Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolekcja alkoholi. Celnicy nie chcą oddać butelek

Jacek Wolski [email protected]
– Wróciliśmy po wielu latach do rodzinnego kraju i skończyło się to regularnymi wizytami w sądach. A przecież niczego złego nie chcieliśmy zrobić – narzeka Witold Leszczyński. Na zdjęciu z żoną Barbarą.
– Wróciliśmy po wielu latach do rodzinnego kraju i skończyło się to regularnymi wizytami w sądach. A przecież niczego złego nie chcieliśmy zrobić – narzeka Witold Leszczyński. Na zdjęciu z żoną Barbarą. Jacek Wolski
Unikalną kolekcję alkoholi z całego świata gromadzili niemal przez całe swoje dorosłe życie. Kiedy przyjechali z tym do Polski, celnicy uznali ich za przemytników.

Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że niewinni ludzie mogą być przez dwa lata ciągani po sądach - mówi Witold Leszczyński. - To chyba możliwe tylko w Polsce. A tak nas do tego rodzinnego kraju ciągnęło... .
W Stanach Zjednoczonych mieszkali przez ćwierć wieku. Całkiem nieźle im tam poszło, mieli z czym wracać. Choć do końca nigdy człowiek nie jest pewny, jak jego życie ułoży się w nowej rzeczywistości, Barbara i Witold Leszczyńscy postanowili jednak, że zaryzykują.

Przeprowadzka z dobytkiem całego życia z jednego kraju do drugiego, szczególnie przez ocean, to poważne wyzwanie logistyczne. Wszystko trzeba dograć w każdym szczególe.

Leszczyńscy wynajęli więc amerykańską firmę.

- Pytaliśmy, czy nasze kolekcje trzeba zgłaszać do odprawy celnej, czy też wystarczy zapakować w kontener z rzeczami - opowiadają. - Padła logiczna w sumie odpowiedź, że takich przedmiotów się nie zgłasza.

A kolekcje były dwie. Pierwsza, to 216 butelek z alkoholem pochodzącym z całego świata. Trochę Leszczyńscy przywieźli sami, trochę podarowali im znajomi. Każda butelka była inna.

- Kiedy przyjaciele dowiedzieli się o gromadzonej przez nas kolekcji, gdziekolwiek na świecie byli, przywozili nam jakiś prezent - mówi Witold Leszczyński. - Kolekcja wciąż się więc powiększała.

Na drugą składało się kilkaset małych buteleczek z zapachami. Leszczyński pracował bowiem w fabryce, która tworzyła substancje zapachowe. Poszczególne fiolki otrzymywał w prezencie.

Celnicy godnie przywitali rodaków

Postanowili osiedlić się w Olecku. A to miasto podlega pod ełcki urząd celny. Tam, w 2011 roku, otwarto kontener z rzeczami wracających do kraju Polaków.

- Celnicy przywitali nas tak, że od razu chciało się zabierać z powrotem - wspominają Leszczyńscy.
Na wierzchu kontenera znaleźli alkohol i zapachy. I zapewne już wypinali piersi do orderu. Wszak wykryli próbę przemytu na dużą stosunkowo skalę. Alkohol bez polskiej akcyzy i jakieś podejrzane małe buteleczki. To wszystko zapewne na handel.

- Poczuliśmy się, jak najgorsi przestępcy - opowiada Witold Leszczyński. - Tłumaczenia, że to kolekcje i że przewoźnik twierdził, iż tego zgłaszać nie trzeba, trafiały w próżnię.

Celnicy wszczęli postępowanie karno-skarbowe.

Gdzie są kolekcje?!

Wiosną 2012 roku sprawą zajął się sąd w Ełku. Uznał, że Leszczyńscy powinni zgłosić swoje kolekcje do odprawy celnej. Sędzia był jednak wyrozumiały, odstąpił więc od wymierzenia kary. Bo rasowych przemytników z Leszczyńskich jednak nie dało się zrobić.

Najważniejsza część wyroku dotyczyła jednak dalszych losów alkoholowej i zapachowej kolekcji. Po tym, jak celnicy wpadli na trop "kontrabandy", wszystko zarekwirowali i złożyli gdzieś w swoich magazynach. Sąd uznał, że powinno ulec to przepadkowi. Za wyjątkiem tych butelek z alkoholem, które posiadają polską akcyzę - czyli 16 z 216 sztuk. Ponoć innego rozwiązania polskie prawo, zdaniem ełckiego sędziego, nie przewiduje.

- Ten wyrok wprawił nas w głęboki szok - opowiada pani Barbara. - Pomyśleliśmy sobie: dobra, jak już trzeba, zapłacimy jakąś karę, ale oddajcie nam kolekcje. A tu taka przykra niespodzianka.

Leszczyńscy odwołali się od wyroku do Sądu Okręgowego w Suwałkach. Rozprawa odbyła się w lipcu 2012 roku. Sąd gruntownie przeanalizował rozstrzygnięcie, jakie zapadło w pierwszej instancji. Dopatrzył się kilku istotnych niekonsekwencji i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.

W Ełku zajął się tym kolejny sędzia. I też gruntownie przeanalizował wszelkie aspekty prawne. Wyrok wydał latem tego roku. Sentencja była podobna, jak za pierwszym razem - winni, ale bez wymierzania kary. Bo trudno w tym przypadku udowodnić umyślne działanie. Jedyna zaś dolegliwość, to opłacenie kosztów sądowych. I najważniejsze - zwrot całej kolekcji.

- W końcu, po dwóch latach, byliśmy zadowoleni - mówi Witold Leszczyński. - Uwierzyliśmy w sprawiedliwość, choć zbyt rychliwa to ona w Polsce nie jest.

Już powoli wybierali się po odbiór swoich kolekcji, gdy dowiedzieli się, że to wcale nie koniec. Urząd celny złożył bowiem odwołanie od wyroku. Kwestionował właściwie tylko zwrot skonfiskowanych butelek.

Leszczyńscy już wcześniej podejrzewali, że ich kolekcja mogła się gdzieś w celnych magazynach rozpłynąć. Przynajmniej w części. Butelki wszak łatwo się tłuką. I łatwo się je opróżnia.

- No bo, jak inaczej wytłumaczyć ten upór? - argumentowali.

Swoimi podejrzeniami podzielili się z posłem Tomaszem Makowskim. Nabrał on szeregu wątpliwości i obiecał wspomagać Leszczyńskich w ich walce z celnikami.

- Możemy tylko domniemywać, że tego towaru nie ma - mówił podczas specjalnej konferencji prasowej. - Ale będziemy się starali, aby służby celne oddały tę kolekcję co do litra.

W ubiegłym roku Ryszard Chudy z Izby Celnej w Olsztynie, pod którą Ełk podlega, zapewniał jednak, że nic nie zginęło i wszystko jest dobrze zabezpieczone w magazynach.

Winę należy udowodnić

Po raz drugi już sprawa trafiła na wokandę Sądu Okręgowego w Suwałkach.

- To rzeczywiście nietypowe postępowanie - przekonywał obrońca. - Trudno tutaj mówić o przemycie w normalnym znaczeniu tego słowa. Państwo Leszczyńscy wrócili do kraju w dobrej wierze. Tego alkoholu, czy tych zapachów nie ukrywali. Znajdowały się one na wierzchu kontenera. To oczywiste, że ludzie kolekcjonują różne rzeczy i wcale nie oznacza to, iż zamierzają nimi handlować.

Taka argumentacja do przekonania sądu trafiła. Bo oskarżyciel nie udowodnił, że Leszczyńscy rzeczywiście chcieli alkohol czy zapachy przemycić. A w polskim prawie wciąż jest, na szczęście, tak, iż to winę należy dowieść, a nie - niewinność.

Najważniejsze było jednak podtrzymanie decyzji o zwrocie obu kolekcji.

Ten wydany niedawno wyrok stał się już prawomocny. Żadnego odwołania nie ma.

Czas zwrócić wszystko

Leszczyńscy podejrzewają jednak, że to wcale nie koniec. Bo urząd celny będzie musiał zwrócić im każdą z 216 butelek alkoholu i każdą z kilkuset buteleczek z zapachami.

- Ustaliłam, że część naszej kolekcji alkoholowej znajduje się w celnych magazynach w Gołdapi - mówi Barbara Leszczyńska. - Byliśmy tam z adwokatem i widzieliśmy na własne oczy. Jednak to nie jest wszystko, co przywieźliśmy ze Stanów Zjednoczonych. Nie mam natomiast pojęcia, gdzie są buteleczki z zapachami. Mam nadzieję, że nie wyparowały.

W tej kuriozalnej sprawie celnicy niczego sobie do zarzucenia nie mają. Twierdzą, że postępowali zgodnie z przepisami i obowiązującymi procedurami.

- To, co się wokół tej sprawy działo woła o pomstę do nieba - komentuje natomiast Witold Leszczyński. - Sąd uznał ostatecznie, że oprócz ścisłego trzymania się przepisów, które być może życiowe do końca nie są, istnieje też zdrowy rozsądek. Szkoda, że na taką oczywistą konkluzję trzeba była aż tyle czasu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny