Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ireneusz Trąbiński: Nie bijcie Jagiellonii!

Wojciech Konończuk
W Jagiellonii nie istniała z całą pewnością żadna struktura korupcyjna. Działania były podejmowane wyłącznie przez jedną osobę, niestety, wysokiego rangą pracownika klubu. Osoba ta już dawno u nas nie pracuje - mówi Ireneusz Trąbiński
W Jagiellonii nie istniała z całą pewnością żadna struktura korupcyjna. Działania były podejmowane wyłącznie przez jedną osobę, niestety, wysokiego rangą pracownika klubu. Osoba ta już dawno u nas nie pracuje - mówi Ireneusz Trąbiński
Jagiellonia jest dziś transparentna do bólu, coraz lepiej zorganizowana. Jest ważną wizytówką miasta i regionu - mówi prezes Jagiellonii Białystok Ireneusz Trąbiński.

Kurier Poranny: Kiedy zetknął się Pan z problemem afery korupcyjnej w Jagiellonii?

Ireneusz Trąbiński: Pracę w Jadze rozpocząłem 15 maja 2008, a już w czerwcu zetknąłem się z wydziałem dyscypliny. Najpierw wezwano na przesłuchania kilku piłkarzy. Potem otrzymaliśmy pismo o postawieniu siedmiu zarzutów.

Czy klub już wtedy dysponował wiedzą na temat tych zarzutów?

- Konkretną jeszcze nie. Po otrzymaniu pisma umożliwiono nam zapoznanie się z materiałami będącymi w posiadaniu WD, które otrzymano z wrocławskiej prokuratury. Mogliśmy je tylko przeczytać na miejscu, zrobić notatki, ale bez możliwości kopiowania akt. Dokumenty przeczytały trzy osoby: wiceprezes Artur Kapelko oraz dwaj nasi prawnicy, którzy sprawą zajmowali się od początku. Z taką wiedzą pojechaliśmy na wezwanie wydziału, którego przewodniczącym był wówczas Adam Gilarski.

Umożliwiono nam prezentację naszych argumentów i wezwano do złożenia ich na piśmie. Przygotowaliśmy obszerny dokument, w którym odnieśliśmy się do zarzutów. Zaprezentowaliśmy też wszystkie działania klubu, bieżące i te z przeszłości.

Jakie to były działania?

- Prawie dwa lata wcześniej, na długo przed postawieniem nam jakichkolwiek zarzutów, Jagiellonia sama zgłosiła się do białostockiej prokuratury, informując o podejrzeniu działań korupcyjnych przy okazji meczów z naszym udziałem. O ile mi wiadomo, jest to jedyny taki przypadek w historii afery korupcyjnej. Po roku śledztwa umorzono sprawę.

Po pewnym czasie materiały te zostały przekazane do Wrocławia. W efekcie prokuratura wrocławska przyznała nam status pokrzywdzonego. To także jedyne takie zdarzenie w naszym futbolu.

Warto też zaznaczyć, że władze klubu same zgłosiły się rok temu do wydziału dyscypliny, informując o naszych podejrzeniach, z prośbą o ich sprawdzenie. Tego także nie uczynił na takim etapie postępowań żaden klub.

A co się działo w samej Jagiellonii?

- Z chwilą, kiedy ja podjąłem temat korupcji, natychmiast zmieniłem treść kontraktów z piłkarzami, wprowadzając stosowne klauzule i zabezpieczenia antykorupcyjne; sam rozmawiałem z wieloma pracownikami, uzyskując od nich stosowne oświadczenia na temat ich wiedzy dotyczącej tamtego niechlubnego okresu. Co więcej, uznając część zarzutów za bezsporne, zaproponowałem, by złożyć wniosek o samo ukaranie, co zostało zaakceptowane przez zarząd i akcjonariuszy.

Wobec tego wszystkiego ze zdziwieniem przyjąłem fragment wywiadu przewodniczącego wydziału Artura Jędrycha, w którym powiedział, że nie zastosowano wobec nas kar dodatkowych w postaci ujemnych punktów i grzywny finansowej, ponieważ wzięto pod uwagę okoliczności łagodzące, jak na przykład to, że w klubie od dłuższego czasu nie ma już ludzi, którzy byli odpowiedzialni za korupcję.

Proszę porównać okoliczności łagodzące, o których mówił pan przewodniczący, i te, które podałem. I jeszcze jedno. O jakich ludziach mówi przewodniczący, gdy z akt wynika niezbicie, że w klubie w korupcję zamieszany był tylko jeden człowiek?

Co się działo potem?

- Wydział zapoznał się z naszymi argumentami i wezwał nas na kolejne spotkanie. Było to chyba na początku lipca. Po kolejnym wysłuchaniu naszych argumentów i odpowiedzi na kilka pytań przewodniczący WD stwierdził, że w świetle posiadanych materiałów oraz tego, czego dowiedział się od nas, odracza wydanie ostatecznej decyzji, gdyż zamierza poprosić prokuraturę we Wrocławiu o kolejne dokumenty dotyczące naszego klubu.

To chyba Was ucieszyło?

- Oczywiście. W ten sposób WD pośrednio przyznał, że istniejące materiały są niewystarczające do ukarania Jagiellonii. A ponieważ prokuratura poinformowała wydział, że nie ma żadnych innych materiałów, procedowanie w naszej sprawie zostało - jak mogę się domyślać - zamrożone, ponieważ do końca 2008 roku nie została podjęta w naszej sprawie żadna decyzja. Co tylko potwierdzało moje domysły.

Aż tu nagle taki zwrot akcji.

- Właśnie. I przyznam, to mnie dziwi. Nowy przewodniczący wydziału, Artur Jędrych, zwrócił się w grudniu do Wrocławia o materiały dotyczące Jagiellonii. W styczniu ponownie otrzymał informację, że więcej dokumentów nie będzie. Oznacza to, że wydział podjął decyzję na podstawie dokumentacji z połowy ubiegłego roku.

To które mecze i jak zostały kupione?

- Po wydaniu orzeczenia przewodniczący WD udzielił kilku wywiadów. W jednym z nich powiedział, że na razie nie może ujawnić, o jakie mecze z udziałem Jagiellonii chodziło. Więc ja też dostosuję się do tej sugestii. Ujawnię te informacje, jak tylko uzyskam zgodę WD. Mogę powiedzieć, co naszym zdaniem, wynika z dokumentów, które są w posiadaniu wydziału. W Jagiellonii nie istniała z całą pewnością żadna struktura korupcyjna. Działania były podejmowane wyłącznie przez jedną osobę, niestety, wysokiego rangą pracownika klubu. Osoba ta już dawno u nas nie pracuje. Nikt inny w Jadze nie wiedział o jej działaniach ani nie był w to zaangażowany. Mam tu także na myśli piłkarzy i sztab szkoleniowy.

Poza tym klub nie był w żadnym stopniu beneficjentem procederu korupcyjnego. Nie uzyskał żadnych korzyści, ani w postaci awansu, ani w postaci uchronienia się przed spadkiem. W innym wywiadzie przewodniczący Artur Jędrych powiedział, że Zagłębie Lubin za cztery udowodnione mecze zostało zdegradowane i otrzymało jeszcze karę dodatkową. To prawda, tylko że te cztery mecze dały mu awans. Cztery, pięć meczów, prawie to samo. Prawie robi jednak różnicę.

I jeszcze jeden bardzo ciekawy wątek, który chyba nie był w ogóle wzięty przez WD pod uwagę. W kilku opisywanych w dokumentach zdarzeniach korupcyjnych chodziło niekoniecznie o wygraną Jagi, ale o określony wynik w takim meczu. Nawet żargon użyty w niektórych zeznaniach sugeruje, że mogło chodzić o ustawianie wyników meczów, co może wiązać się raczej z zakładami bukmacherskimi i stamtąd czerpanymi korzyściami majątkowymi.

Podkreślam, że są to wyłącznie nasze obserwacje, wynikające z analizy akt. Zupełnie jak w tej anegdotce: może ty ukradłeś, a może ty byłeś okradziony; nieważne, tak czy siak, byłeś zamieszany.

Czy idąc na feralne posiedzenie WD, spodziewał się Pan, że Jagiellonia zostanie zdegradowana z ekstraklasy?

- Zupełnie nie. Spodziewałem się kary, bo kilka faktów było bezspornych i odpowiedzialność nie mogła nas minąć. Byłem na to przygotowany. Tak to też potraktowaliśmy już w lipcu ubiegłego roku, kiedy sami złożyliśmy propozycję kary. W obu tegorocznych posiedzeniach z naszym udziałem byłem obecny ja i dwaj ci sami prawnicy. Po raz pierwszy zostaliśmy wezwani na 4 lutego, na godzinę 16. Panowie z WD byli bardzo zajęci, ponieważ przed ich oblicze zostaliśmy poproszeni w okolicach godziny 18. Kilka postawionych nam pytań jednoznacznie sugerowało podejście wydziału. Formalnie odrzucono nasz lipcowy wniosek o samoukaranie i oświadczono, że w następny czwartek zostanie podjęte ostateczne orzeczenie.
Wracaliśmy do Białegostoku w podłych nastrojach, ale nie oczekiwaliśmy najgorszego. Widząc negatywne podejście WD do naszej sprawy, po analizie i konsultacjach złożyliśmy nowy dokument. Były w nim zawarte wszystkie nasze argumenty oraz nowy wniosek o wyższą karę dla klubu.

Jak się okazało, nie na wiele to się zdało.

- To było 11 lutego. Czekaliśmy już krócej, weszliśmy tylko godzinę po ustalonej porze. Komunikat był krótki i jednoznaczny. Za pięć udowodnionych, zdaniem WD, zarzutów jesteśmy ukarani karą degradacji. Długo nie mogliśmy dojść do siebie. Pozwolę sobie na osobistą dygresję. Nie jestem długoletnim działaczem sportowym. 20 lat spędziłem w biznesie, od 12 lat kieruję firmami. Uznaję zasadę, że umów trzeba dotrzymywać. Co oznacza, że pięć lat temu była to Jagiellonia i dziś też jest to Jagiellonia. Brzydkie działania tamtego okresu w jakiś sposób obciążają nas i dziś, jeśli teraz zostały ujawnione. I musimy się z tym zmierzyć, bez względu na to, jak to dla nas jest przykre. Ale także wierzę w sprawiedliwość. I jej triadę. Jeżeli jest prokurator, to musi być też obrońca. A obiektywny sędzia wydaje werdykt.
Oceniam sytuację (ja, ale też akcjonariusze, zarząd, prawnicy) sprzed pięciu lat wyłącznie na podstawie dokumentów i faktów w nich zawartych. To, co jest złe i udowodnione, zasługuje na karę. Tam natomiast, gdzie pojawiają się poszlaki i hipotezy, ale brak niezbitych dowodów, w prawie polskim nie wystarcza do wymierzenia kary. Wątpliwości muszą być oceniane na korzyść podejrzanego. I dlatego składaliśmy takie, a nie inne wnioski o karę. Dlatego jestem do dziś poruszony werdyktem. I wierzę w sensowność naszego odwołania.
Gdyby w naszym klubie istniała struktura korupcyjna, gdyby skala działań była duża, gdybyśmy odnieśli wymierne korzyści, a klub w obliczu zarzutów szedł w zaparte, byłbym pierwszy, który zgodziłby się z orzeczoną karą. Ale przecież w świetle faktów i informacji zawartych w dostępnych dokumentach było zupełnie inaczej.

Czy nie boi się Pan, że organ odwoławczy podzieli racje wydziału dyscypliny, a nie Jagiellonii? Nikomu jeszcze nie udało się przekonać do swoich racji Związkowego Trybunału Piłkarskiego.

- Tak, boję się. Wszystko jest możliwe. Ale z drugiej strony, wierzę, że nasze argumenty zostaną wzięte pod uwagę przez organ odwoławczy i że decyzja zostanie zmieniona.

Kibice deklarują, że będą z klubem. Ale czy degradacja nie zniechęci reklamodawców, sponsorów? Jakie straty może ponieść Jagiellonia?

- No cóż, wiele może się zdarzyć. Ale właśnie teraz okaże się, kto wierzy w czystość i sprawność działania nowych właścicieli i nowego zarządu. A kto, pod pretekstem oskarżeń o czyny sprzed pięciu lat, będzie chciał się wycofać. Zwłaszcza w Białymstoku i na Podlasiu będzie to widoczne, kto wierzy w Jagę, a komu jej los jest obojętny.

Sam jestem menedżerem i biznesmenem. Wiem, jakie są relacje biznesu i sportu. Jak na wizerunek firmy wpływają nieczyste operacje czy niejasne kontakty firm i ich partnerów. I jak to może wpływać na ich wizerunek oraz, co najważniejsze, na wartość rynkową. Ale zadaję pytanie: czy mówimy o skorumpowanym działaczu i sytuacji z poprzedniej epoki, czy mówimy o stabilnym, budującym sprawną organizację, wiarygodność biznesową i ciekawe perspektywy klubie? Jagiellonia jest dziś transparentna do bólu, coraz lepiej zorganizowana oraz jest ważną wizytówką miasta i regionu.

Czy rozmawialiście z Canal +? Podobno stacja nie będzie chciała transmitować spotkań Jagi?

- Nic na ten temat nie wiem. Już w drugiej kolejce rundy wiosennej Canal + zapowiedział transmisję z meczu Lech Poznań - Jagiellonia. Ponieważ decyzja WD jeszcze nie jest prawomocnym wyrokiem, mam nadzieję, że transmisje telewizyjne będą przeprowadzane. Jest to ważne dla klubu nie tylko ze społecznego czy prestiżowego powodu, ale także z przyczyn finansowych i marketingowych.

Czy skontaktowaliście się z prezesem PZPN Grzegorzem Lato, który zapowiadał, że za korupcję nie będą karane kluby, tylko ludzie?

- Wydział dyscypliny, co do zasady, jest jednostką autonomiczną w strukturach PZPN i według mnie nie jest wskazane, by podlegał czyimkolwiek naciskom, nawet prezesa związku. Nie będę więc kontaktował się z Grzegorzem Lato, bo uważam, że nie tędy droga. Szef związku ma na głowie wiele ważnych i bardzo ważnych spraw. Wierzę natomiast w postępowanie odwoławcze.

Czy przygotowujecie strategię działania na wypadek, gdyby jednak degradacja stała się faktem?

- Jak każdy dobry szef firmy, staram się mieć alternatywne plany (in plus, ale i na wypadek nieszczęścia) w stosunku do aktualnie realizowanych. Ale trzymam mocno kciuki, by te gorsze nie musiały być wprowadzane w życie.

Czy z całej tej historii można wysnuć jakiekolwiek wnioski?

- Posłużyłbym się pewną alegorią. Obok Jagiellonii najbardziej rozpoznawalną marką naszego regionu są żubry. Mimo że są całkowicie chronione, czasem trzeba dokonać selektywnego odstrzału. Ja odnoszę wrażenie, że w tym przypadku nie strzelano do zwierzęcia chorego, które może zarazić inne, czy też do jednostki agresywnej, mogącej nieść znaczne szkody. Strzelono do żubra, który stał najbliżej.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny