Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Lengiewicz, artysta plastyk. Nestor

Janka Werpachowska
- Przeglądam teczkę ze szkicami, wybieram te najciekawsze. Namaluję jeszcze niejeden obraz.
- Przeglądam teczkę ze szkicami, wybieram te najciekawsze. Namaluję jeszcze niejeden obraz. Wojciech Wojtkielewicz
Jerzy Lengiewicz to nestor wśród białostockich artystów plastyków, skończył niedawno 80 lat. W Ratuszu można obejrzeć wystawę jego obrazów i grafik. Podsumowuje ona 50 lat pracy twórczej. Niemal dokładnie pół wieku temu, w tych samych salach, odbyła się pierwsza wystawa malarstwa artysty.

Ściany w przedwojennym mieszkaniu państwa Lengiewiczów były zabazgrane do tej wysokości, do jakiej zdołał dosięgnąć mały Jurek. Może nikt by nie używał takiego słowa: "zabazgrane", gdyby wiedział, że sprawca tych bazgrołów to przyszły malarz, którego prace podziwiać będą miłośnicy sztuki ma całym świecie.

- Rodzice patrzyli na to, co robię ze zrozumieniem - wspomina Jerzy Lengiewicz. - Nie byłem pierwszy w rodzinie, który na widok czystej powierzchni odczuwał chęć zamalowania jej po swojemu. Mój dziadek i wujkowie byli architektami. Mama była też utalentowana plastycznie.

Takie "malarstwo ścienne" Jurek uprawiał w każdym mieszkaniu, do jakiego służbowo przeprowadzał się ojciec, inżynier budownictwa.

- Tam, gdzie były realizowane jakieś inwestycje budowlane lub drogowe, tam przenosiliśmy się całą rodziną. Urodziłem się w Sokółce, ale mieszkałem w wielu miastach. Kiedy wybuchła wojna, powróciliśmy do Sokółki.

Po wyzwoleniu państwo Lengiewiczowie z synem zamieszkali w Białymstoku.

Jerzy skończył szkołę podstawową i oświadczył, że chce jechać do Gdańska czy do Gdyni - dzisiaj już dokładnie nie pamięta - żeby zdać egzamin do średniej szkoły morskiej. Koniecznie chciał być marynarzem. Matka gwałtownie i kategorycznie sprzeciwiła się takiemu pomysłowi. Nie chciała, żeby syn wiązał swoje życie z marynarką.

Białostocka Szkoła Malarstwa i Rzemiosł Artystycznych

- Ojciec od razu po wojnie trafił do wojska, zmobilizowany niejako za karę, za to, że był ułanem z 10. Pułku Ułanów. Kilka miesięcy odsłużył gdzieś pod Warszawą, w kompanii karnej - wspomina Jerzy Lengiewicz. - Mama chyba obawiała się, że kariera marynarza też może mi nie wyjść na zdrowie.

Stanęło na tym, że Jurek pojedzie do Gdańska - tak jak chciał, ale nie do szkoły morskiej, tylko do liceum plastycznego, żeby tam rozwijać swój talent, którego tak liczne dowody zostawiał na świeżo odmalowanych lub wytapetowanych ścianach w rodzinnym domu.

Pod koniec pierwszej klasy dostał list, w którym mama pisała, że w Białymstoku po wakacjach rusza liceum plastyczne. Zapadła więc decyzja, że Jurek przeniesie się do białostockiej szkoły.

- Szkoła Malarstwa i Rzemiosł Artystycznych mieściła się przy ulicy Kilińskiego 7 - wspomina Lengiewicz. - Dużo później, już jako Liceum Sztuk Plastycznych, przeniosła się do Supraśla.

Białostocka Szkoła Malarstwa i Rzemiosł Artystycznych miała jedną wadę: nauka w niej trwała tylko trzy lata i absolwent nie mógł wylegitymować się maturą. Niektórzy już w Supraślu, gdzie szkoła była pięcioletnia, dorabiali świadectwo dojrzałości.

- Ja nie czekałem, zrobiłem maturę w liceum ogólnokształcącym - mówi Jerzy Lengiewicz. - I dostałem się na warszawską Akademię Sztuk Pięknych.

Studiował malarstwo pod okiem Tadeusza Dominika. Ale miał na roku wroga, kolegę jeszcze z czasów dzieciństwa, który zatruwał mu życie różnymi szykanami i złośliwościami.

Dlatego Jerzy po drugim roku studiów przerwał naukę i wrócił do Białegostoku.

Broda Lenina

- Oczywiście miałem zamiar kontynuować studia za rok - wspomina. - Ale życie potoczyło się inaczej.

Bo na młodego malarza czekało w mieście dużo zleceń - może niezbyt ambitnych, ale dających możliwość niezłego zarobku. W początkach lat 50. XX wieku w Białymstoku nie było jeszcze licznego środowiska artystów plastyków. Kilku starszych malarzy, jak Tadeusz Bołoz czy Włodzimierz Wasilewicz, miało pełne ręce roboty i z trudem łączyli swoją pracę artystyczną z realizacją zamówień na dekoracje i oprawę plastyczną licznych świąt państwowych.

- Pamiętam zlecenie na dekorację, która miała zawisnąć przy ulicy Lipowej, po której wtedy chodziły pochody pierwszomajowe - opowiada Jerzy Lengiewicz. - To miał być zbiorowy portret idoli tamtych czasów, cztery nachodzące na siebie profile: Marks, Engels, Lenin i Stalin.

Żeby namalować taki wielkoformatowy obraz na płótnie - głowy miały wysokość około dwóch-trzech metrów - trzeba było znaleźć dużą, pustą salę, zdobyć rzutnik. A skończone dzieło musiało jeszcze przejść wnikliwą ocenę komisji, powołanej przez towarzyszy z komitetu wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

- Odrzucili moje malowidło. Niezbyt się tym zmartwiłem, bo zapłata była z góry - śmieje się Lengiewicz. - Później dostałem od Tadeusza Bołoza, który występował wtedy w tej komisji jako ekspert, krytyczną ocenę mojej pracy na piśmie. Okazało się, że niezbyt wiernie i precyzyjnie odtworzyłem zarys czaszki towarzysza Stalina, a "w brodzie Lenina było zbyt wiele włosów".

Abstrakcja a budowa socjalizmu

W pracowni malarza powstawały nie tylko dzieła zamawiane na specjalne okazje. Cały czas Lengiewicz malował - tak jak lubił. A zawsze interesowało go malarstwo abstrakcyjne. Inspirowała go przyroda, przenosił na płótno kształty stworzone przez naturę - jednak pod jego ręką nabierały one jakby nowych znaczeń i jakości.

- Pierwszą wystawę w Białymstoku miałem w 1961 roku, w Muzeum Okręgowym w Ratuszu - wspomina Jerzy Lengiewicz. - To były obrazy olejne na płótnie oraz prace łączące technikę malarską z płaskorzeźbą.

W pracowni malarza widziałam taki obraz, datowany na 1961 rok. Na zagruntowane płótno naniesiona była dość gruba warstwa masy gipsowej - z dodatkiem kleju stolarskiego, dzięki czemu materiał nie był tak kruchy jak czysty gips. Zanim warstwa ta stwardniała, artysta musiał nadać jej pożądaną formę. Miał na to niewiele czasu, około godziny. Po wyschnięciu malował ten gipsowy relief.

Podczas wernisażu wystawy w 1961 roku wywiązał się dialog pomiędzy malarzem a szefem wydziału kultury w KW PZPR.

- Powiedzcie, Lengiewicz, w jaki sposób malarstwo abstrakcyjne pomaga w budowie socjalizmu?

Jerzy Lengiewicz odpowiedział pytaniem:

- Powiedzcie, towarzyszu, a w jaki sposób abstrakcja przeszkadza w budowie socjalizmu?

To nie były bezpieczne dyskusje w tamtych czasach.

- W obronie mojej sztuki stanęła młoda dziewczyna, dziennikarka z białostockiego radia - wspomina Lengiewicz. - Wkrótce została wyrzucona z pracy i z partii. Niestety, nie znam jej nazwiska. Wyjechała z Białegostoku. Wkrótce opuścił też nasze miasto ten gorliwy towarzysz. Później się dowiedziałem, że mieszkał w Gdańsku i tam odebrał sobie życie. Zastrzelił się.

Casting na skwerku

Lengiewicz pozostał wierny abstrakcji do dziś. Chociaż w swojej karierze artystycznej miał również wcale niekrótki rozdział pracy wymagającej dyscypliny i trzymania się rzeczywistości. Od połowy lat 60. pracował najpierw w Gazecie Białostockiej (późniejszej Współczesnej) a następnie w Kontrastach jako redaktor graficzny. Ale i wtedy znajdował czas na odrobinę szaleństwa.

- Z kolegami z gazety powołaliśmy do życia kabaret Koliber - wspomina. - W poszukiwaniu pierwszych aktorów udaliśmy się na skwerek przy ratuszu, dzisiaj już nieistniejący. Tam zawsze siedziało sporo ciekawych ludzi. Gawędzili, palili papierosy, popijali tanie wina. Były wśród nich prawdziwe talenty. Później w naszym kabarecie występowali lekarze, prawnicy, kwiat białostockiej inteligencji.

Sami pisali teksty, ja dbałem o scenografię.

Nie ma już Kolibra, nie ma odbywających się niegdyś co roku w Białowieży międzynarodowych plenerów malarskich, organizowanych przez Lengiewicza.

- Już nie chce mi się szukać sponsorów. Teraz mam czas tylko dla swojej sztuki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny