Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oblężenie w pogotowiu. Na karetkę czekaj dobę

Magdalena Kuźmiuk
Mamy z dziećmi, czekające wczoraj w kolejce do pediatry, liczyły, że zostaną szybko przyjęte. Takiej nadziei nie mieli chorzy, którzy chcieli dostać się do internisty. Ludzi przybywało z minuty na minutę.
Mamy z dziećmi, czekające wczoraj w kolejce do pediatry, liczyły, że zostaną szybko przyjęte. Takiej nadziei nie mieli chorzy, którzy chcieli dostać się do internisty. Ludzi przybywało z minuty na minutę. fot. Anatol Chomicz
Setki chorych w kolejce do lekarza, wezwane karetki przyjeżdżały nawet następnego dnia. - Dobrze, że nie zdarzył się żaden poważny wypadek, bo nie wiem, jak byśmy sobie poradzili - mówią dyspozytorki.

Przywiozłem córkę i czekam już prawie dwie godziny. Na razie jestem zdrowy, ale jak tu dłużej posiedzę, to pewnie wyjdę chory - gorączkuje się pan w czarnym płaszczu, czekający w kolejce do internisty.

- Ja też nie wiem, kiedy zostanę przyjęta. Czekam już godzinę. Proszę spojrzeć, ten chłopak zaraz zemdleje - Małgorzata Rogalska pokazuje na młodego człowieka siedzącego obok niej. Nie wygląda dobrze: rękami obejmuje opuszczoną głowę. Ma zamknięte oczy.

Doba czekania na karetkę

W niedzielę przed południem na przyjęcie przez lekarza pogotowia czekało około 100 osób. Podobnie było dzień wcześniej i w oba świąteczne dni.

- Codziennie przyjmowałyśmy po około 300 zgłoszeń - mówią dyspozytorki pogotowia. - Nie nadążamy odbierać telefonów, tyle roboty. Teraz jest trochę lepiej, bo na dyżurze jest więcej lekarzy. Ale przez dwa świąteczne dni było ich tylko dwóch. Jeszcze dziś wysyłamy karetki do zaległych zgłoszeń. Nawet tych sprzed doby. Na szczęście, odpukać, nie było poważnych wypadków, bo byłoby jeszcze gorzej.
Najczęściej pacjenci uskarżali się na typowe świąteczne dolegliwości. Wymioty, nudności, bóle brzucha. Ale wielu siedzących w poczekalni miało temperaturę, katar i kaszel. Bo od dwóch tygodni w Białymstoku szaleje wirus.

- Pogotowie to nie przychodnia. Swoje trzeba odczekać - pan Jerzy należy do nielicznych, którzy nie narzekają. - Może byłoby nas mniej, gdyby niektórzy poszli do apteki po syrop na kaszel, a nie od razu na pogotowie.

Dyrektor: Taką mamy umowę

Dlaczego w pogotowiu dyżurowało tak mało lekarzy? Przecież wiadomo było, że to jedyny ratunek dla chorych, bo w soboty przychodnie lekarzy rodzinnych są zamknięte. Czy nie można było zwiększyć obsady? - pytali czekający w ambulatorium ludzie.

- Taką mamy umowę z NFZ - rozkłada ręce dyrektor pogotowia Bogdan Kalicki. - To obsada typowa dla opieki ambulatoryjnej. Gdy zadzwoniła do mnie dyżurująca lekarka i powiedziała, jaka jest sytuacja, poleciłem, żeby jeszcze jeden lekarz przybył do pomocy. Nie bacząc na umowę - dodaje.

W tym tygodniu pogotowie będzie podpisywało nowe umowy z NFZ. Dyrektor twierdzi, że negocjując jej zapisy, posłuży się przykładem z ostatnich dni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny