Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Potrącenie na przejściu dla pieszych. Funkcjonariusz ABW nie uniknął kary

Janka Werpachowska
– Nad czym oni się tak długo zastanawiali – pyta Helena Szwarc. – Wszystko było jasne. Ja prawidłowo przechodziłam na pasach, on wjechał na przejście, chociaż miał czerwone światło
– Nad czym oni się tak długo zastanawiali – pyta Helena Szwarc. – Wszystko było jasne. Ja prawidłowo przechodziłam na pasach, on wjechał na przejście, chociaż miał czerwone światło Anatol Chomicz
Potrącenie na przejściu dla pieszych, kiedy ofiara przechodziła na zielonym świetle, tylko z pozoru wydaje się zdarzeniem niebudzącym wątpliwości. Szef ABW aż siedem miesięcy się zastanawiał, zanim uznał, że funkcjonariusz winny jest wykroczenia.

Późnym popołudniem pierwszego marca Helena Szwarc wracała z pracy. Było około osiemnastej. Szara godzina. Na skrzyżowaniu ulic gen. Sikorskiego i alei Jana Pawła II pani Helena weszła na przejście dla pieszych. Miała zielone światło. Nie dotarła na drugą stronę ulicy. Potrącił ją samochód, który wjechał na pasy.

To musiała być jakaś szycha

Kobieta się przewróciła, kiedy uderzył w nią seat.

- Na szczęście nie straciłam przytomności - opowiada Helena Szwarc. - Ktoś wezwał policję i pogotowie, zaraz się zjawili. Widziałam, że ten pan, który wysiadł z seata, podszedł do policjanta i o czymś z nim rozmawiał. Nie słyszałam tej rozmowy, ale było w zachowaniu tego kierowcy coś takiego, że od razu sobie pomyślałam: oho, to jakaś szycha. Zwykły śmiertelnik, który potrąci człowieka na pasach, raczej nie jest taki pewny siebie.

Pani Helena pamięta, że jeszcze zanim przyjechała policja i pogotowie ratunkowe, mężczyzna z seata proponował, że sam zawiezie ją do szpitala, na oddział ratunkowy. Nie zgodziła się.

- Tak, jakby chciał zatuszować sprawę - mówi. - Może liczył na to, że mu się upiecze. Powiedziałam mu tak: Nie znam pana i nigdzie z panem nie pojadę. Poczekam na pogotowie.

Jeszcze zdążyła zatelefonować do córki, żeby jej powiedzieć, że miała wypadek i nie wie, kiedy wróci do domu.

- A potem to chyba mi się film urwał - wspomina. - Świat wirował przed oczami, wszystko się działo jakby obok mnie.

Z policyjnej notatki informacyjnej wynika, że oboje uczestnicy zdarzenia byli trzeźwi.
- Ale ani mnie, ani jemu nikt nie kazał dmuchać w alkomat - zapewnia pani Szwarc. - Nie wiem, na jakiej podstawie policjant to stwierdził.

Policjant nie miał wątpliwości, że do zdarzenia doszło z winy kierującego.
Wkrótce pani Helena przekonała się, że intuicja słusznie jej podpowiadała, iż sprawcą wypadku jest ktoś ważny.

13 maja przyjechał do niej kapitan z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, aby spisać protokół zdarzenia. Bo seatem kierował zastępca białostockiej delegatury ABW. Ponieważ Helena Szwarc domagała się odszkodowania z polisy PZU sprawcy wypadku, ABW zażądała od niej przysłania do warszawskiej centrali całej dokumentacji medycznej.

- I wtedy też dowiedziałam się, że pracownik ABW nie może być ukarany ani mandatem, ani punktami karnymi. Że sprawę przejmują jego przełożeni. I że zanim nie dokończą postępowania, to nic nie dostanę z PZU.
Stłuczenia z konsekwencjami

A pieniądze były bardzo potrzebne, bo kilka tygodni po zdarzeniu zaczęły o sobie dawać znać komplikacje zdrowotne. Okazało się, że nie obejdzie się bez operacji ortopedycznej.

Badanie bezpośrednio po wypadku wykazało, że Helena Szwarc jest silnie potłuczona. Na szczęście nie doszło do poważniejszych urazów, ale i tak poszkodowana była dwa miesiące na zwolnieniu lekarskim.

- Cały czas bardzo bolało mnie kolano - opowiada. - Chodziłam na rehabilitację. Nic nie pomogło. W końcu musiałam wrócić do pracy.

Pani Helena jest sprzątaczką. Pracuje w Porosłach, pod Białymstokiem. Codziennie musi dwa razy pokonać odległość około półtora kilometra od przystanku autobusowego do siedziby firmy. I w pracy nie odpocznie, cały czas czas jest na nogach.

- Codziennie wieczorem kolano było spuchnięte jak bania - opowiada kobieta. - Wkrótce noga zaczęła boleć i puchnąć również w okolicach kostki. Lekarz mi wyjaśnił, że to skutek kontuzji kolana, bo wszystkie mięśnie i stawy ze sobą współpracują.

Ortopeda, u którego leczy się Helena Szwarc stwierdził, że nie obejdzie się bez operacji kolana. Najbliższy możliwy termin: za około półtora roku.

- Ja nie mogę tak długo czekać, muszę pracować - mówi kobieta. - Lekarz mi poradził, żebym zdecydowała się na zabieg prywatny, że zapłacę za operację bez problemów, kiedy dostanę odszkodowanie za wypadek.

Tysiąc bez czterech złotych

Helena Szwarc samotnie wychowuje dwie córki. Dziewczyny studiują na Uniwersytecie w Białymstoku.
- Dostaję na nie sześćset złotych alimentów. To razem z moimi zarobkami daje nam prawie tysiąc sześćset złotych miesięcznie na życie. Bo ja dostaję na rękę 996 złotych. Śmieję się, że zarabiam tysiąc bez czterech złotych.

W tej sytuacji pani Helena nie może sobie pozwolić na zapłacenie za operację przed otrzymaniem odszkodowania z polisy sprawcy wypadku. Dlatego od wielu miesięcy domaga się tego, co się jej należy. Niestety, wobec procedur obowiązujących w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego była bezradna.

- Nad czym oni tak długo się zastanawiają - pyta retorycznie. - Przecież to nie jest jakiś skomplikowany, budzący wątpliwości przypadek. Wszystko jasne. Ja prawidłowo przechodziłam na pasach, on wjechał na przejście, chociaż miał czerwone światło.

Pani Szwarc ma żal do sprawcy swoich kłopotów, że ani razu przez cały ten czas nie skontaktował się z nią, nie zainteresował się jej stanem zdrowia.

- Minęło ponad siedem miesięcy od wypadku, a ja ciągle czekam - tak jeszcze w poniedziałek przedstawiała swoją sytuację Helena Szwarc w rozmowie ze mną.

Szczęśliwy finał

We wtorek zadałam kilka pytań dotyczących kwestii odpowiedzialności za wypadek spowodowany przez zastępcę szefa białostockiej delegatury ABW rzeczniczce prasowej tej instytucji. Wcześniej zadzwoniła do mnie pani Szwarc.

- Pani redaktor, miałam telefon z Warszawy, z ABW. Przeprosili mnie za tę sytuację. Pan, który ze mną rozmawiał, powiedział, że sprawca wypadku już został ukarany i że mogę starać się o odszkodowanie. Powiedział też, że po operacji chcieliby mi zaproponować sanatorium.

Podpułkownik Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska, rzeczniczka prasowa ABW, potwierdziła te informacje.

"Zgodnie z obowiązującymi przepisami, postępowania w sprawach o wykroczenia funkcjonariuszy ABW prowadzi szef ABW - napisała. - W wyniku przeprowadzonych czynności, uznano funkcjonariusza ABW winnym popełnienia wykroczenia i wymierzono mu karę dyscyplinarną z katalogu przewidzianego przez Ustawę o ABW oraz AW. Uznanie funkcjonariusza winnym otwiera drogę do uzyskania odszkodowania od ubezpieczyciela".

W rozmowie telefonicznej pani podpułkownik powiedziała:

- Będziemy chcieli jakoś wynagrodzić pani Szwarc tak długi okres oczekiwania na decyzję.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny