Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazali nam płakać po Stalinie

Alicja Zielińska
1953 r.  Ja (z prawej) i Janek Skiepko na przepustce w Białymstoku. Oglądamy książki na kiermaszu obok Astorii.
1953 r. Ja (z prawej) i Janek Skiepko na przepustce w Białymstoku. Oglądamy książki na kiermaszu obok Astorii.
Zmarł towarzysz Stalin - powiedział dowódca z grobową miną. I zaraz zarządzono zbiórkę wszystkich żołnierzy na pochód pogrzebowy - wspomina Waldemar Szliserman. W 1953 roku odbywał służbę wojskową w Warszawie.

Waldemar Szliserman do wojska trafił 1 października 1952 roku. Dostał przydział do 75. Pułku Piechoty w Bartoszycach. Opisał swoją służbę w książce. Poniżej publikujemy wybrane fragmenty z tych zapisków.

Jak wojak Szwejk

Sierżant wydawał mundury, bieliznę, czapki jak leci. Było tego w sumie około 30 kilogramów. Ja dostałem spodnie jak na wielkoluda, a buty o cztery numery za duże. Wyglądałem niczym wojak Szwejk. Buty wymieniłem dopiero po dwóch tygodniach z innym kolegą, który omal nie płakał, że ma za ciasne i otarł nogi do krwi. Bardzo trudno było przyzwyczaić się do nowego życia koszarowego, jedzenia na tempo, ciągłych zbiórek biegiem w dzień i w nocy. Szczególnie męczące były wymyślane przez kaprali szykany na rekrutach. Kazano nam włazić na piece kaflowe i śpiewać piosenki. Nieraz przez całą noc szorowaliśmy ubikację szczoteczką do zębów.

Nocne ćwiczenia urządzano codziennie. Taplano nas w błocie i kałużach. Dowódca kompani robił po zajęciach w polu zbiórkę i osobiście sprawdzał, czy płaszcz jest mokry. Jeśli stwierdził, że nie, to wydawał rozkaz: Padnij. W największą kałużę. Dodatkowo przygniatał nogą plecy żołnierza, aby woda dostała się wszędzie.

Po powrocie do koszar trzeba było dokładnie oczyścić z błota płaszcz i mundur. Robiliśmy to, polewając siebie zimną wodą z węża w ubikacji. Wieczorem mokre całkowicie ubranie, już po capstrzyku, należało ułożyć równiutko w kostkę na taborecie. Nie było żadnej możliwości, aby je wysuszyć. Rano biegiem nakładaliśmy je znowu, schło na ciele. Wieczorem sytuacja powtarzała się.

Padnij, powstań. Do upadłego

Któregoś jesiennego dnia kilka kilometrów za koszarami mieliśmy zajęcia taktyczne piechoty. Padnij, powstań, padnij, czołgaj się, aż do całkowitego zmęczenia - ganiał nas młody kapral. Zmęczony do utraty sił biegłem z karabinem w ręku, plecak na plecach (w nim pięć cegieł, to też był rytuał), maska gazowa z boku, łopatka saperka z drugiego boku. Padł rozkaz: Wróć. Udałem, że nie słyszę. Upadłem na ziemię i ciężko dyszałem. Wszyscy powrócili, a ja zostałem. Kapral przybiegł do mnie, stanął naprzeciw i zaczął wyzywać.
Nie wytrzymałem, zerwałem się i w desperackim odruchu przyłożyłem mu do piersi karabin i powiedziałem, że jeśli nie przestanie się nade mną znęcać, to ten bagnet z karabinu znajdzie się w jego plecach. Ja pójdę do więzienia, ale ty tu skończysz życie. Byłem gotów na wszystko. Nie myślałem już logicznie, nerwy całkiem puściły. Kapral był zielony ze strachu, cały trząsł się. Powiedział błagalnym głosem: No co ty, daruj, już więcej to się nie powtórzy.

O zajściu kapral nikogo nie powiadomił. Dwa dni później zostałem wyznaczony na pisarza kompanijnego, a tym samym i zwolniony od codziennych ćwiczeń wojskowych na poligonie.

Za to w kinie spaliśmy

Najbardziej lubiłem w wojsku chodzić do kina. Kilka kompani zasiadało na krzesłach i po zgaszeniu światła natychmiast słychać było tylko donośne zbiorowe chrapanie. Byliśmy ciągle niewyspani. Nocne alarmy i sprzątania karne po nocach za niezbyt dokładne pościelenie na kant łóżka, niezłożony w kostkę mundur, niewyczyszczone do połysku podeszwy kamaszów - to wszystko było powodem zarywania nocy.

W pierwszych tygodniach pobytu w wojsku zdarzył się taki incydent: jeden z kolegów z Białegostoku raptem zaginął, nikt nie wiedział, co się z nim stało. Nie było go całą dobę, dowództwo podejrzewało dezercję. Na drugi dzień usłyszeliśmy w sali sypialnej donośne chrapanie wydobywające się z szafy. Zawołaliśmy porucznika, otworzył drzwi szafy, a z niej wypadł na podłogę ten zaginiony żołnierz. Spał prawie 30 godzin. Kilkunastu chłopa pokładało się ze śmiechu. Oficer krzyczał i straszył go sądem wojskowym. Ponieważ było to przed przysięgą, nie można było go karać aresztem, a tylko pracą, to dostał sprzątanie i mycie garów w kuchni. A nie była to ciężka praca. Sam tego doświadczyłem. Wyszorowałem raz podłogę na połysk, kafelki aż lśniły, a kucharz specjalnie wylał butelkę oliwy i rozdeptał zabłoconymi buciorami. I na dodatek "rozlał mu się raptem" cały garnek pomyj. Kucharze celowo nas tak poniewierali.

Sobota dniem gospodarczym

W każdą sobotę odbywało się generalne sprzątanie i szorowanie podłóg. Aby podłogi świeciły się jak lustro, musieliśmy przeprowadzać cały, wymyślony przez dowódców ceremoniał. Grupa wyznaczonych żołnierzy wraz z kapralem szła do pobliskiego tartaku i przynosiła kilka worków trocin drzewnych. Trociny te lekko zmoczone rozsypywano na podłogę i tyraliera żołnierzy na kolanach szorowała nimi podłogę do białości. Potem należało tak długo zamiatać i wycierać ścierkami, aby nie pozostała najmniejsza trocinka. Była to głupiego robota, bo w godzinę po zajęciach w terenie parkiet ponownie był ubrudzony błotem. Ponadto od czarnej pasty do butów pozostawialiśmy długie rysy na posadzce.

Polityczne prasówki

Po przysiędze otrzymałem skierowanie do Warszawskiego Okręgu Wojskowego w Warszawie, w Cytadeli na Żoliborzu. Zostałem pracownikiem sztabowym wysokiego szczebla w tajnej kancelarii Oficerskiego Oddziału Kadr. Zajmowałem się przyjmowaniem i wysyłką korespondencji. Była to praca bardzo monotonna, ale w porównaniu do uciążliwych ćwiczeń w polu - raj na ziemi.

Mój bezpośredni szef okazał się człowiekiem bardzo dobrym i wyrozumiałym dla żołnierzy ze służby czynnej. Jak zobaczył nasze łachmaniarskie mundury, natychmiast wydał rozkaz udania się do magazynów mundurowych po nowe umundurowanie. Tam potraktowano nas zupełnie inaczej niż w pułku. Mogliśmy mundury przymierzyć, wszystko było jak spod igły.

Zajęć wojskowych teraz już nie miałem wcale, jedynie raz w tygodniu oficer polityczny uświadamiał nas przez dwie, trzy godziny o wyższości ZSSR nad całym światem oraz jakie to straszne zagrożenie czeka nas zza "żelaznej kurtyny" i ze strony imperialistów amerykańskich. Musieliśmy też uczestniczyć w każdy poniedziałek w prasówkach dla oficerów oddziału. Podstawą były gazety "Trybuna Ludu" i "Żołnierz Wolności".

Były to trudne czasy i duża obawa przed Informacją Wojskową (takie wojskowe UB). Za byle nieopatrznie wypowiedziane słowo przeciw socjalizmowi można było trafić do lochów dziesiątego pawilonu Cytadeli.

Cały personel wyższego szczebla - oficerowie i generałowie - to byli Rosjanie. Dopiero pod koniec '54 roku opuścili Polskę.

Pogrzeb Stalina

5 marca 1953 r., pamiętam, przyszedłem rano do pracy i zastałem moich oficerów z grobowymi minami. Zapytałem porucznika Karkulaka, co się stało. Jak to, nie słyszałeś w radiu, że tow. Stalin zmarł? Za pół godziny szef oddziału zarządził obowiązkowe stawienie się na zbiórkę, wszystkich bez wyjątku w pełnym umundurowaniu. Powiadomiono nas, że pojedziemy do miasta, aby uczestniczyć z mieszkańcami Warszawy w kondukcie pogrzebowym. W tym dniu nieczynne były wszystkie fabryki, zakłady produkcyjne, biura, urzędy. Pod jednostkę podjechały samochody ciężarowe. Zajechaliśmy do Fabryki Szychta (dzisiejsza Pollena) na Pradze. Pracowników z innych oddziałów wojskowych zawieziono do różnych fabryk. Ludzie nieśli czerwone chorągwie, transparenty i portrety Stalina przepasane kirem. W tłumie i na chodnikach było mnóstwo milicji, pewnie zwiezionej z całej Polski, oraz tajniaków z UB. Pochód trwał od 9 rano do 18 wieczorem. Wracaliśmy na piechotę, ponieważ żadne środki komunikacji miejskiej nie kursowały. Potem jeszcze długo nasz "politruk" ubolewał nad śmiercią Stalina i wychwalał zasługi "Ojca Narodów", jak go wtedy nazywano.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny