Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznaj Leśne Przedszkole Puszczyk

Agata Sawczenko
W Puszczyku dzieciaki czują się jak u babci na wsi. No bo gdzie indziej można wdrapać się na stóg siana, poskakać po kałużach czy zjeść drugie śniadanie?
W Puszczyku dzieciaki czują się jak u babci na wsi. No bo gdzie indziej można wdrapać się na stóg siana, poskakać po kałużach czy zjeść drugie śniadanie? Puszczyk
Fredzio uwielbia skakać przez kałuże. Deszczowy dzień to zresztą frajda dla wszystkich maluchów. W leśnym przedszkolu dzieci niemal cały czas spędzają na podwórku.

Tu lalkami nikt się nie interesuje. Choć oczywiście są: kolorowe, szmaciane, ekologiczne. Leżą w kącie. - Trzeba będzie je zabrać, bo tylko nam miejsce zabierają - śmieje się Agnieszka Kudraszow z fundacji Trzy Cztery!, która od dwóch tygodni prowadzi w Białymstoku Leśne Przedszkole Puszczyk. Bo dzieci wolą bawić się gałązkami, suchymi liśćmi, skakać przez kałuże, budować szałasy, obserwować ptaki... A gdy komuś zechce się pobawić w dom - sięga po kamień. No bo dlaczego na godzinę nie może stać się on dzidziusiem, którym opiekuje się troskliwa mama? W końcu od czego jest wyobraźnia?!

Leśne Przedszkole Puszczyk Agnieszka Kudraszow założyła z Dorotą Zaniewską. Poznały się w Akademii Rozwoju BeBe, które prowadziła Dorota. Połączyły je wspólne poglądy na wychowanie dzieci.

- Cały czas chodziło nam po głowie, żeby razem zrobić coś związanego z edukacją - mówi pani Dorota.

- Ja z doświadczenia wiem, że tradycyjne przedszkola nie zawsze się sprawdzają. Moje dzieci nie zdołały się w nich całkowicie zaadaptować - dodaje pani Agnieszka.

Wymyśliły, że to właśnie w Białymstoku powstanie najfajniejsze przedszkole na świecie. Ułożyły plan: przedszkole miało być bezstresowe, ciepłe, bez pytań typu: czemu znowu beczysz?

- Skoro dziecko płacze, to musi mieć jakiś powód - wzrusza ramionami pani Agnieszka. - Emocje dziecka muszą być akceptowane i rozumiane.

W przedszkolu miało być jak w codziennym życiu - bo przecież przy zwykłych, domowych czynnościach dzieci uczą się najlepiej: pomagając w kuchni, wkładając naczynia do zmywarki, uczestnicząc w porządkach, wspinając się na krzesła, ale też wygłupiając się, bawiąc czy chociażby skacząc po łóżku.

Chciały, by dzieci były w nim wychowywane trochę poprzez sztukę. Niestety, ten pomysł nie wypalił. Paniom nie udało się pozyskać lokalu, przekonać do niego władz miasta. Trochę straciły zapał, ale nie chęci i kolejny pomysł przyszedł szybko.

- To miało być rozwiązanie na wakacje, żeby dzieci nie musiały siedzieć w dusznych przedszkolnych pomieszczeniach albo spędzać czas na placach zabaw w centrum miasta - opowiada pani Agnieszka.

Lepiej chodzić po lesie, zbierać maliny, patrzeć, jak płynie rzeka, wsiąść na przyczepę od traktora, obserwować przyrodę. Już wtedy pomyślały o współpracy z podbiałostockim skansenem i Lasami Państwowymi. Zbierały się jeszcze tylko na odwagę.

- No i dobrze - ocenia dziś pani Agnieszka. Bo pomysł ewoluował. - Wakacyjne przedszkole? A dlaczego nie całoroczne?

Obie przyznają, że pomysł zrobił w ich głowach małą rewolucję. No bo jak to? Cały rok na podwórku? Przecież to nie może być surwival, gdzie dzieci mają się nauczyć przetrwać. A rodzice przecież nie przywiozą ich po to, by sprawdzić, do jakiej temperatury maluchy przetrwają na podwórku przez osiem godzin. Przedszkole jest po to, by dzieci pod dobrą opieką spędzały przyjemnie czas. No i uczyły się. Fajnie, jeśli to będzie w dobrych warunkach, jeśli dzieci będą się przy tym dobrze bawić, a nauka będzie skuteczna - ale niejako przy okazji.

Nad dokumentami, reportażami o leśnych przedszkolach Agnieszka Kudraszow i Dorota Zaniewska spędziły długie godziny. Rozmawiały z osobami, które takie przedszkola prowadzą za granicą. Jedno nawet odwiedziły. Wiedziały, że jeśli się zdecydują - wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Dlatego swój plan dopracowały ze szczegółami. Przede wszystkim napisały program - będą realizowały podstawę programową, bo przecież uczyć się można również na podwórku. To zresztą jest przyjemniejsze. Uczenie się może być ciekawą, fascynującą zabawą. Liczenie można ćwiczyć na szyszkach, zbiory - na kamieniach, rysowanie jest przyjemne pod wiatą... Łatwiejsze na podwórku jest ćwiczenie pojęć, jak chociażby: Duże - małe. A przyroda? Nie da się jej lepiej poznać niż przez codzienną jej obserwację.

Wychowankowie Puszczyka uczą się też języka angielskiego. Rozkładają koc przed domkiem czy siadają pod wiatą razem z lektorem. Przecież żeby się uczyć - niepotrzebne są ławki. Do tego dochodzi rytmika, zajęcia. Wszystko tu jest, co w tradycyjnym przedszkolu, przybiera tylko inną formę.

- Leśne przedszkole to nie jest wychowywanie dzikusa - śmieje się Dorota Zaniewska.

Zorganizowały mnóstwo spotkań z rodzicami, założyły profil na Facebooku. I tłumaczyły, tłumaczyły... Bo rodzice pomysłem byli oczywiście zaciekawieni, ale większość podchodziła do niego nieufnie.

Zaskoczyło je, że to, czego obawiały się najbardziej - instytucje, które poprosiły o pomoc, bardzo chętnie zgodziły się jej im udzielić. Muzeum Podlaskie udostępniło chatkę w skansenie w Osowiczach, tuż za Białymstokiem. Mogą też korzystać tam z wiat i placu zabaw. Dostały też miejsce, gdzie będą mogły ustawić swoje pieńki, na których będą prowadzone zajęcia oraz wiatę. Pomoc obiecali też pracownicy Lasów Państwowych, którzy przedszkole będą wspierali i merytorycznie, i organizacyjnie. W planach są wycieczki do leśniczówek. W ubiegły poniedziałek przedszkole ruszyło pełną parą. No właśnie - o Puszczyku wszyscy mówią: przedszkole. A tak naprawdę to jest projekt realizowany przez fundację.

- Musimy być w 100 procentach wszystkiego pewne, żeby starać się być placówką oświatową. Mamy nadzieję, że w ciągu pół roku uda się nam to osiągnąć - mówi pani Agnieszka. Dlatego na razie Puszczyk nie musi być wpisany do rejestru kuratorium. Dlatego też nikt na nim nie zarabia. Opłaty, które uiszczają rodzice, są przeznaczane na posiłki i wypłaty dla opiekunek dzieci. No a maluchy - są zachwycone! Choć mają pięknie urządzoną chatkę - nawet deszczowy dzień wolą spędzić na podwórku. Zebrały kłody, ułożyły je od najmniejszego do największego - i już mają cymbały. Skaczą po pieńkach - bo to przecież taka fajna zabawa. Były na wyprawie w lesie. Zbudowały szałas. Już nie mogą się doczekać, co przyniesie im kolejny dzień.

Na razie jest ich jedenastka: trzyletnie Kamila i Sonia, Lola, czyli Lidia, która ma lat cztery, dwuipółletni Jasiek, pięciolatki: Tadzio, Stasio, Leo i Filip oraz dwuletnie maluchy: Adaś i Fredzio. Będzie więcej, bo już kolejni rodzice zapowiadają, że przywiozą do Puszczyka swoje pociechy.

Leśne przedszkola

Pierwsze przedszkole tego typu powstało w Danii w latach 50. XX wieku. Dziś są popularne w krajach skandynawskich, w Japonii, Czechach. W Niemczech z powodzeniem funkcjonuje około 3 tys. takich placówek - mimo że prywatnych, to dotowanych przez rząd.

Zasady są proste i można je zawrzeć w jednym zdaniu: Nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie - bowiem dzieci w leśnym przedszkolu na podwórku przebywają większość czasu. Oczywiście - mają pomieszczenia, gdzie mogą się schronić w razie potrzeby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny