Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hanna Kondratiuk: Białoruś. Miłość i marazm

Tomasz Maleta
Hanna Kondratiuk napisała Białoruś. Miłość i marazm
Hanna Kondratiuk napisała Białoruś. Miłość i marazm
Wystarczy wejścia od zaplecza. tzw. czarnym chodem i od razu widzi się inną rzeczywistość - mówi Hanna Kondratiuk. Okazuje się, że obraz od frontu tak na dobrą sprawę jest tylko lukrowaną fasadą.

Obserwator: W miłości nie ma miejsca na marazm. Z kolei marazm wyklucza miłość. Z pozoru te dwa stany uczuciowe wydają się być sprzeczne. A jednak umieściła je Pani w podtytule swojej książki

Hanna Kondratiuk: Myślę, że taka właśnie jest Białoruś. Sprzeczna sama w sobie. Zachwyt w ciągu kilku minut może zamienić się w rozczarowanie. Bardzo przykre i upokarzające. Pokazuje to swoiste pękniecie kraju i poniekąd kondycję państwa, narodu.

Z jednej strony Białoruś jest bardzo blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Z drugiej - przez bariery graniczne - bardzo daleko. Czy są cechy szczególne Białorusi, które ze względu na ową dychotomię, nam umykają?

- Faktycznie jest taki dysonans. Nie geograficzny, bo sprawa odległości zamyka się dosłownie w godzinie. Bliskość wynika też stąd, że w pewnym sensie Białostocczyzna jest przedłużeniem tamtego krajobrazu, języka, kultury, kuchni. Będąc tam szczerze mówiąc nie czuję, że jestem poza Białostocczyzną. Szkoda, że nie jest na dane tak łatwo przekraczać granicę z Białorusią, jak tą dawną z Litwą, na przykład w pobliżu Wiżajn. Tam można wsiąść na rower i pojechać w dowolne miejsce na północ. To już nikogo nie dziwi, a z drugiej strony przywraca poczucie normalności i wolności. W przypadku Białorusi mamy do czynienia też ze swoistym rowem mentalnym. Upłynie sporo czasu nim zostanie zasypany. I tym samym stare szlaki, które były kiedyś, znowu zostaną udrożnione.

Swoją podroż rozpoczęła pani od Grodna.

- To wynika z powodów formalnych: odprawa celna, kontrola wizowa. Ale tuż po przekroczeniu granicy od razu biorę kurs do miejsc położnych z boku od głównych szlaków komunikacyjnych, które wyznaczają połączenia między najważniejszymi miastami.

Samo Grodno określiła pani jako miasto konspiracji od zaplecza.

- Mamy w nim swoisty paradoks. To, co jest oficjalne, wystawione na pokaz działa bez szwanku. Dla reportażysty są to miejsca stracone, bo w sumie niewiele w nich zobaczy. Tymczasem wystarczy wejścia od zaplecza. tzw. czarnym chodem i od razu widzi się inną rzeczywistość. Okazuje się, że obraz od frontu tak na dobrą sprawę jest tylko lukrowaną fasadą.

Z kolei Nowogródek, taki bliski Polakom chociażby ze względu na muzeum Adama Mickiewicza, określa Pani jako gniazdo białoruskiej godności. Co ją wyznacza?

- Wierność ideałom i ludziom, z którymi się żyje.

To chyba niełatwe w dzisiejszych realiach białoruskich.

- I dlatego obrońcy białoruskiej godności czerpią swoją moc, krwi, kosmosu i nalewki na krzemieniu.

Zaiste, osobliwa to mikstura

- To porównanie odnosi się do osób, które nigdy nie pogodziły się i nie pogodzą z utratą niezależności przez Białoruś. Będą o niej myśleć i dla niej pracować. To jest idea przekazywana w zasadzie od początku państwowości, czyli już prawie od stu lat.

Dzisiaj oficjalnie zabroniona.

- Mimo tych ograniczeń, nadal jednak obecna w przestrzeni publicznej. W pokoju gościnnym muzeum historyczno-krajoznawczego w Nowogródku wisi Pogoń, herb niezależnej Białorusi. Pytamy, jakim to cudem udało się przemycić nielegalny symbol?- Przecież jesteśmy muzeum historycznym - odpowiada dyplomatycznie szefowa muzeum.
Jednym z etapów Pani podróży był Szkłów. O rodzinnej miejscowości Aleksandra Łukaszenki pisze Pani szklane miasto. Tak bardzo różni się od innych?

- To jest miasto odremontowane z okazji dożynek. Stare elewacje, krawężniki były malowane na biało. Trzy dni przed imprezą służby potrafiły zmontować plastikowe domy. To jest taki swoisty fajerwerk, na pokaz, gdy przyjeżdża prezydent i wręcza nagrody przodownikom pracy, kombajnistom.

Po prezydenckim mieście obcokrajowcy mogą przechadzać się swobodnie czy też mają "aniołów stróżów"

- Na pewno nie można zatrzymywać się koło domu prezydenta, w którym "uwięziona" jest żona Aleksandra Łukaszenki. W żaden sposób mieszkańcy nie mogą się z nią kontaktować. Z tego powodu Szkłów jest nieszczęśliwy.

W Świrze, przy granicy białorusko-litewskiej, spotkała Pani osobę, o której w ostatnim czasie było głośno w Polsce.

- W moich podróżach często spotyka mnie coś takiego jak dobry przypadek, zrządzenie losu. Zajechaliśmy do Świru akurat wtedy, gdy tamtejszą parafię odwiedzał ks. Wojciech Lemański.

Ten sam, o którym ostatnio było w Polsce głośno ze względu na spór, który toczył z arcybiskupem Hoserem.

- Tak, ten sam. Przez lata był proboszczem właśnie w świrskiej parafii. Spotkałam go tam, gdy przyjechał na dwa tygodnie odwiedzić swoich dawnych parafian. Miałam szczęście spisać jego wrażenia i wspomnienia z lat spędzonych na Białorusi. A trzeba przyznać, że odcisnął on wielkie piętno na ludziach, wśród których pełnił posługę. Do dziś powtarzają, że lepszego księdza nie będą już mieli. Ten fragment jego życiorysu w polskich źródłach jest białą plamą.

Być może dlatego, że już wtedy był niepokorny wobec swoich przełożonych. W końcu postulował, by w seminarium duchownym w Grodnie wykładać nie po polsku, a białorusku. I z tych jego wspomnień, które przytacza Pani w swoim reportażu, wynika, że właśnie z tego powodu był zawrócony do Polski.

- Tak, ale to tylko potwierdza, że on taki jest. Widzi znacznie dalej i głębiej niż jego zwierzchnicy. W mniemaniu moich białoruskich rozmówców, działalność księdza zakrawała na cud. Bo choć był Polakiem, to zarazem bardzo wrażliwym i otwartym na sprawy Białorusinów. Nawet symbole niezależnej Białorusi w kościele wywiesił. Ludzie z samego Mińska do niego przyjeżdżali, aby się wyspowiadać, porozmawiać o problemach katolików świadomych swojej białoruskości.

Jednym z ostatnich etapów Pani podróży było Krewo. Ten rozdział zatytułowała Pani: "oby nie było gorzej". Taka prognoza nie nastraja zbytnim optymizmem, co do przyszłości Białorusi.

- To taka maksyma mentalna. Otóż Białorusini uważają, że tak naprawdę nigdy nie było w ich kraju za dobrze. A jeśli się coś poprawi i jest w miarę stabilnie, to im się marzy, by się nie zmieniło na gorsze. To doświadczenie wynikające, z braku pozytywnych przeżyć, sukcesów czy perspektyw.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny