Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie poradzili sobie z problemami (zdjęcia, wideo)

Tomasz Dworzańczyk [email protected]
Obrońca Jagiellonii Marek Wasiluk (z lewej) walczył ze wszystkich sił z piłkarzami Bełchatowa, ale ci mieli ich zwyczajnie więcej
Obrońca Jagiellonii Marek Wasiluk (z lewej) walczył ze wszystkich sił z piłkarzami Bełchatowa, ale ci mieli ich zwyczajnie więcej Wojciech Wojtkielewicz
To nie mogło się dobrze skończyć. Na porażkę u siebie z PGE GKS Bełchatów 0:1 złożyło się kilka czynników, które wystąpiły jednocześnie.

[galeria_glowna]
Szkoleniowiec Jagiellonii Michał Probierz przyznał po meczu, że jego piłkarze na boisku cierpieli. I rzeczywiście, ten ból było widać w ich poczynaniach. To nie był ten sam zespół, który nie przegrał siedmiu ligowych spotkań.

- Trzeba tę porażkę przyjąć z pokorą. Widać, że nasz zespół przy kilku brakach kadrowych ma duży problem - zauważa szkoleniowiec białostockiej drużyny.

Największym osłabieniem był z pewnością brak Michała Pazdana, który w czwartkowym meczu pucharowym z Lechem Poznań nabawił się kontuzji naciągnięcia więzadeł w kolanie i w tym roku może już nie pojawić się na boisku.

Piłkarze Jagiellonii: Ten mecz kosztował nas jak dotąd najwięcej zdrowia. Oraliśmy w dwie strony

- Michał jest bardzo ważną postacią w naszym zespole i jego brak był odczuwalny. Tym większa szkoda, że w tej rundzie prawdopodobnie już nam nie pomoże - dodaje Probierz.

Obok Pazdana, zabrakło też w białostockiej defensywie pauzującego za kartki Martina Barana. Co prawda, dwóch nowych ludzi w bloku obronnym - Tomasz Porębski i Adam Waszkiewicz - rażących błędów nie popełnili, ale majstrowanie z konieczności przy formacji, która stanowiła dotąd fundament dobrych wyników Jagi w ostatnim czasie, nie mogło wyjść na dobre.

- Brak kluczowych obrońców, jakimi są niewątpliwie Michał Pazdan i Martin Baran był odczuwalny. Nie graliśmy tak pewnie - przyznaje Mateusz Piątkowski, napastnik żółto-czerwonych, który też zatracił strzelecką formę, jaką imponował do niedawna. - Miałem kilka sytuacji. Szczególnie żal tej główki, po której piłka otarła się o słupek - przyznaje.

Nie bez znaczenia był fakt, że białostoczanie wyglądali gorzej od rywali pod względem fizycznym. Dalekie podróże - wcześniej do Gliwic, później Poznania, plus dogrywka w tym ostatnim meczu, nie zostały bez śladu.

- Trudno jest się zregenerować, kiedy w krótkim czasie przejeżdża się autokarem dwa tysiące kilometrów - zaznacza Probierz.

Bełchatowianie takich dalekich dystansów do pokonania nie mieli. Poza tym, odpoczywali dzień dłużej i dodatkowo byli bardzo zmotywowani, bowiem chcieli się zrehabilitować za wysoką pucharową porażkę w Gliwicach 0:5.

- Muszę przyznać, że mecz w Białymstoku nam wyszedł. Był jednym z lepszych w naszym wykonaniu w tym sezonie - podkreśla napastnik GKS Bartosz Ślusarski.

Poza tym, słabiej wypadli tym razem Maciej Gajos i Nika Dzalamidze (tłumaczą ich urazy, z jakimi grali), którzy w ostatnich meczach napędzali grę Jagi. W takich momentach nieoceniony był kiedyś Dani Quintana, który jedną nieszablonową akcją potrafił zmienić obraz meczu. Hiszpan, który przed miesiącem przeniósł się do Arabii Saudyjskiej, skorzystał z przerwy w tamtejszych rozgrywkach i poniedziałkowe spotkanie oglądał z trybun białostockiego stadionu.

- Nie spodziewałem się, że futbol jest tam tak popularny. Na nasze mecze przychodzi po 60 tysięcy widzów. Ludzie żyją piłką nożną, są piękne stadiony i jest dla kogo grać - przyznał w przerwie Quintana przed kamerami NC+.

Hiszpan otrzymał od władz klubu pamiątkową koszulkę, w podzięce za dotychczasowe występy.

Podobnie uhonorowano także Alexisa Norambuenę, który zanim przeszedł do Bełchatowa, rozegrał 146 spotkań w żółto-czerwonych barwach w ekstraklasie, co czyni go klubowym rekordzistą. Goni go pod tym względem Rafał Grzyb, który licząc poniedziałkowy występ, reprezentował Jagę na najwyższym szczeblu 131 razy. Kapitan białostockiego zespołu żałuje, że nie udało się w poniedziałek podtrzymać zwycięskiej passy.

- Szkoda, że ten sen został przerwany. Mam nadzieję, że to był tylko wypadek przy pracy, a nie początek jakiejś serii niepowodzeń - kwituje Grzyb.

O to trzeba będzie zatroszczyć się w niedzielę w Chorzowie, ale łatwo na pewno nie będzie. Nie dość, że Ruch jest bardzo zdeterminowany, bo zajmuje miejsce spadkowe, to dojdą kolejne problemy kadrowe. Oprócz kontuzjowanego Pazdana zabraknie Gajosa, którego czeka pauza za żółte kartki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny