Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Musimy ratować Polskę przed draniami

Agnieszka Kaszuba
Rafał Ziemkiewicz, pisarz i publicysta
Rafał Ziemkiewicz, pisarz i publicysta fot. Wojciech Wojtkielewicz
Z Rafałem Ziemkiewiczem, pisarzem i publicystą, rozmawia Agnieszka Kaszuba

Kurier Poranny: Pójdzie Pan na wybory?

Rafał Ziemkiewicz: Tak, oczywiście. Zresztą, jak zawsze.

A na kogo będzie Pan głosować?
To jest moja tajemnica. Mam jednak zwyczaj, że zawsze po wyborach informuję swoich czytelników, na kogo zagłosowałem. Nigdy przed wyborami.

Z tego, co pamiętam, ostatnio głosował Pan na Platformę Obywatelską...
To prawda, ale w wyborach prezydenckich głosowałem na Lecha Kaczyńskiego. Ale chciałbym wyjaśnić, dlaczego tak robię. Po prostu, jak większość Polaków, prawie zawsze głosuję z poczuciem wyboru mniejszego zła. I teraz nie chcę ujawniać, które zło wybiorę tym razem, bo nie chcę nikogo zachęcać do takiego wyboru, biorąc pod uwagę, że nigdy nie jestem do końca go pewien.

Mówi Pan, że wybiera mniejsze zło. Czyli dobra w polskiej polityce się nie uświadczy...
Tak naprawdę, to nikt z nas, a przynajmniej dziewięćdziesiąt procent, nie ma takiej partii, z którą by się utożsamiał we wszystkich aspektach. I podobnie jest na całym świecie. Na tym właśnie polega tak zwany marketing polityczny i cała sztuka kampanii wyborczych: trzeba zgromadzić wokół siebie jak najwięcej ludzi, wiedząc, że żadnemu z nich nie odpowiada się w stu procentach. Bo, jak mówi stare przysłowie, jeszcze się taki nie narodził, z którym wszyscy by się identyfikowali.

Ale przy tych wyborach Polacy będą mieli chyba szczególnie trudny wybór?
Polacy zawsze mają dość trudny wybór, bo, po pierwsze, w polityce zawsze jest pewne uczucie niedosytu, o którym już mówiłem. Po prostu są politycy, którzy podobają nam się pod jednym względem, a pod innym niekoniecznie. Są partie, które mają dobry program gospodarczy, ale społecznie są do niczego. A po drugie, Polska polityka jest szczególnie siermiężna, mało merytoryczna w swych kampaniach wyborczych. Poza tym, politycy uwielbiają wpędzać nas w stan histerii, uderzać w bardzo wysokie tony emocjonalne, panikować. Właściwie nie przypominam sobie, aby od siedemnastu lat jakakolwiek kampania wyborcza w Polsce nie toczyła się w ogromnej histerii i pod hasłem: musimy ratować Polskę przed tymi draniami, których władza nam dzisiaj grozi.

Musimy ratować Polskę przed draniami z Prawa i Sprawiedliwości?
To jest jedna kampania propagandowa, która na nas oddziaływuje. Z drugiej strony, musimy ratować Polskę przed "układem", którego powrót oznacza, że nasz kraj stoczy się w otchłań korupcji.

A ten "układ" to konkretnie co albo kto?
A ten "układ" to to, co każdy z Polaków rozumie po swojemu. Myśmy robili sondaż, z którego wynikało, że większość Polaków z życzliwością i ze zrozumieniem słucha haseł premiera Kaczyńskiego, gdy ten mówi właśnie o "układzie" rządzącym Polską. Natomiast szczegółowe pytania pokazują, że każdy pod tym pojęciem rozumie coś innego. Dla jednego "układ" to są zblazowani urzędnicy, którzy go gnębią w gminie, bo wymuszają łapówki za załatwienie spraw, dla innych "układ" to złowrodzy, ukryci masoni, którzy chcą zniszczyć władzę katolicką i naszą ojczyznę. A dla jeszcze innych "układ" to politycy, których nie lubią, politycy lewicowi, bo hasło "układ" trafia generalnie do wyborców prawicowych.

W takim razie czym jest "układ" dla samego Jarosława Kaczyńskiego?
A dla samego Jarosława Kaczyńskiego "układ" jest jeszcze czymś innym. Z jego przekazów wynika, że nawet dla niego jest to pojęcie nie do końca spójne.

Jarosław Kaczyński skutecznie walczy z tym "układem"?
Jeżeli miarą skuteczności jest popularność czy przekonanie wyborców, że robi to dobrze, to myślę, że dość skutecznie.

Jarosław Kaczyński na swoim świeczniku, oprócz walki z korupcją i "układem", stawia gospodarkę. Chwali się wzrostem gospodarczym. Czy to na pewno zasługa jego rządu?
W pewnym stopniu tak. Naszym problemem jest po prostu to, że mamy bardzo ograniczony dostęp do obiektywnej informacji. Prawie wszyscy są zainteresowani tym, żeby, podając różne argumenty, od razu palcem popchnąć wagę i pokazać odbiorcy, co ma o tym myśleć. I dlatego, kiedy się podaje dane o wzroście gospodarczym, od razu w mediach się dodaje, że to nie jest zasługa obecnego rządu. Choć kiedy wzrost gospodarczy był za rządu poprzedniego, na przykład pana Belki, to podkreślano, że jest to zasługa właśnie tego, że mamy taki rząd. A prawda jest taka, że zasługa tego rządu czy rządu poprzedniego jest taka sama. Powiedzmy sobie szczerze: bardziej jest to zasługa, że rząd nie zepsuł.

Myśli Pan, że w takim razie Prawo i Sprawiedliwość wygra październikowe wybory?
To zależy, co i dla kogo jest wygraną. Dla Lewicy i Demokratów dwadzieścia procent głosów byłoby wielkim sukcesem, a dla Platformy Obywatelskiej trzydzieści procent będzie porażką.

Dla PiS-u wygrana oznacza samodzielne rządy w Polsce. Ma na to szansę?
Jest taka możliwość, moim zdaniem - niewielka. Ale to zależy nie od samego wyniku wyborczego PiS-u, ale od wyników innych, od tego, ile ugrupowań wejdzie do parlamentu. Jeżeli tylko trzy, a na to się zapowiada, to PiS ma szansę na samodzielne rządy. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że PiS uzyska tyle mandatów, że będzie mieć możność podtrzymywania prezydenckiego weta. To daje Prawu i Sprawiedliwości absolutnie bezpieczną sytuację, bo nikt nie będzie mógł nic zrobić bez zgody obu braci Kaczyńskich.

To kto w takim razie po październikowych wyborach będzie rządzić Polską?
Są trzy możliwości. Albo PiS samodzielnie, albo Platforma samodzielnie, albo koalicja Platformy i LiD. Najbardziej prawdopdobna wydaje mi się ta trzecia możliwość. Jest jeszcze jedna, ale patrząc na stopień zacietrzewienia przywódców postsolidarnościowych, wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne. A mianowicie rodzaj dżentelmeńskiej umowy, tak, jak w powojennych Włoszech, gdzie do władzy nie dopuszczano komunistów, ale partia, która otrzymała więcej głosów, tworzyła rząd mniejszościowy, a bliska jej partia opozycyjna nie starała się tego rządu zniszczyć. Czyli przekładając na naszą sytuację, jeśli PiS wygra, to stworzy rząd mniejszościowy, a PO nie będzie go zwalczać. Albo odwrotnie: PObędzie sama rządzić Polską, a PiS nie będzie jej zwalczać na siłę.

Wiele osób za granicą krytycznie ocenia obecną sytuację w Polsce i przestaje traktować nasz kraj poważnie...
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że są przesłanki do traktowania naszego kraju niepoważnie.

Ale Polacy, którzy mieszkają za granicami naszego kraju, mówią, że się wstydzą...
Oni są poddani silnemu przekazowi medialnemu. Jeżeli komuś się wmawia, a my mamy do tego tendencję, do przyjmowania w pokorze takich pouczeń, że Polacy są narodem nieudacznym, że wszystko tutaj jest bez sensu i w ogóle mamy się wstydzić siebie, to ten przekaz medialny działa. Jeśli natomiast zebrać fakty, to w Polsce nie dzieje się nic dziwniejszego niż działo się przez kilkadziesiąt lat we Włoszech, gdzie rządy wymieniały się co pół roku i chyba żaden parlament nie dotrwał do końca sesji. A mimo tego Włosi żyją sobie całkiem dobrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny