- Chcę zdementować nieprawdziwe informacje pojawiające się w przestrzeni publicznej. Natychmiast po otrzymaniu wyniku dodatniego u osoby chorej na COVID-19 podejmujemy działania epidemiologiczne. Obejmujemy rodzinę nadzorem i nakładamy kwarantannę - tłumaczy Urszula Połowianiuk, po. zastępcy powiatowego inspektora sanitarnego w Białymstoku. Nie spotkała się z dziennikarzami. Nie odpowiadała na ich pytania. Wystąpiła w filmie, który został zamieszczony na profilu urzędu wojewódzkiego.
Wraz z nią głos zabiera Paweł Buczko, zastępca wojewódzkiego inspektora sanitarnego w Białymstoku. Za to nie ma na nagraniu podlaskiej wojewódzkiej inspektor sanitarnej, Elżbiety Kraszewskiej. Od wybuchu epidemii wystąpiła na jednej konferencji wojewody. Potem zniknęła.
Pacjenci są oburzeni organizacją pracy stacji
Zupełnie inną historią podzielili się z nami pierwsi pacjenci z COVID-19 w regionie. Krzysztof Drabikowski, którego nazywamy podlaskim pacjentem zero, twierdzi że nie otrzymał pomocy przez kilka dni, po powrocie zza granicy. Sanepid miał ignorować jego zgłoszenia i odsyłał do innych jednostek, m.in. do szpitala i pod numer alarmowy. W końcu interweniowała matka zakażonego i udało się umówić badania. Drabikowski na wyniki czekał dwa dni, po czym trafił do izolatki.
Wojewoda podlaski podał wtedy informację o pierwszej zakażonej w regionie osobie i zapewnił, że jego rodzina została objęta nadzorem epidemiologicznym. Tymczasem pacjent i jego bliscy mówią jasno: sanepid się nami nie zainteresował.
- Nadzór epidemiologiczny to kpina! Jak zresztą całe działanie sanepidu białostockiego. To na barkach tej placówki spoczywa odpowiedzialność za to, jak ta epidemia w naszym regionie i kraju się potoczy. A zawodzą w procedurach - grzmiał Drabikowski w rozmowie z "Porannym".
Zobacz też:Krzysztof Drabikowski: Chciałem zrobić test. Nie mogłem się nigdzie dobić (ZDJĘCIA)
Ale to jeszcze nie wszystko. On i jego żona z mediów dowiedzieli się, że ich dziecko to drugi pacjent z COVID-19 w Podlaskiem. - Rano dzwonią do mnie bliscy i mówią, że drugą osobą chorą na Podlasiu jest dziecko, pytają, czy to moje. Nic nie wiem. Rozmawiam z teściową. Ona też już to słyszała i nic nie wie. Po krótkiej chwili oddzwania do mnie i mówi, które konkretnie moje dziecko jest zakażone. W mediach pojawia się informacja o chorym dziecku z rodziny pierwszego zakażonego. Dopiero wtedy dzwoni sanepid - opowiadała Anna Drabikowska, mama dziecka. Ostatecznie Drabikowski zgłosił sprawę wycieku informacji do prokuratury.
Dzień później rozmawiamy z rodziną Karoliny z Supraśla, czyli trzeciej pacjentki zakażonej koronawirusem. Kobieta do szpitala trafiła 20 marca. Rodzina z komunikatu wojewody, który cytowały media, dowiedziała się, że „osoby z najbliższego kontaktu zostały objęte opieką epidemiologiczną”. Zdziwili się. Później wielokrotnie dzwonili do sanepidu i prosili o wykonanie testów. Na próżno. Dopiero po trzech dniach od diagnozy Karoliny, stacja przekazała, że wszyscy są objęci przymusową kwarantanną. Testy przeprowadzono. Dwa dni później, rano była diagnoza. Brat, matka i ojciec pacjentki są zdrowi.
Sanepid: pracujemy 24 godziny na dobę
Jak na wszystkie zarzuty reaguje Wojewódzka Stacja Saniarno-Epidemiologiczna? Jej pracownicy odpowiadają tylko na część, i do tego po niemal tygodniu, od opisania pierwszej historii w mediach regionalnych i ogólnopolskich. Przy czym zapewniają, że działają zgodnie z procedurami.
- Rozumiemy, że mogą wystąpić problemy z dodzwonieniem się do powiatowej stacji sanitarnej, ale wynika to z ogromnej ilości telefonów, które są do nas wykonywane. Staramy się odpowiadać na wszystkie pytania, które do nas docierają. I wykonujemy ogrom pracy, żeby dostarczyć rzetelne informacje dotyczące naszych działań epidemiologicznych - zapewnia w filmie Urszula Połowianiuk.
Zastępcy tłumaczą również, dlaczego na wyniki testów trzeba czekać nawet dwa dni. W laboratorium sanepidu pracuje dziewięciu specjalistów oraz personel pomocniczy. Możliwości ogranicza sprzęt, bo próbki muszą czasem czekać w kolejce.
- Pracujemy 24 godziny na dobę. Wyniki badań staramy się uzyskiwać jak najszybciej - zapewnia Paweł Buczko, zastępca wojewódzkiego inspektora sanitarnego w Białymstoku - Ale muszę to wytłumaczyć. Pobrany materiał przyjeżdża do laboratorium, po czym następuje wstępna identyfikacja próby i jej przygotowanie. Później izolacja i amplifikacja RNA. Dopiero na samym końcu mamy odczyn. Ten proces jest rozciągnięty w czasie. I jeżeli aparatura pracuje i próby są badane, to kolejne dostarczone próbki muszą poczekać, ąż badanie pierwszego zestawu zostanie zakończone - mówi.
O ocenę pracy podlaskiego sanepidu, w kontekście doniesień pacjentów, poprosiliśmy kilka dni temu wojewodę podlaskiego Bogdana Paszkowskiego. Stacja sanitarna podlega bowiem pod urząd wojewódzki. Nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi.

Szymon Hołownia ma duże ego, większe ma tylko Lech Wałęsa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?