Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani doktor z Chin

Marta Romańczuk, Agnieszka Kaszuba
Ma Huiqun jest w Białymstoku ponad dwa miesiące. Zajmuje się bardzo ambitnymi badaniami w Akademii Medycznej.
Ma Huiqun jest w Białymstoku ponad dwa miesiące. Zajmuje się bardzo ambitnymi badaniami w Akademii Medycznej.
Do widzenia - to było pierwsze słowo, którego nauczyła się po polsku.

- Po przyjeździe do Białegostoku byłam w aptece. Wszyscy, którzy wychodzili, mówili "do widzenia". I tak to zapamiętałam - śmieje się Ma Huiqun. Pracuje jako dermatolog w szpitalu w mieście Xi'an w Chinach. Od lutego w białostockiej Akademii Medycznej zajmuje się problemami leczenia starzejącej się skóry. Będzie u nas rok

Wygląda na studentkę. Ładna, uśmiechnięta, o wschodnich rysach. Azjatka. Kiedy zdradza, ile ma lat, wzbudza wielkie zaskoczenie. I to pozytywne. Zbliża się już bowiem do... czterdziestki.

- W Chinach wszyscy młodo wyglądają, ponieważ ćwiczą rano i wieczorem - wyjawia receptę na dobry, młody wygląd Ma Huiqun.

O sporcie nie zapomniała też w Białymstoku. Ćwiczy tutaj tak jak w ojczyźnie - dwa razy dziennie.

- Daje mi to dużo energii - podkreśla. - Bardzo lubię pływanie, wspinaczkę, ćwiczenia. Kocham ruch.

Z dalekiego kraju...

Xi'an. To miasto, w którym Ma Huiqun mieszka i pracuje w Chinach. Jest to stolica prowincji Shaanxi.

Historia tego miasta jest imponująca. Powstało ponad trzy tysiące lat temu. Było stolicą podczas panowania aż kilkunastu chińskich dynastii.

Perełką Xi'an jest muzeum Terakotowej Armii, uznawanej przecież za ósmy cud świata. Są to gliniane figury naturalnej wielkości mężczyzn ustawionych w szyku bojowym. Odkopane zostały przez archeologów w 1974 roku.

I to piękne miasto oraz pracę w szpitalu, który jest częścią jednego z najbardziej znanych uniwersytetów w Chinach, doktor Ma Huiqun opuściła aż na rok. Właśnie po to, żeby jako stypendystka realizować projekt naukowy w Zakładzie Klinicznej Biologii Molekularnej Akademii Medycznej w Białymstoku.

Chińskie imiona polskich kolegów

Ma Huiqun zjawiła się u nas na początku lutego.

- Jakie było moje pierwsze wrażenie? - zamyśla się. - Przede wszystkim Polska jest zupełnie inna niż mój kraj. Jest u was mnóstwo zieleni, lasów, no i śniegu. Kiedy przyjechałam tutaj, było tak biało. Na dachach domów, na ławkach w parku, wszędzie pełno śniegu. Nigdy nie widziałam takiej ilości białego puchu. Wszystko to razem bardzo mi się podobało - śmieje się.

Śnieg nie był dla niej nowością. W Xi'an - w mieście, w którym mieszka w Chinach - także jest zima i pada śnieg. Ale nie tyle, co w Polsce.

Nowością za to kompletną był dla niej nasz język. Kiedy przyjechała do Białegostoku, nie znała nawet słowa po polsku. Z osobami, z którymi pracuje, rozmawia po angielsku. Ale te ich nazwiska! Kłopot pojawił się już z wymówieniem nazwiska kierownika zakładu - profesora Lecha Chyczewskiego.

- Oh! - wzdycha ze śmiechem Ma Huiqun. - Nazwisko profesora jest dla mnie bardzo, bardzo trudne. Wolę mówić do niego po prostu profesorze, wtedy jest mi łatwiej. Zresztą, i tak nie zrozumiałby mnie, gdybym zwróciła się do niego po nazwisku - śmieje się, starając się wymówić "Lech Chyczewski".

Nadała więc swoim polskim kolegom nowe, chińskie imiona. Na przykład profesor Lech Chyczewski stał się profesorem Li Cha.

Zakupy? Nie taka łatwa sprawa

Po dwóch miesiącach pobytu u nas, Ma Huiqun zdążyła poznać już trochę polskich słów.

- Rozumiem je, ale niestety nie mogę ich zapisać. Czasem polskie słowa mylą mi się z angielskimi - szczerze przyznaje ze śmiechem.

"Do widzenia" - ten zwrot zapamiętała jako pierwszy.

- Znam jeszcze "dzień dobry" , "dziękuję", "nie ma za co" i " mój kolega" - wylicza.

Chinka przekonała się, jak ciężko jest porozumiewać się w Białymstoku osobom z zagranicy. Ot, chociażby robiąc zakupy.

Ma Huiqun wspomina swoją pierwszą wizytę w białostockim markecie, kiedy chciała kupić czekoladowe jajka. Nikt ze sprzedawców nie wiedział, o co jej chodzi. Na szczęście pomógł jej jakiś kupujący, który znał język angielski.

- Teraz już jest mi łatwiej. Robię zakupy w jednym sklepie. Nauczyłam się po prostu, gdzie co stoi - opowiada.

Chociaż zdarza się, że wciąż bierze nie to, co chciała. Przynosi zakupy do mieszkania i gdy je rozpakowuje, okazuje się, że w torbie są niepotrzebne rzeczy.
Różnimy się tylko na pierwszy rzut oka

Ma Huiqun w Białymstoku mieszka w akademiku. Widzi różnice między polskimi a chińskimi studentami.

- Wasi studenci mają więcej luzu. Potrafią podzielić czas na naukę i zabawę - ocenia.

Chińscy żacy zaś są bardziej przejęci presją osiągnięć.

Ale ogólnie ocenia, że jako narody jesteśmy do siebie podobni.

- Na pierwszy rzut oka różnimy się: wyglądem, sposobem bycia... - wymienia. - Jednak jeżeli poznamy się lepiej, różnice się zacierają. Mamy taki sam stosunek do świata, sporo mamy w sobie uczciwości - ocenia.

A kobiety? Tu Ma Huiqun waha się z odpowiedzią.

- Chinki pracują tak samo ciężko jak mężczyźni, na przykład w szpitalach, instytucjach finansowych. A po pracy muszą też zajmować się swoją rodziną. W Polsce wydaje mi się, że role między mężczyznami a kobietami są podzielone - opowiada o różnicach między paniami z Polski i Chin. - Zresztą nie wiem dokładnie, jak wygląda życie Polek. Nie mam tutaj bliskich znajomych. Pracuję z lekarkami, ale nasza znajomość jest dość luźna.

Smaczny schabowy

Nie da się ukryć jednak różnicy między polską i chińską kuchnią. I to dość znacznej. Ma Huiqun oczywiście miała okazję spróbować polskiego jedzenia. I zapewnia, że było dobre. Do gustu przypadł jej chociażby popularny schabowy.

- Jadłam taką potrawę, która mi bardzo smakowała. Ale nie pamiętam nazwy - stara się przypomnieć Ma Huiqun. Nawet trudno jej określić, z czego była ona przyrządzona.

Chińskie restauracje też już zdążyła odwiedzić w Białymstoku. Jednak jedzenie tam nie jest takie, jak u niej w kraju.

- Inaczej są skomponowane potrawy, inne są warzywa, sosy. Ryż też jest inny - wylicza.

Sama zresztą gotuje w Białymstoku chińskie dania. Nie tylko dla siebie, ale też kolegom.

Ma Huquin chciałaby lepiej poznać Polskę i Podlasie. Już wie dużo o urokach znanych miejsc. Chce je zobaczyć. Na razie nie miała okazji, bo była zajęta pracą nad badaniami.

Projekt, którego realizacji podjęła się w Białymstoku, nie jest łatwy. Dotyczy problemów leczenia starzejącej się skóry.

Lubię Polskę

Czy po zakończeniu badań wróci jeszcze do Polski? Ma Huiqun jeszcze nie wie.

- Lubię wasz kraj. Moje stypendium kończy się za rok i chcę przez ten czas być w Polsce. Nie myślę na razie konkretnie co będzie później. Mój profesor poprosił mnie, żeby dokończyła badania. Muszę się nad nimi skupić, bo rok to nie jest wcale dużo czasu. Powiedziałabym nawet, że czasu jest zbyt mało na przygotowanie tych wszystkich badań. Być może będę musiała wyjechać do Chin i wrócić do Polski po to, by je zakończyć - zastanawia się chińska stypendystka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny