Casus Zyty Gilowskiej przeszedł już do historii. Potwierdza tezę, że lustrację trzeba było zrobić 16 lat temu. Dziś niestraszni by nam byli żadni ubecy. A tak, czy chcemy czy nie, musimy tańcować pod pachę z lustracją!
Przypomnijmy fakty. Pani Zyta jako posłanka PO złożyła w 2001 roku oświadczenie, że nie była w bezpiece ani tajna, ani świadoma. I co? I nic? Nikt nie włóczył jej po sądach. Jedynie poseł Wrzodak, poseł nie bardzo serio, opowiadał, że Gilowska jest "be". Za co ukarała go komisja etyki i kazała przeprosić Zytę G. Potem pojawiła się plotka, że Gilowska była na jakiejś "liście 500" sędziego Nizińskiego. I... nic. W sobotę jakiś prominent z SLD, ale trudno mu wierzyć tłumaczył, że Gilowskiej nie ganiano ponieważ sędzia zapatrzony był w ludzi SLD, a Gilowska była z Platformy...
A teraz, z opóźnieniem 5-letnim pękła bomba! Sędzia Olszewski posłał Gilowską do sądu. Teraz więc wszyscy łkają za panią Zytą G. Ja krokodylich łez nie wyleję, bo dla mnie pani Zyta jest ciut amoralna. Przypomnę, jako wiceprzewodnicząca PO zapragnęła umościć synkowi gniazdko na Wiejskiej i wpisała go na pierwsze miejsce na liście wyborczej w Lublinie. W rezultacie Tusk obraził się na Zytę G., a Zyta G. na Tuska. I gdyby Kaczyńscy nie wsadzili Zyty G. na fotel wicepremiera aby pokazać, jak słodko jest na ich kolanach, pani Zyta G. miałaby spokój. Ale stało się... i Jarosław K przekonał się, że lustracja może być kwaśna jak cytryna. Gdy w swoich aktach znalazł jakieś dwa kwity, rzekomo podrobione, nie był jeszcze tego nieborak pewien. Może więc wziąć te wszystkie teczki, zaczopować 1000 metrów pod ziemią w jakimś szybie i dopuścić do nich historyków za 50 lat. Nikogo to nie będzie bolało, no i skończy się gra teczkami na zasadzie: entliczek, pentliczek na ciebie bęc! Ba, ale o to przecież wcale nie chodzi...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
