Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moto Retro i wystawa starych aut przy Węglowej

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Rajd "Pogoń”, kwiecień 1976 r.
Rajd "Pogoń”, kwiecień 1976 r. Archiwum prywatne
Ma Białystok piękne muzeum, przyjeżdżają do niego wycieczki zagraniczne, tylko niewielu rodzimych mieszkańców już tam dotarło. To dzieło Stowarzyszenia Miłośników Starej Motoryzacji i Techniki "Moto Retro" z ekspozycją przy ul. Węglowej 8.

Czesław Słowikowski "Słowik" miał pociąg do techniki od najmłodszych lat. Zamiast pójść w dniu uroczystym do szkoły po świadectwo roczne, pogonił na zakup motoroweru Simsona SR2, pojazdu okrutnie wyeksploatowanego przez listonosza, z połamanym kołem. Wcześniej były rowery, a w snach pojawiał się samochód.

Do pasji doszła wiedza nabyta w technikum mechanicznym i tak zaczęła się wielka przygoda. Wizyta w Muzeum Techniki w Pałacu Kultury i Nauki natchnęła młodziana do skonstruowania własnego pojazdu. Była to motorynka na kołach od samolotu, marki "Sam", dopuszczona do ruchu. Sukces zachęcał do dalszych eksperymentów i tak zrodził się rower z 54 biegami, a w wymienionym powyżej muzeum był z tylko 21 biegami. Skąd pan Czesław brał fundusze? Ano naprawiał zegary ścienne i stojące, tudzież pospolite budziki.

Pierwszy samochód nabył jednak w 1979 roku za magnetowid z Peweksu, wehikuł niezwykły - Opel P4 z 1930 roku, stan agonalny. Sam wykonał 90 proc. niezbędnych napraw, jak wszystko grało i błyszczało, to samochód wraz ze "Słowikiem" zagrali na deskach Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki i to nie byle w jakiej sztuce, bo w "Ferdydurke" Wiktora Gombrowicza. Szofer nawet wypowiadał frazę: - Pani baronowo odjeżdżamy. A silnik opla wchodził na wysokie tony i samochód opuszczał scenę. Miał tez powodzenie u młodożeńców, spisywał się znakomicie podczas różnych imprez (dożynki), pokazów i nawet wypraw zagranicznych. Nigdy nie wracał "na sznurku" lub lawecie, lecz honorowo, o własnych siłach. Oczywiście wymagał szczególnej troski i umiejętności.

Dziwa techniki

Dodajmy zatem kilka szczegółów. Tamte wspaniałe samochody nie miały zsynchronizowanej skrzyni biegów, trzeba było dwa razy wciskać sprzęgło. Szybkość zależała - tu pan Czesław puszcza oko - trochę od wysokości górki i wiatru, zbliżała się do spacerowej, ale w razie potrzeby można było bez groźnych konsekwencji wyciągnąć 50-60 kilometrów. Pożytek z tego taki, że nie ma obaw przed mandatami za nadmierną prędkość, a PZU udziela dużej zniżki, bo nikt nie pamięta, żeby jeżdżące cacko z bardzo starą metryką spowodowało wypadek. Problemem jest olej, a właściwie jego gubienie (wyciek) przy większych szybkościach. Na drogach piaszczystych to nie przeszkadzało, ale na ten przykład na Rynku Kościuszki Opel P4 mógłby dać solidną plamę. Mógłby, ale nie da, bo pan Czesław podczepił pod spód specjalną misę. Zatem bez obciachu można podwieźć 10 listopada marszałka (od piłsudczyków) pod ratusz, a stąd pojechać do Zwierzyńca na składanie wieńców.

Z lekką domieszką zazdrości mój rozmówca opowiada o jeszcze starszych pojazdach. Na imprezach organizowanych przez "Moto Retro" pojawia się zabytek z 1898 roku na parę wodną (!), niegdyś podgrzewaną z użyciem nafty, obecnie już gazem. Sto litrów wody wystarcza na przejechanie 30 kilometrów z mocno umiarkowaną prędkością.

Czesław Słowikowski wciąż wzbogaca swoją archaiczną "flotyllę", wiele więc można było powiedzieć także o staruszku fiacie i nowszym Triumphie Spitfire 1500. Fiat pokazał swą klasę pewnej zimy, kiedy to mercedes nie był w stanie podjechać pod oblodzoną górkę, a on pokonał tę przeszkodę. Ale póki co tylko opel został wpisany do rejestru pojazdów objętych opieką konserwatorską (z żółtą tablicą rejestracyjną i białą księgą), zatem uznanych za dobra narodowe. Pozostawienie takiej cenności poza granicami kraju skutkuje opłatą karną w wysokości pięciokrotnej wartości katalogowej, czyli circa 400 tys. złotych.

Przypadki szczególne

Kiedyś kolega przekazał "Słowikowi" informację, że starsza pani z Mazowieckiej ma jakiś motor w szopce na drzewo. Rzeczywiście miała po zmarłym mężu, i to dwa motocykle: niemiecki NSU-500 oraz peerelowską WSK. Zawadzały, więc transakcja wypadła wyjątkowo korzystnie. A propos motocykli, to pan Czesław wystąpił w roli sierżanta MO na białej "emzetce" ze stosownymi emblematami. Miał wzięcie, przygodny staruszek poprosił go nawet o interwencję. Pewnie już nie pamiętam, że milicjantów w III RP zastąpili policjanci, a od maleńkości go uczono, że władza jest władzą. Słowikowscy, mąż z żoną - na czas parady obywatelką porucznik - zadawali fasonu i milicyjnym "maluchem", ikoną PRL.
W kolekcji mego rozmówcy są i białostoczanie. Ale nie samochody, tylko rowery. Jeden firmy "Kamiński" z 1939 roku, z kartą gwarancyjną, niestety już nieważną. Za to wielce szykowny, bo koła z drewnianymi obręczami, koszyk wiklinowy do przewozu dziecka, opony balonowe (26x2), siodełko na sprężynach, dzwonek, lampa i dynamo. Takie rarytasy jeszcze nie tak dawno można było znaleźć na strychach białostockich domków. Trafił się panu Czesławowi również rower z firmy Wilka i ulicy Wilczej, o której wiele opowiadał mi Stanisław Bałdyga. A jeszcze wspomnieć trzeba o użytkowanych przez przedwojenne wojsko dwukołowcach marki "Metro", z kierownicą typu baran. "Rogi" można było podnosić dla wygody do góry, ale w kolarskim zapędzie opuszczało się je do dołu.

Aktualia

Skoro o białostockich muzealiach mowa, to są kwestie do załatwienia. Przy ul. Stołecznej leżą w utajnieniu zbiory pana Zalewskiego, zachwyca zwłaszcza wyposażenie używane do napraw silników, komplet maszyn i narzędzi. Rodzina była gotowa przekazać "skarby" pod warunkiem ich wyeksponowania pod szyldem byłego mistrza i właściciela. Takich możliwości nie ma "Metro-Retro" (prezes Mirosław Socha), wyrosłe z Klubu Pojazdów Zabytkowych "Ritz", zorganizowanego w 1993 r. przy białostockim Automobil-Klubie. Stowarzyszenie liczy 50 członków zwykłych, kilku honorowych i kandydatów, a w darowanej przez miasto hali przy ul. Węglowej może wystawić tylko około 40 samochodów i drugie tyle motocykli (stałe dyżury w niedzielę w godz. 11-15). Dużo to i mało, czynione wysiłkiem społeczników. Są też stare pojazdy wojskowe na terenie białostockiego Oddziału Straży Granicznej, jeszcze więcej takich stoi w Suwałkach. I gdzie jeszcze? Wieść niesie, że w Choroszczy ma powstać odrębna ekspozycja pod egidą Muzeum Podlaskiego. A może tak skrzyknąć się razem, by dojechać do celu?

PS. Marzy mi się, by przejechać się Jawą 250 (jest taka w opisanym muzeum), pojazdem moich wypraw z przełomu lat 60. i 70.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny