Już wkrótce Danuta Ch. odpowie za tę zbrodnię przed białostockim sądem okręgowym. Grozi jej od ośmiu do 25 lat więzienia, a nawet dożywocie.
Tragedia z 15 listopada ubiegłego roku wstrząsnęła mieszkańcami bloku przy ulicy Grochowej w Białymstoku. Małżonkowie Ch. mieszkali tam od lat. Większość sąsiadów wiedziała o problemie alkoholowym męża, o tym, że zdarzało mu się bić żonę. Jednak tuż przed tragedią nic nie wskazywało, by w ich życiu znowu pojawiły się problemy. W mieszkaniu było cicho, nie przyjeżdżała na interwencje policja, także po Danucie Ch. nie było widać śladów pobicia.
Kanapek nie skończyła
Co więc stało się feralnego wieczoru 15 listopada? Najpierw małżonkowie pojechali do znajomych, gdzie Bohdan pomagał koledze naprawić samochód. Około ósmej wieczorem wrócili do domu. Młodszy syn poszedł wyprowadzić psa, a Danuta zaczęła przygotowywać kolację. Bohdan zaczął ją wypytywać o piwo.
- W końcu odwróciłam się, by mu je pokazać. Nie wiedziałam, że on stoi za mną - tłumaczyła później policjantom. - I nagle poczułam, jak nóż zatopił się w jego ciele. Bohdan zaczął krwawić.
Mówi, że zabiła go przypadkowo. Ale powołany w tej sprawie biegły wykluczył to. Głębokość rany, kąt pod jakim został zadany cios, wykluczają - jego zdaniem - wersję podaną przez oskarżoną. Problem w tym, że oprócz samej oskarżonej brak jest naocznych świadków tego wydarzenia. Ich młodszy syn nie widział zadawanego ciosu, słyszał tylko relację matki.
Syn broni matki
Starszy, dziewiętnastoletni, od ponad dwóch lat mieszka z babcią. Wyprowadził się tam już w 2003 roku, bo nie mógł dogadać się z ojcem, który znęcał się także nad nim. Zdarzało mu się oberwać od ojca pasem, bo za wolno jadł obiad. Czasami dostał smyczą. Kiedy w obronie dziecka stawała Danuta - obrywała i ona. Już jako nastolatek zaczął się ojcu przeciwstawiać. Wspólnie z babcią próbowali namówić Danutę, by się rozwiodła z mężem. Ona zawsze im jednak powtarzała, że Bohdan się poprawi...
Nawet kiedy składała wyjasnienia w prokuraturze, nie potrafiła powiedzieć o nim złego słowa.
- Pił wprawdzie, ale wtedy nie był agresywny, tylko natrętny. Chodził za mną i cały czas mówił - wyjaśniała śledczym. - Może i bił czasami, ale bardziej było to klepnięcie, czasami tylko zdarzyło mu się mnie mocniej szarpnąć. Ale ja jestem ustępliwa i zawsze udawało mi się schodzić mu z drogi. Mąż był raczej nerwowy. Dużo wymagał od dzieci, bo chciał, żeby wyrosły na porządnych ludzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?