Stanisław Mieczkowski nie wygląda na sędziwego, chociaż w lutym tego roku stuknęła mu okrągła dziewięćdziesiątka.
- Długo zastanawiałam się co wymyślić tacie na to jego święto - mówi córka Małgorzata. - No i postanowiłam kupić mu wszystkie książki o Łapach. Uzbierała się niemała gromadka. Z tego wykluł się pomysł wycieczki sentymentalnej.
Z Warszawy do Łap jest przecież niecałe dwieście kilometrów. Najpierw trafili do naszej redakcji. Pan Stanisław nie ukrywa wzruszenia.
- Zmieniło się moje miasto - mówi jubilat. - Nie ma już pięknego dworca. I centrum całkiem się zmieniło. Kiedyś w tym miejscu był przecież targ. Od kilku pokoleń moja rodzina była związana z Łapami - mówi z ożywieniem. Widać, że pamięć ma wspaniałą
- Mój dziadek Wincenty Ptaszyński był kowalem w kuźni w Warsztatach Jego córka Anna wyszła za mąż za Władysława Mieczkowskiego. Ten był kierownikiem w dziale kotlarskim.
Ucieczka z Łap
W październiku 1939 roku NKWD przyszło po ojca pana Stanisława. Osadzono go w w drewnianym budynku przy ulicy Głównej.
- Widziałem go tylko jeszcze jeden raz - mówi pan Stanisław. -Ojciec dostrzegł też mnie. I kazał natychmiast uciekać z Łap .
Ojciec został wkrótce wywieziony do Kazachstanu. Tam też trafiła jego żona i córka. A Stanisław przedarł się do Generalnej Guberni, unikając wywózki. Zamieszkał w Warszawie.
- We wrześniu 1944 roku zostałem zmobilizowany do wojska - wspomina Stanisław Mieczkowski. - Wkrótce zostałem oficerem artylerii. Walczyłem pod Nauen i Faleknhagen.Pamiątką wojennej kontuzji jest ciężka głuchota.
Spacer śladami dzieciństwa
Na początek wizyta na plebanii parafii św. Piotra i Pawła. Proboszcz Piotr Faltyn obiecał książkę o parafii.
- Dobrze tak po latach spojrzeć na kościół , w którym ksiądz ochrzcił? - pyta kurtuazyjnie proboszcz. Widać, że bierze gościa za dużo młodszego.
- O, tu ksiądz się myli- mówi z uśmiechem pan Stanisław - Chrzczony byłem w drewnianej kaplicy. Ale pamiętam, jak montowano dzwony. No i z kolegami ministrantami wchodziłem na kościelną wieżę. Leżały tam stare książki i jakieś mszały- dodaje pan Stanisław.
Rodzinne Wygwizdowo
Jedziemy do Wygwizdowa. Stanisław Mieczkowski wysiada z auta. Rozgląda się pilnie po okolicy.
- To był nasz dom. Długa 81, chociaż ta ulica kończyła się za przejazdem. Przed domem był ogród. A z tyłu pompa wodna - mówi z przejęciem.
Nie wie, że w czasie wojny kilka domów zostało zniszczonych. Pomaga mu Henryk Wiśniewolski, rocznik 1925. Mieszka tu ponad 50 lat: - To ten - mówi pewnym tonem pan Stanisław i wchodzi na podwórze od strony torów. - Nasze schody - schyla się jakby chciał je ucałować.
Stąd wychodziło się na ścieżkę wzdłuż torów. Stanisław Mieczkowski pamięta, że w 1936 roku posadził kasztanowiec. Dziś go nie ma. Wycięli. - Pamiętam wszystkich naszych sąsiadów - mówi z dumą. - Na dole mieszkali Jakimcowie. Na górze carski major Święcicki. Po nim wprowadził się Władysław Gulbinowicz z rodziną. No i Domaradzccy.
I zaczyna się wyliczanka sąsiadów: Kluczyńscy, Kronhausowie, Jeglińscy, Gogolowie, Prażmowscy.
Koniec wspomnień. Dzień jest za krótki. Czas wracać do Warszawy. Pani Małgorzata obiecuje ojcu, że w czerwcu wrócą do Łap .
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?