Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lipowa 24 - Dom szlachty. Wcześniej była tu szkoła podstawowa

Alicja Zielińska
W środku: Budynek byłej SP nr 15 przy ul. Lipowej 24 współcześnie (fot. z 2009 r.)
W środku: Budynek byłej SP nr 15 przy ul. Lipowej 24 współcześnie (fot. z 2009 r.)
Było ciasno, ledwie siedem izb lekcyjnych, ubikacja na podwórzu, ale szkoła ruszyła. Podstawówka nr 15 przy Lipowej 24 była jedną z pierwszych, gdzie uczniowie rozpoczęli naukę w wyzwolonym Białymstoku w 1944 roku. Mieściła się w budynku przypominającym z wyglądu pałacyk. Wspomina o niej z sentymentem Zbigniew Karlikowski.

Ten okazały w swoim kształcie budynek został wzniesiony przed 1897 rokiem. Należał do ziemskiego samorządu powiatowej szlachty. Nazywany zresztą był właśnie Domem szlachty. Urzędowały w nim różne komisje, m. in. drogownictwa, spisu ludności, zdrowia i opieki społecznej. Miały tu swoją siedzibę także ogólnorosyjskie towarzystwa, na czele których stał marszałek szlachty, najczęściej był to Rosjanin - opowiada pan Zbigniew Karlikowski.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości przejęły go władze miejskie i postanowiły umieścić tu szkołę. 19 września 1921 roku przeprowadzono zapisy i ruszyła nauka. Ciekawostka rodzinna, jedną z uczennic była wówczas moja przyszła teściowa - Stanisława Pieniążek (1913 - 1994).

Kierowniczką szkoły została Maria Jurecka. W 1926 roku nastąpiło przekształcenie szkoły w żeńską publiczną szkołe powszechną nr 15. Wybuch drugiej wojny światowej wojny przerwał działalność szkoły. Nauczanie prowadzono tajnie, z narażeniem życia w prywatnych mieszkaniach nauczycieli lub w domach uczniów. Kamienica jednak ocalała i w 1944 roku, tuż po wyzwoleniu Białegostoku szkoła wznowiła działalność. 13 września naukę rozpoczęło tu 330 uczniów w 11 oddziałach.

Zatrudnionych było 10 nauczycieli, którzy uczyli przed wojną. I znamienne, w pierwszych latach, jednym z przedmiotów był język francuski, rosyjski wprowadzono później.

Budynek, choć piętrowy, posiadał zaledwie siedem klas. Było więc ciasno. W salach stały piece kaflowe , a ubikacje znajdowały się w drewnianej szopie na podwórzu. Uczniowie byli w różnym wieku, wielu starszych, którym wojna przerwała naukę, sporo też przyjechało zza Buga, z Grodna, Wilna, Lidy. Wszystkim dokuczała powojenna bieda, niektórzy przychodzili do szkoły nawet boso, co widać na zdjęciach.

Jak doszukałem się w kronikach szkolnych, w 1945 roku liczba uczniów wzrosła do 438, pracowało zaś 12 nauczycieli. Pierwszym kierownikiem szkoły był pan Kobylak, a po nim Franciszek Płoński. Z nauczycieli pamiętam Annę Watman, panie Pawlak, Schnitzner i Górską oraz nauczyciela wf-u Stanisława Kostucha. Prefektem i nauczycielem religii był ks. Edward Kisiel, późniejszy arcybiskup metropolita białostocki.
Szkoła znajdowała się tutaj do roku 1957. W 1958 roku przeniesiono ją do budynku po przeciwnej stronie ulicy Lipowej, pod numerem 41, gdzie było Technikum Budowlane. Natomiast w pałacyku przez kolejne lata mieścił się Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli i Szkolny Związek Sportowy. A w 1974 roku piętnastka znowu zmieniła adres i jest teraz przy ul. Broniewskiego.

Ulica Lipowa po wojnie stanowiła jedno wielkie gruzowisko, uprzątnięto jedynie jezdnię, po której jeździły głównie dorożki i furmanki. Symbolem wojennych zniszczeń był hotel Ritz. Lubiliśmy tam z kolegami zaglądać. Ciekawiły nas te wielkie wnętrza, piwnice - w podziemiach były garaże, wówczas ewenement.

Gmach zburzono w 1948 albo w 1949 roku. Z niemałym trudem, podejmowano bowiem kilka prób, podkładano dynamit, zaczepiono liny i ściągano ściany. Wielka szkoda, że tak się stało, po odbudowaniu ten piękny budynek stanowiłby teraz wizytówkę Białegostoku. Można go było odremontować, Pałac Branickich był równie mocno zniszczony. Władza komunistyczna zrobiła to jednak celowo, bo uważano Ritza za przejaw burżuazyjnej przeszłości.

Co jeszcze pamiętam z tamtych czasów? Na zboczu przy kościele św. Rocha, od strony ulicy Krakowskiej znajdował się cmentarz. Szkoła była blisko, więc biegaliśmy tam często patrzeć, jak porządkują teren, akurat trwała ekshumacja, widzieliśmy odsłonięte groby, a w nich parasolki, laski, bo tak kiedyś chowano ludzi. Furmani na polecenie proboszcza księdza Abramowicza wywozili szczątki na Antoniuku. Przyglądaliśmy się temu z wielką uwagą, jak to dzieciaki, zaglądaliśmy do wszelkich zakamarków. Z jakąż frajdą wchodziliśmy na wieżę kościoła, żeby popatrzeć na Białystok z góry. A najodważniejsi wspinali się po drabinie aż na koronę Matki Boskiej.

Należałem do harcerstwa, bardzo miło wspominam ten czas. Żyło się skromnie, ale mieliśmy różne wspaniałe uroczystości. Jedna z nich pamiętam do dzisiaj. To było ognisko zorganizowane na Rynku Kościuszki. W mundurkach, przy wtórze werbli, w defiladzie schodziliśmy się z różnych szkół na apel. Ratusz był zniszczony, plac wyłożony kamieniami, a po przeciwnej stronie, gdzie jest księgarnia Akcent, znajdowała się wtedy knajpa. Nazywała się Pod Końskim Ogonem, ponieważ obok był postój dorożek.
Trudne to były czasy, ale i ciekawe, radosne mimo tak strasznych zniszczeń dookoła.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny