Licea czekają na chętnych

Wczoraj dyrektorzy szkół przyjęli plan bez żadnych sprzeciwów.
Dyrektorzy naradzali się z urzędnikami miejskimi w Zespole Szkół Elektrycznych. Wcześniej wysłali do wydziału edukacji swoje propozycje naboru. Na wyrost zaplanowali liczbę klas. Robią tak co roku, bo każdy ma nadzieję, że do jego szkoły trafi więcej uczniów.
Zdarza się, że te nadzieje weryfikują rzeczywiste wybory gimnazjalistów, którzy od kilku lat faworyzują licea, a odwracają się od zawodówek.
Najpierw jednak zapędy dyrektorów "ukrócili" przedstawiciele wydziału edukacji UM. Mają 100 milionów złotych na prowadzenie tych szkół, w których uczy się 22 tysiące osób.
- W tym roku do białostockich szkół trafi 6150 absolwentów gimnazjów, w tym 32 procent młodzieży spoza miasta - mówi Jan Szczęsny, zastępca naczelnika wydziału edukacji. - 52 procent młodzieży wybiera licea ogólnokształcące. Najdramatyczniejszy spadek popularności odnotowały szkoły zawodowe. Dziś chce tu się uczyć tylko siedem procent uczniów.
Przed rokiem zaplanowano aż 32 oddziały w zawodówkach, a udało się zapełnić tylko 15. Jaki z tego wniosek? Ciąć liczbę klas! Ale urzędnicy nie byli tak bezlitośni. Przyjęli bez żadnych zmian liczbę klas w szkołach zawodowych, zaproponowaną przez szefów placówek.
- Wierzymy, że pewne zawody, jak np. stolarz czy krawiec, zostaną reaktywowane. Choć od lat nie ma naboru do takich klas, mamy nadzieję, że tym razem znajdą się chętni. Nie zabieramy im tej możliwości - deklaruje Szczęsny.
Porozumienie między dyrektorami a urzędnikami - z pozoru trudne do osiągnięcia - przyszło bardzo łatwo. Szkoły chciały w sumie 240 klas, magistrat obstawał przy 225.
- No, to możemy iść na lody - wyrwało się któremuś z dyrektorów po zakończeniu spotkania.