Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Herta Mischke: Nie warto pielęgnować starych waśni

Z Hertą Mischke, Niemką mieszkajaca w Czarnej Wsi Kościelnej, rozmawia Krzysztof Kowal.
Fot. Krzysztof Kowal
Fascynuje mnie ilość pięknych kościołów i cerkwi, które w każdą niedzielę wypełniają się ludźmi. W Niemczech kościoły świecą pustkami. Poza tym Polacy są bardzo poszukiwanymi fachowcami. Ceni się was za pracowitość, kreatywność, zdolność przystosowania do nowych warunków, czy umiejętność wykonywania wielu rzeczy z różnych dziedzin.

Kurier Lokalny: Mieszka pani w Czarnej Wsi Kościelnej już ponad dwa lata. Dlaczego przyjechała Pani na tak długo do Polski?

- Miałam wiele powodów. Jednym z nich były wspomnienia, które pamiętam z dzieciństwa. Urodziłam się i mieszkałam z mamą w Sudetach. Nagle musieliśmy spakować walizkę i razem z innymi zostaliśmy wysiedleni. Z dnia na dzień straciłam dom i najlepszą przyjaciółkę, Czeszkę Annę. Bardzo to przeżyłam. W Niemczech trudno było się przystosować. Dorastałam i żyłam w różnych miejscach, aż poznałam męża, który urodził się we Wrocławiu. Jako sześciolatek został przesiedlony do Niemiec, tak jak ja. Od tamtej pory idziemy przez życie razem, ale jakaś cząstka naszych serc szuka utraconego domu, którego nie udało się w Niemczech odnaleźć.

Czyżby na Podlasiu poczuła się Pani jak w domu i postanowiła zostać tu z mężem dłużej?

- Można tak powiedzieć, Czesi, Słowacy, Polacy, to słowiańska rodzina, mająca wiele dobrych cech.

Co więc fascynuje Panią w nas, Polakach?

- Wiele rzeczy, na przykład życzliwość, gościnność i bezinteresowność w kontaktach z innymi. Również to, z jakim optymizmem i pracowitością staracie się poprawić swój los. Często poświęcacie się, żeby zapewnić lepszy byt swoim dzieciom. Nie myślicie w pierwszej kolejności o sobie, tylko o rodzinie. To ma dla was wielkie znaczenie. Myślenie: "ile z tego będę miał, jak komuś pomogę", jest w Polsce jeszcze rzadkością. Pomagając sobie nie przeliczacie tego na pieniądze.

Co na Podlasiu podoba się Pani szczególnie?

- Bliskość naturalnej i autentycznej przyrody, jaką trudno spotkać gdziekolwiek w Europie. Kiedy przyjechały do nas, pierwszy raz, nasze dzieci i wnuki, nie mogły się nadziwić jak różnorodny i kolorowy las mamy przed domem. Ile gatunków drzew rośnie obok siebie. Dziwiły się, że są w nim prawdziwe jagody, grzyby i borówki... Jak w bajce o Czerwonym Kapturku. Dla nich las to gospodarka leśna uprawiana przez człowieka, podzielona na sektory. Gdzie wszystkie drzewa są takie same, a drogi do lasu zagrodzone szlabanem, bo to głównie miejsce pracy leśników, a nie spacerów czy odpoczynku. Do tego służą alejki i ławki w parku. Gdy pojechałam z polskimi przyjaciółmi, kolejką wąskotorową w głąb Puszczy Knyszyńskiej, dostałam gęsiej skórki, gdy mijaliśmy drzewa liczące setki lat. To było ogromne przeżycie.

A co się Pani u nas nie podoba?

- Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że alkohol... Smuci mnie, że wiele matek i żon nie pomaga bliskim wyrwać się z pijaństwa. Nawet nieświadomie. Chcąc utrzymać rodzinę, są gotowe zapłacić cierpieniem, bezsilnością i rozpaczą, zamiast to zmienić.

Widzi Pani na to jakieś lekarstwo?

- Trzeba być konsekwentnym za siebie i za alkoholika, który tego nie potrafi tak długo, jak długo nie jest osobą trzeźwo myślącą. Jeśli obiecuje abstynencję i ciągle się upija, traktujemy go poważnie? Oczywiście, że nie. On myśli dokładnie tak samo. Jeżeli obiecujemy, że go pijanego nie wpuścimy do domu, albo przy następnym incydencie wezwiemy policję, a nie robimy tego, to czy on będzie traktował nas poważnie? Też nie. A wystarczyłoby wytłumaczyć mu (gdy jest trzeźwy), jak bardzo go kochamy. Jak bardzo zależy nam na zdrowiu jego, naszym i całej rodziny, oraz dlaczego będziemy wspierać go w trzeźwym życiu. Potem powinien usłyszeć, że właśnie dlatego będziemy bezwzględni i okrutni wobec alkoholu, który zmienia nasze życie w koszmar. I że nie cofniemy się przed niczym, żeby ją ratować. Reszta to dopełnienie umowy.

Nie jest to zbyt radykalna metoda?

- Jeśli seria bolesnych zastrzyków może uratować dziecko od śmierci, to co jest okrutniejsze, patrzeć jak cierpi, gdy dostaje zastrzyk, czy patrzeć jak powoli umiera?

Co jeszcze możemy zmienić?

- Na pewno nie warto pielęgnować starych waśni. Dobrze jest dostrzec jak wiele nas łączy. W naszym nowym, lepszym kraju, jakim jest Wspólnota Europejska powinniśmy być otwarci na sąsiadów. Nie jesteśmy już tylko Niemcami, Francuzami, Polakami, itd., ale Europejczykami. I tak nas reszta świata postrzega. Może takie myślenie sprawiło, że mój pobyt w Polsce jest jak przyjazd do domu. Tu znaleźliśmy spokój i odnaleźliśmy się w życiu codziennym, mimo innej mentalności i zupełnej nieznajomości języka polskiego.

Dziękuje za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny