James Wan w sequelu ukazuje małżeństwo tropiące nieczyste moce, jako ludzi zmęczonych sławą i fałszywymi oskarżeniami. Złośliwego, a może raczej zabłąkanego ducha i bluźnierczego demona odnajduje zaś w Londynie. Tu stary budynek z drewnianymi schodami, poddaszem i zalaną wodą piwnicą jawi się bardziej na swoim miejscu niż w spalonej słońcem Ameryce i sceneria horroru z nawiedzonym domem jest gotowa. Gorzej z samym nawiedzeniem. Z jednej strony w wizjach małżeństwa widz od razu zapoznaje się z okropną twarzą, która w finale okaże się być kluczową egzemplifikacją antychrześcijańskiego zła, z drugiej reżyser wręcz bawi się ogranymi chwytami, jak choćby dziecięcymi zabawkami, które same ożywają.
Ciekawym pomysłem jest ukazanie dwoistości charakterów głównych poszukiwaczy duchów. Poznajemy ich przeszłość, w której dzięki swojemu darowi czuli się wyalienowani, widzimy też, że chcą być w zgodzie z doktryną Kościoła. Jednak intuicja przeważy i w końcu będą musieli zmierzyć się z siłami zła, w równym stopniu wykorzystując inteligencję co poświęcony krzyżyk. James Wan korzystając z najlepszych klisz horrorów ukazuje opętanie w sposób znany od czasów „Egzorcysty”, sporą uwagę zwraca też na malowniczość kadrów i pracę operatora światła.
Być może nie należy chadzać do kina w piątkowe wieczory. Nieźle wypełniona widownia Heliosa jakoś nie dawała się przestraszyć, raczej śmiała się w najbardziej makabrycznych momentach albo obstawiała głośno, co będzie dalej. Uśmiech jawi się też na twarzy, kiedy w napisach widzimy Wielką Brytanię z roku 1977, a w tle leci „London Calling” The Clash nagrane w roku 1979. A przecież można było wykorzystać "London's Burning" z 1977 roku i wszystko by grało.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?