Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Mozolewski: Solidarność nie jest reliktem przeszłości

Maryla Pawlak-Żalikowska
Solidarność pełni rolę "towarzystwa ubezpieczeniowego", któremu problemy ludzi pracy zawsze leżą na sercu - stwierdza Józef Mozolewski
Solidarność pełni rolę "towarzystwa ubezpieczeniowego", któremu problemy ludzi pracy zawsze leżą na sercu - stwierdza Józef Mozolewski Fot. Anatol Chomicz/Archiwum
Młodzi pracownicy postrzegają związki zawodowe jako relikt systemu komunistycznego. A przecież tak nie jest - mówi Józef Mozolewski, przewodniczący Zarządu Regionu Podlaskiego NSZZ Solidarność.

Obserwator: Dlaczego Solidarność postanowiła w wyborach zaangażować się po stronie Jarosława Kaczyńskiego? Co z tego mają mieć związkowcy?
Józef Mozolewski: Zdecydowały kwestie gospodarcze. Programowe. Kiedy w Komisji Krajowej dyskutowaliśmy nad projektem stanowiska dotyczącym poparcia w wyborach prezydenckich Jarosława Kaczyńskiego, to przede wszystkim uznaliśmy, że jest on największym gwarantem zainteresowania problemami ludzi pracy. Przypomnijmy, że za czasów, gdy Jarosław Kaczyński był premierem, był realizowany program Solidarne Państwo. Ludzie pracy wtedy sporo uzyskali. Chociażby 30-procentowy wzrost najniższego wynagrodzenia. I to w naszym przekonaniu spowodowało wzrost gospodarczy.

W jakim sensie?
- Poprzez wzrost popytu wewnętrznego. Kiedy Janusz Śniadek, przewodniczący Komisji Krajowej, mówił, że to sposób na skuteczne przeciwstawienie się kryzysowi, to pracodawcy oceniali jego wypowiedzi jako dziwne. A właśnie za czasów premierostwa J. Kaczyńskiego ta koncepcja była realizowana i to właśnie spowodowało rozwiązanie wielu problemów społecznych, z którymi występowaliśmy jako Solidarność.

Zdaję sobie sprawę, że teraz jesteśmy politycznie zestawiani z PiS-em. Nie pierwszy raz - niedawno oponenci polityczni, choć też wywodzący się z obozu solidarnościowego, nazywali nas zbrojnym ramieniem Prawa i Sprawiedliwości. Ale powiem tak: i na szczeblu krajowym, i lokalnym mamy wielu przyjaciół i w PiS, i w PO. Bo wywodzimy się z tego samego pnia. Ale programy gospodarcze obu tych partii są różne. Program PO jest dla nas kontrowersyjny, jeśli chodzi o kwestie społeczne. I stąd brak akceptacji ze strony Solidarności.

Mówimy o wyborze prezydenta, nie premiera. Władzy - nazwijmy to - nie w pełni wykonawczej. Rozumiem, że uważacie, że taki właśnie prezydent będzie ewentualnie pełnił rolę hamulcowego możliwych liberalnych pomysłów PO?
- My już tego doświadczyliśmy. Trudno mi powiedzieć, czy określenie hamulcowy jest tu właściwe, ale świętej pamięci pan prezydent Lech Kaczyński na pewno rozumiał wiele sugestii, które przedstawialiśmy, i próbował wpłynąć na rządzących, aby te kwestie społeczne brali pod uwagę. Bo przecież tylko i wyłącznie skutki społeczne działań rządu czy parlamentu były przedmiotem analiz Solidarności. I nie ukrywamy, że na podobne reakcje ze strony ewentualnego prezydenta Jarosława Kaczyńskiego będziemy liczyli. Ale jeżeli w wyniku demokratycznych przecież wyborów wygra inny kandydat, to będziemy zabiegali o to, aby on zechciał poznać nasze argumenty.

Obecna koalicja rządząca wiele mówi o dialogu społecznym. My też uważamy, że jest on ważniejszy niż dialog na ulicy. Ale trzeba chcieć go naprawdę prowadzić, a nie tylko o nim mówić. Dlatego marzy się nam taka konfiguracja, gdzie z inicjatywy prezydenta odbywają się tzw. stoliki branżowe z udziałem rządu i partnerów społecznych, takich jak pracodawcy i związkowcy.

A gdzie rola Komisji Trójstronnej? Ostatnio Konfederacja Pracodawców Polskich zarzuciła Solidarności, że ta oskarża pracodawców o wykorzystywanie kryzysu do zwolnień, a przecież to Solidarność ustalała kształt pakietu antykryzysowego w Komisji Trójstronnej.
- I tu jest pies pogrzebany. Zgadzam się, że Komisja Trójstronna to nasze dziecko, bo uważaliśmy, że tą drogą, przez dialog społeczny, można rozwiązywać problemy. Bo w państwie demokratycznym partie u władzy będą się zmieniały od lewa do prawa, a problemy ludzkie pozostają. Ale... W roku ubiegłym, dostrzegając kryzys, rozmawialiśmy w ramach komisji, w jaki sposób ochronić najsłabszych. I wszyscy - a szczególnie przewodniczący Komisji Trójstronnej wicepremier Pawlak - mówili: Trzeba rozmawiać.

Paktowano, paktowano i wypaktowano. A przed tym wypaktowaniem w Białymstoku, na Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego, gościliśmy premiera Pawlaka. Powiedział nam, że jeśli dogadamy się z pracodawcami, to oni jako rząd tylko pobłogosławią to ustalenie. Dogadaliśmy się. Ale deklaracje premiera nie uzyskały akceptacji PO. A to nasze porozumienie było korzystniejsze niż ostateczna ustawa.

Na czym polegała różnica?
- To właśnie ustawa dała pracodawcom możliwość stosowania tzw. metod oszczędnościowych, które głównie polegały na zmniejszaniu zatrudnienia czy obniżaniu wynagrodzenia. Bez względu na wynik finansowy firm. Przypominam to na dowód, że pewne rozwiązania dotyczące Komisji Trójstronnej powinny ulec zmianie. Jak w wielu krajach Europy, jej ustalenia powinny być obligatoryjne. A nie są i stąd nasze oczekiwanie, żeby prezydent był inicjatorem stolików branżowych, gdzie można zbliżyć stanowiska. I z nimi potem pójść do komisji. A potem to rozwiązanie przyjęłoby formę ustawy.

Wspomniał Pan, że ceniliście premiera Kaczyńskiego np. za wzrost płacy minimalnej. Teraz raczej ciężko będzie na takie rzeczy liczyć. Wszyscy ekonomiści grzmią, że PO powinna wziąć się za dosyć drastyczne rozwiązania ograniczające deficyt budżetowy, a dotyczące np. wieku emerytalnego. Mogą narastać konflikty. Co wy proponujecie? Pojawiły się informacje, że Solidarność jest gotowa wypracować je wspólnie z OPZZ.
- Podczas dramatycznych wydarzeń w Grecji uczestniczyłem we Włoszech w kongresie jednej z central związkowych. Występowali tam przedstawiciele poszczególnych central związkowych, np. z Portugalii, Holandii czy Włoch. Mówili, że sytuacja taka jak w Grecji lada moment może nastać w innych państwach. Dlatego my jesteśmy przerażeni, że nasz rząd, politycy, nie mówią prawdy społeczeństwu o trudnej sytuacji. Ta tak zwana zielona wyspa nie jest żadnym parasolem dla naszego społeczeństwa, jeśli chodzi o kryzys gospodarczy. Czas szybko mija, wybory przejdą, a problemy będą.

Właśnie o tym mówię - że żeby z tej sytuacji wyjść, trzeba dokonać paru ruchów niepopularnych i bolesnych.
- Dlaczego politycy nie mówią nam o tym? Czyż my jesteśmy samobójcami i chcemy trudnej sytuacji w naszym kraju? Nie. Siądźmy do stołu wszyscy: rząd, parlament, prezydent, pracodawcy, związki zawodowe, i opracujmy koncepcję, która pozwoli ochronić najsłabszych. Bo co teraz mamy? Przekonywanie ludzi, że nie ma kryzysu. Nie pokazuje się rozwarstwienia dochodów. Rosnącej skali ubóstwa. Kiedyś to pęknie.

Gdybyście siedli do stołu, to po jakie narzędzia chcielibyście sięgnąć?
- Wychodzimy z założenia, że owszem, media mają ogromną rolę w komunikowaniu się partnerów, ale to rządzącym powinno zależeć, żeby rozmawiać.

Rozumiem. Ale przyjmijmy, że już zasiadacie do stolika, i co?
- Żebyśmy tylko wiedzieli, jaka jest propozycja rządu. Jeśli za pośrednictwem mediów zaczniemy przedstawiać swoje pomysły, to tylko pogłębi dezorientację społeczeństwa, które i tak jest już zakręcone. Uważam, że skoro marszałek może powoływać Radę Bezpieczeństwa Narodowego, to może też wystąpić z inicjatywą rozmowy o systemie emerytalnym czy innych problemach ludzi słabych, niemogących znaleźć zatrudnienia czy niemających co jeść. Ja nie muszę kochać liberałów czy konserwatystów, ale jeśli widzę kandydata na prezydenta, dla którego problemy społeczne nie są odległe, to z takim kandydatem chcę współpracować.

A nie odczuliście, że takie personalne deklaracje poparcia odbierają wam zaufanie ludzi?
- Wie pani doskonale, że w całej Europie, poza wyjątkami takimi jak Belgia czy Włochy, gdzie uzwiązkowienie jest duże, w pozostałych państwach jest ono niewielkie. W Polsce na poziomie ok. 14 procent.

Dlaczego, Pana zdaniem?
- Z dwóch powodów. Zbadaliśmy to na przykładzie rozmów z młodymi pracownikami. Im za pośrednictwem mediów wpaja się, że to samozatrudnienie jest sposobem na życie. Po co mają sobie zawracać głowę jakimś pracodawcą. Sami będę decydowali o sobie. Po co im związki.

Taki młody człowiek nie zdaje sobie sprawy, że za jakiś czas będzie myślał o emeryturze. Dziś może parę złotych więcej zarabia, ale się nie ubezpiecza i potem będzie klął, że się kiedyś zgodził na samozatrudnienie. A poza tym młodzi pracownicy postrzegają związki zawodowe jako relikt systemu komunistycznego, a przecież tak nie jest. Związki zawodowe, a Solidarność na pewno, pełnią rolę “towarzystwa ubezpieczeniowego", którym problemy ludzi pracy, osób bezrobotnych, ubogich i tych, które potrzebują pomocy, zawsze będą leżały na sercu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny