał paść w odpowiedzi na amerykańską propozycję ewakuacji z Kijowa: „Potrzebuję amunicji, nie podwózki”. Podobnie wiralem internetowym stał się filmik, nagrany tuż po wybuchu wojny, kiedy rosyjska propaganda twierdziła, że opuścił stolicę Ukrainy. „Prezydent tu jest. (…) Wszyscy tu jesteśmy” - mówił i pokazywał najbliższych współpracowników: „Nasze wojsko też tu jest. Będziemy bronić niepodległości Ukrainy”.
W ostatnich dniach jego słowa były gorzkie, zwłaszcza gdy Rosjanie zaczęli bombardować osiedla mieszkaniowe, szpitale, gdy zaczęli masowo ginąć cywile.
„Kraje NATO stworzyły narrację, że zamknięcie przestrzeni powietrznej rzekomo sprowokuje agresję Rosji przeciwko NATO. To jest autohipnoza tych, którzy są słabi, niepewni wewnętrznie, chociaż mogą posiadać broń wielokrotnie silniejszą od naszej. NATO dało zielone światło do dalszego bombardowania Ukrainy, odmawiając zamknięcia przestrzeni powietrznej nad naszym krajem - grzmiał.
Po swoich wystąpieniach dostał już dwie owacje na stojąco - w Parlamencie Europejskim i brytyjskim, a wiele osób na całym świecie uważa, że nigdy wcześniej nie widzieli polityka, który przemawiałby z taką siłą, tak precyzyjnie formułując słowa. „Nie czytam z kartki, bo etap czytania z kartki w historii Ukrainy się skończył. Teraz radzimy sobie z rzeczywistością. Tu ludzie giną, tu jest prawdziwe życie, rozumiecie? (...) Jesteśmy silni, jesteśmy Ukraińcami. Chcemy, żeby nasze dzieci mogły żyć, to chyba uczciwe marzenie” - mówił do europosłów.
Zaskoczenie świata było tym większe, że jeszcze trzy lata temu Zełenski znany był w świecie wschodnim jako popularny komik i aktor, a niektórzy nawet kpili, że Ukraińcy wybrali sobie „klauna” na prezydenta.
Sługa narodu
Historia aktora, komika, „przypadkowo” wybranego na prezydenta bardzo dużego kraju, teraz będącego w stanie wojny z Rosją, jest bardzo medialna, ale czy do końca prawdziwa? Nie sposób zrozumieć fenomenu Zełenskiego, nie sięgając do tego, co mówił i robił przed wybuchem wojny, jeszcze jako człowiek z show-biznesu.
Oczywistym tropem jest serial „Sługa narodu” (2015 r.), prosta komedyjka, która bardzo spodobała się Ukraińcom. Oto zupełnie przypadkiem (serial właściwie nie wyjaśnia, jak do tego doszło) prezydentem Ukrainy zostaje nauczyciel historii Wasyl Hołoborodko, postać bardzo ujmująca, człowiek prostolinijny, szczery, ale mądry i z zasadami. Właściwie cały pierwszy sezon to lekka komedia - nawet oligarchowie, próbujący a to przekupić prezydenta i jego otoczenie, a to go załatwić, są pokazani w mocno satyryczny, przerysowany sposób.
Hołoborodko likwiduje na Ukrainie „bizancjum”, czyli wszystkie złocenia i marmury w ministerstwach, a szefom resortów zakazuje wożenia się limuzynami. On sam korzysta z komunikacji publicznej albo jeździ na rowerze, co zresztą zobaczymy w czołówce każdego odcinka. Scena, kiedy do Hołoborodki dzwoni Angela Merkel i informuje o przyjęciu do Unii Europejskiej, a gdy ten zaczyna dziękować w imieniu narodu ukraińskiego, dowiaduje się, że zaszła pomyłka, bo kanclerz miała dzwonić do Czarnogóry, jest naiwna, ale bardzo zabawna. I dobrze zagrana przez Zełenskiego.
Sama koncepcja powstania serialu ma drugie dno. Wołodymyr Zełenski w świecie wschodnim (Rosja, Ukraina, Gruzja, Kazachstan) był od dawna bardzo znanym komikiem i twarzą kabaretu Kwartał 95. Jak sam mówił w wywiadach, jest bardzo dumny, że oto on, chłopak z Krzywego Rogu, wraz z przyjaciółmi zdobył salony - przede wszystkim te moskiewskie. „A moskwiczanie niechętnie uchylają drzwi dla takich jak ja” - mówił w jednym z wywiadów.
Programy Kwartału 95 były niezwykle popularne - bo zwyczajnie śmieszne. Często polityczne, nierzadko obsceniczne. Kwartał 95 śmiał się ze wszystkich i ze wszystkiego - również z różnych wad Ukrainy i Ukraińców, co Zełenskiemu nierzadko wypominano. Występował również na eventach organizowanych np. przez prezydentów Ukrainy. Dzięki temu Zełenski poznał wielu znanych polityków, wśród nich ówczesnego prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego, o czym zresztą ten opowiadał w niedawnym wywiadzie dla „Wprost”. Zełenski występował nawet przed Dmitrijem Miedwiediewem. Po występie prezydent Rosji miał mu powiedzieć: Śmieszne. Ale u nas tak „nie nada” [nie można - red.].
Ale kabaret to nie wszystko. Zełenski w brawurowym stylu wygrał w 2006 r. ukraiński „Taniec z gwiazdami”, wyprodukował też kilka komedii romantycznych, może dość niskich lotów, ale wszystkie odniosły sukces kinowy. Grał w nich zazwyczaj główną rolę, znacznie przyczyniając się do ich popularności: był przystojny, czarujący, miły, wiele młodych Rosjanek i Ukrainek najzwyczajniej w świecie się w nim podkochiwało. Został nawet wybrany najprzystojniejszym mężczyzną Ukrainy. Jako producent filmów i spektakli kabaretu, a także aktor i autor tekstów dorobił się niezłej fortuny, głównie ze sprzedaży praw autorskich i telewizyjnych.
Ale nastał rok 2014 i aneksja Krymu przez Rosję, a potem wojna w Donbasie. Stosunki ukraińsko-rosyjskie już nigdy potem nie były takie jak wcześniej. Zełenski ze swoim Kwartałem 95 wycofał się całkowicie z Rosji. On sam mówi, że z powodów ideologicznych, czysto patriotycznych, złośliwi twierdzą, że musiał to zrobić, bo w Rosji nie było klimatu na taki humor. Miało dochodzić do incydentów podczas programów, Zełenski miał nawet uderzyć Rosjanina, który zakłócał spektakl hasłami o rosyjskim Donbasie. On sam twierdzi, że nikogo nie pobił, kazał tego człowieka wyprosić z sali i zwrócić mu pieniądze za bilety. „Każdy robi, co chce, niektórzy występują w Rosji, nie oceniam ich. Ale ja nie mogę, czułbym się z tym źle, to moje osobiste odczucie i takie mam poczucie moralności, że nie chcę tego robić” - opowiadał w wywiadzie.
W sidłach oligarchy?
Niemniej Zełenski zaczął wiązać swoje interesy z Ukrainą, a zwłaszcza z telewizją 1+1, będącą własnością potężnego oligarchy Ihora Kołomojskiego. To właśnie dla tej telewizji przyszły prezydent Ukrainy wyprodukował serial „Sługa narodu”. Twierdzi, że pomysł narodził się w Kwartale 95, że był „marzeniem”, że nie ma żadnych związków z Kołomojskim. Inni twierdzą jednak, że cały koncept z serialem o prezydencie, którego główny aktor zostaje naprawdę prezydentem, narodził się w głowie tego bardzo niekonwencjonalnego oligarchy. Jeszcze inni uważają, że faktycznie to Kwartał 95 wymyślił scenariusz, zaś Kołomojski tylko wpadł na polityczny pomysł wykorzystania niezwykłej popularności Zełenskiego, jaką zbudował serial. Nie tylko popularności, lecz przede wszystkim tego, że wielu ukraińskich widzów zaczęło utożsamiać aktora z jego rolą.
Fakty są takie: jesienią 2017 emitowany był drugi sezon „Sługi narodu”, zaś już w grudniu powstała partia Sługa Narodu (prawnie została przeorganizowana z innego ugrupowania). Ale w kwestiach politycznych działo się niewiele. Za to w serialu znacznie więcej. Drugi sezon to już nie jest lekka opowiastka o „przypadkowym” prezydencie. Pojawia się coraz więcej wątków czytelnych właściwie tylko dla osób znających dobrze ukraińską politykę. Ale oprócz tego są tam satyryczne nawiązania do popkultury - np. do „Gry o tron”. Jeden z lepszych odcinków jest w zasadzie parodią serialu „Pozostawieni”. Oto dzień po ogłoszeniu przez Unię Europejską informacji, że Ukraińcy mogą jechać do pracy na Zachód, serialowy prezydent budzi się w kraju, w którym nie ma nikogo. Wszyscy wyjechali do Unii Europejskiej.
Ale i inne odcinki są gorzkie, sam podtytuł całego sezonu brzmi „Od miłości do impeachmentu”, zaś na koniec Hołoborodko trafia do więzienia wskutek intryg i przestępstw oligarchów, zaś Ukraina jest wstrząsana wewnętrznymi sporami, a do władzy dochodzą nacjonaliści.
Sam Zełenski twierdzi, że podstawowym warunkiem, jaki postawił Kołomojskiemu podczas rozmów o współpracy z telewizją 1+1, było to: żadnego wpływu na treść programu. - Jeśli będą jakiekolwiek naciski - natychmiast odchodzimy - miał mu powiedzieć.
Coś w tym jest, bo rozwiązał bardzo szybko umowę z telewizją Inter, dla której również produkował programy, gdy zaczęły się naciski, by nie krytykować w programach Wiktora Janukowycza, byłego prezydenta Ukrainy, oficjalnie pozbawionego tego tytułu.
Po tym, jak Zełenski już wygrał wybory, Kołomojski zrobił rundę po ukraińskich mediach, gdzie mrugał okiem, że ma „swojego prezydenta”. Według osób bliskich Zełenskiemu, strasznie go to denerwowało. I mimo ujawnionych w Pandora Papers związków finansowych spółek Zełenskiego z Kołomojskim już jako prezydent nie podjął żadnej ważnej decyzji, która byłaby korzystna dla tego oligarchy.
W gościach u Gordona
W 2018 r., już po emisji drugiego sezonu „Sługi narodu” Wołodymyr Zełenski zaczyna pojawiać się w sondażach prezydenckich i dostaje bardzo wysokie notowania. Dla wielu obserwatorów staje się jasne, że może odnieść sukces. I wtedy Zełenski gości na youtubowym kanale „W gościach u Gordona”.
Dmitry Gordon to postać wyjątkowa. Ni to dziennikarz, ni to internetowy influencer, ni to polityk. Jego kanał subskrybuje 2,6 miliona osób. Ma insajderską wiedzę o ukraińskiej polityce i robi naprawdę ciekawe, mocne wywiady. Ale przy okazji oficjalnie popiera niektórych polityków, a nawet bierze udział w ich kampaniach wyborczych (w 2019 zaangażował się w kampanię Ihora Smieszki i jego partii Siła i Honor). Wywiady Gordona są bardzo długie - trwają nawet 3-4 godziny, a on sam jest bardzo dociekliwy.
I właśnie 12 grudnia 2018 r. na tymże kanale pojawia się trzygodzinna rozmowa z Wołodymyrem Zełenskim. Pierwsza część wywiadu ma ponad 8 milionów wyświetleń. Rozmawiają o wszystkim, ale w pewnym momencie Gordon pyta o decyzję w sprawie udziału w kampanii prezydenckiej. Zełenski w odpowiedzi prezentuje jeden ze swoich świetnie wystudiowanych aktorskich uśmiechów i przyznaje: - Myślę o tym bardzo poważnie. Do rana mógłbym tłumaczyć, dlaczego. - Rodzina jest przeciwna? - dopytuje gospodarz. - Tak. Oni się boją, bo doskonale wiedzą, jakim jestem człowiekiem. Doskonale wiedzą. Jestem radykalnie, wręcz obsesyjnie uczciwy. Nigdy nie zgodzę się na nic, przez co stracę honor i godność - poważnieje Zełenski.
Dziś te słowa brzmią zupełnie inaczej, wtedy były odczytywane właściwie jako początek kampanii prezydenckiej, puste deklaracje, jakich politycy lub przyszli politycy składają wiele.
Zwłaszcza że chwilę później buńczucznie dodał: „Jeśli się zdecyduję kandydować i mnie wybiorą, to najpierw zostanę obrzucony błotem, potem ludzie nauczą się mnie szanować, a potem będą płakać, gdy odejdę ze stanowiska”.
Pytany, czy zdaje sobie sprawę z tego, że wielu wyborców będzie go utożsamiać z serialowym Hołoborodką, odpowiada ironicznie, w swoim stylu, że tamten był biedny, a on jest bogaty. I już dawno stał się twardy, a Hołoborodko na początku był naiwny, musiał przejść swoją drogę. Tłumaczy też, że przecież nikt mu tej roli nie podał na tacy, ta postać i ten koncept zostały stworzone przez niego samego i przyjaciół z Kwartału 95.
- Słyszałem, że Zełenski jest pionkiem oligarchy Kołomojskiego - ironicznie pyta Gordon. - Ja też - śmieje się Zełeński i dodaje już poważniej: - Jestem niezależną osobą. Nie chciałbym nikogo urazić, ale jeszcze się taki nie urodził, kto mógłby mną kierować.
Jestem jak wy
Kilkanaście dni później, w sylwestrowy wieczór Zełenski występuje w telewizji 1+1 z jasnym przekazem: będę kandydował w wyborach prezydenckich. To kolejny udany zabieg marketingowy. Zwyczajowo 31 grudnia Ukraińcy słuchają wystąpień prezydentów - Zełenski z zapowiedzią startu w wyborach stawia się w jednym szeregu z nimi. Kampanię prowadzi w zachodnim stylu. Spotyka się z ludźmi, nie publikuje rozbudowanego programu, ale prosi Ukraińców o pomoc w jego tworzeniu. Wygrywa pierwszą turę z wynikiem 30 proc., gdy drugi Petro Poroszenko zbiera zaledwie 16 proc.
Przed II turą zaprasza Poroszenkę na debatę. Nie miała ona nic wspólnego z debatami, do jakich przyzwyczajeni jesteśmy w Polsce. Odbywa się na Stadionie Olimpijskim w Kijowie, a poprzedzają ją występy muzyczne. Na tle polityka starej daty, jakim jest Poroszenko, Zełenski błyszczy. Nie tylko dlatego, że ma świetnie prowadzoną kampanię wyborczą, jest w nowoczesny sposób obecny w mediach społecznościowych. Ma też to, co dało mu tak wielką popularność telewizyjną: charyzmę, wdzięk i polot. Wygłasza świetne, krótkie przemówienia z mocną pointą, mówi w taki sposób, że każdy słuchacz ma wrażenie, że zwraca się wprost do niego.
Do tego telewizja 1+1 wypuszcza trzeci sezon „Sługi narodu”. To właściwie lekcja historii, prowadzona w roku 2049 w nowoczesnej i bogatej Ukrainie. Nauczyciel opowiada młodzieży, jak to prezydent Hołoborodko - czytaj: Zełenski - doprowadził ich kraj do rozkwitu w drugiej połowie lat dwudziestych.
Nie obyło się bez kontrowersji, czy produkcja serialu nie powinna znaleźć się w sprawozdaniu jako materiał wyborczy - bo przecież agitacją ta właśnie seria była w całej okazałości.
Zełenski wygrywa wybory w cuglach, jednak nie tylko dzięki serialowi, choć - co przyznają nawet jego byli współpracownicy - w głowach wielu wyborców nastąpiło utożsamienie aktora z jego rolą. Ale nie tylko dzięki Hołoborodce Zelenski zdobył popularność. Bardzo uważał na to, co mówi, by nikogo do siebie nie zrazić. Na pytanie o Stepana Banderę odpowiadał wymijająco, że lepiej ulicom w dzisiejszych czasach dawać imię Andrija Szewczenki (najlepszego ukraińskiego piłkarza w historii). Wyznaczał zdecydowanie prozachodni kurs, ale nie krytykował tych, którzy myślą inaczej. Był liberalny w kwestiach językowych. - Jeśli ktoś mówi po rosyjsku, to nie znaczy, że nie jest Ukraińcem - mówił.
Zresztą on sam pochodzi z rodziny rosyjskojęzycznej. Nie do końca jest prawdą, że nie mówił wcześniej po ukraińsku i musiał się tego języka nauczyć od zera. W filmie Barbary Włodarczyk „Ukraiński sługa narodu”, nakręconym w 2020 r., jego dawna nauczycielka pokazuje szkolne świadectwo Zełenskiego. Są na nim same piątki i dwie czwórki - z ukraińskiego i z wychowania fizycznego.
Faktem jest więc, że Zełenski musiał szlifować swój ukraiński dość poważnie, ale mówił w nim wcześniej, choć właściwie wszystkie jego produkcje (w tym „Sługa narodu”) są po rosyjsku. Ale już „Misia Paddingtona” (2014 r.) dubbingował po ukraińsku. Dziś mówi w tym języku właściwie bez żadnych rusycyzmów.
„Złoty chłopiec” z Krzywego Rogu
Niezależnie od tych wszystkich krzykliwych tytułów typu „Komik został prezydentem” czy też „Klaun został prezydentem”, jakie pojawiały się w mediach po wyborach w roku 2019, to nie do końca mówiły one prawdę. „Charlie Chaplin był klaunem, a walczył z faszyzmem” - wzruszał zresztą ramionami Zełenski na takie określenia.
Wowa, bo tak mówią na niego bliscy, wychowany w inteligenckiej rodzinie (ojciec jest pracownikiem naukowym, matka inżynierem), od dziecka chciał być dyplomatą. Uczył się angielskiego, a jako nastolatek wygrał konkurs, dzięki któremu mógłby wyjechać na naukę do Izraela. Doszło jednak wówczas w rodzinie do wielkiej awantury, bo na taki wyjazd nie zgodził się jego ojciec. Zełenski, dość wybuchowy, pokłócił się wówczas z nim śmiertelnie, wyprowadził się z domu, pomieszkiwał u kolegów, ale ostatecznie do Izraela nie pojechał.
Skończył za to prawo kilka lat później. Tyle tylko, że już w czasie studiów okazało się, że ma talent sceniczny i komediowy - wraz z grupą kolegów założył kabaret Kwartał 95. Talent miał zresztą nie tylko do występów na scenie - pisał sam bardzo wiele tekstów, stał się poważnym biznesmenem w branży medialno-rozrywkowej. Aktorstwo było tylko wycinkiem jego działalności. I - trzeba przyznać - że czego się nie dotknął, zamieniało się w złoto. Kiedy opublikowano listę najlepiej zarabiających artystów na Ukrainie i to właśnie on był na czele, skomentował to krótko: „Wcale nie zarabiam najwięcej, po prostu płacę najwięcej podatków w naszym kraju”.
Wszystko popsuło się w pierwszym roku prezydentury. Mimo wysokiej wygranej w wyborach jego partii Sługa Narodu w kraju wszystko szło nie tak. Zełenski nie potrafił dobrać sobie współpracowników, kiedy zwolnił Andrija Bohdana (nawiasem mówiąc, wcześniej adwokata oligarchy Kołomojskiego) z funkcji szefa biura prezydenta, ten stał się jego największym wrogiem i najgłośniejszym krytykiem. Podobnie wpływowy Gordon wygłaszał liczne tyrady przeciwko Zełenskiemu. - To teatr jednego aktora, teatr bardzo nieprzekonujący. Aktor Wołodymyr Zełenski błyszczał w Kwartale 95 i wtedy go kochaliśmy. Dziś na scenie stał aktor bardzo przeciętny - grzmiał Gordon. A Bohdan opowiadał, że Zełenski to osobowość narcystyczna, ma zbyt wielkie mniemanie o sobie i nie toleruje w swoim otoczeniu silnych osobowości.
Sam Zełenski prezentuje siebie jako człowieka skromnego. Zapytany - jeszcze przed rozpoczęciem kampanii prezydenckiej - czy chciałby mieć pomnik w Kijowie - roześmiał się: - To byłby jakiś koszmar. Ale mógłbym mieć jakąś małą uliczkę w Krzywym Rogu.
Do niedawna nic nie wskazywało na to, że mógłby kiedyś ją dostać. Media krytykowały poczynania Zełenskiego jako prezydenta, zaś jego sondaże pikowały w dół.
Prezydent czasu wojny
Już nigdy nie dowiemy się, jak wyglądałaby dalsza kariera polityczna Zełenskiego, gdybyśmy żyli w czasach pokoju. Większość obywateli państw zachodnich usłyszała go po raz pierwszy na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa kilka dni przed wybuchem wojny. - Będziemy bronić swojej ziemi ze wsparciem innych krajów lub bez niego - mówił wtedy.
Pytany, czy nie bał się przylecieć do Monachium (odradzali mu to Amerykanie), odparł z filmowym uśmiechem w swoim stylu. - Odpowiedź jest prosta: jestem przekonany, że nasz kraj znajduje się w bardzo dobrych rękach, to nie są tylko moje ręce. To ręce naszych żołnierzy, naszych obywateli. Rano zjadłem śniadanie na Ukrainie i kolację zjem również na Ukrainie, nigdy nie opuszczam domu na zbyt długo.
W rocznicę jego prezydentury w 2020 r. gazeta „Ukraińska Prawda” nakręciła dokument „Dwa dni z Zełenskim”. Koncept był taki, że dwóch dziennikarzy towarzyszy mu z kamerą w każdej sytuacji. W samolocie pytali, czy boi się latać. - Nie - odpowiedział i zaserwował im zabawną anegdotkę o jakimś locie w trudnych warunkach. Jakiś czas później pytali, czy boi się koronawirusa. - Nie - odpowiedział i tłumaczył, że może nawet chciałby już zachorować i mieć to za sobą. Drugiego dnia, podczas przejazdu samochodem w miłej atmosferze, zapytali znowu: - Skoro nie boi się pan latać, nie boi koronawirusa, to jest w ogóle coś, czego pan się boi? Rozluźniony Zełenski natychmiast spoważniał. - Boję się zawieść ludzi. Boję się, że komuś zaufam, a on mnie zdradzi. Ale najbardziej boję się o swoją rodzinę, o swoje dzieci.
Żona Zełenskiego - Ołena
Podobne słowa powtórzył podczas spotkania z dziennikarzami już w czasie wojny, w bombardowanym Kijowie.
Z rodziną - przynajmniej oficjalnie - nie widział się od początku wojny. Żonę Ołenę nazywał swoim najlepszym przyjacielem. - Bez niej czuję się jak niepełnosprawny, jakbym nie miał ręki - mówił w wywiadzie dla Gordona.
Ale od ponad czternastu dni kieruje jasny przekaz do świata Zachodu: Walczymy nie tylko za siebie, walczymy również za was. Przemawia tak, że biją mu brawo na stojąco. - To jest nasze być albo nie być - mówił do brytyjskiej Izby Gmin językiem Szekspira.
Podobno - jako doświadczony autor tekstów - większość swoich wystąpień przygotowuje sam. Mówi krótko i bardzo dosadnie, używa precyzyjnych słów. Wie, że na wojnie liczą się nie tylko osiągnięcia w polu bitwy, ale również słowa. A tymi trafia w punkt. Nie ma przypadku w tym, że już kilku profesjonalnych i bardzo doświadczonych tłumaczy rozpłakało się, przekazując jego słowa w innym języku.
Od kilku dni, w odpowiedzi na masakrę ludności cywilnej, bezskutecznie apeluje o zamknięcie nieba nad Ukrainą. Ale też chce rozmawiać z Rosją. Jest gotów pójść na ustępstwa w sprawie neutralności Ukrainy, byle powstrzymać rosyjską agresję. Wypowiada oskarżycielskie słowa wobec Zachodu, by przycisnąć o pomoc, a potem za nią dziękuje.
To człowiek, który nigdy nie odpuszcza. Kilka lat temu powiedział: „Jeśli zacznę wojnę, to nigdy się nie wycofuję. Mogę przegrać, ale się nie wycofam. Biała flaga - to nie jest moja flaga”.
Zełenski - wzrost - tego szukają internauci
Internautów szukających informacji o prezydencie Ukrainy interesuje szczególnie jedna rzecz. Chodzi mianowicie o wzost Zełenskiego. Hasło "Zełenski wzrost" zajmuje wysokie miejsce w wyszukiwaniach w Google, obok "Zełenski pochodzenie" czy "Zełenski w Polsce". Jak podają źródła, prezydent Ukrainy ma 170 cm wzrostu, choć on sam mówił w wywiadzie, że ma 172 cm.
Postawił na Rosję, teraz gra za darmo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?