Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gmina Nowinka. Urzędnik jeziora nie widział, CBA zabrało sekretarza

Jacek Wolski [email protected]
Najlepiej, aby dom był przy samym jeziorze. Wtedy i blisko, i krajobrazy lepiej widoczne.  Ale  na to nie pozwala prawo.
Najlepiej, aby dom był przy samym jeziorze. Wtedy i blisko, i krajobrazy lepiej widoczne. Ale na to nie pozwala prawo. Archiwum
Niektóre domy powstawały niemal nad samą wodą. A to w gminie, której 80 procent terenu obejmują programy ochrony przyrody rzecz niedopuszczalna. Najpierw sprawą zajęła się Najwyższa Izba Kontroli, a potem suwalska prokuratura okręgowa. Śledztwo wciąż trwa.

Byłemu wójtowi Nowinki prokuratura postawiła aż dziesięć zarzutów. Podobnie, jak urzędnikowi Marianowi L., inspektorowi do spraw budowlanych. Trzeci podejrzany, to były sekretarz gminy Zbigniew Sz. Każdemu z nich grożą nawet po trzy lata więzienia.

Marek Motybel, były wójt, do żadnej winy się jednak nie poczuwa.

- Niczego złego nie zrobiłem - zapewnia.

I domaga się, by jego nazwisko pisać w pełnym brzmieniu.

100 metrów bez wyjątku

Jesienią 2011 roku w gminie Nowinka pojawili się pracownicy Najwyższej Izby Kontroli. Zaczęli przyglądać się temu, jak w letniskowych wsiach na terenie gminy powstawały domy. A tutaj, w takich Atenach, Kopanicy czy Tobołowie, budować chce się wiele osób. Bo to piękne rejony. Jeziora, las, spokój. Pojawia się tylko jeden problem. 80 procent terenu gminy obejmuje program ochrony przyrody Natura 2000. Autorzy wszelkich projektów budowlanych muszą przestrzegać restrykcyjnych przepisów. Najważniejszy z nich stanowi, że odległość domu od jeziora nie może być mniejsza niż 100 metrów. I nie ma od tego wyjątku.

Każdy chciałby jednak wprost z sypialni wchodzić do wody. Albo przynajmniej - podziwiać piękne widoki z bliskiej odległości, a nie ze stu metrów. Jak się trafi na przychylnych urzędników, to wszystko okazuje się możliwe.

Inspektorzy NIK sami łapali się za głowy. Bo nieprawidłowości dopatrzyli się aż w 28 przypadkach, czyli w niemal każdym, który kontrolowali. A chodziło o decyzje wydawane w latach 2003-2011. Jeden z domów znajdował się 25 metrów od jeziora. Inny - 35. W tym ostatnim przypadku skorzystano z przepisu, który mówi o rozbudowie obiektów gospodarczych na cele rybackie. Ten "gospodarczy obiekt", to okazały dom z salonem z kominkiem.

NIK natrafił też na dokumentację, na której jeziora nie było w ogóle. Po prostu, na planie sytuacyjnym się zapodziało. A skoro nie ma jeziora, to i problem odległości od niego przestaje istnieć.

Polityczny NIK?

Po raz pierwszy o wynikach kontroli zrobiło się głośno na początku ubiegłego roku. To były czasy, gdy w gminie Nowinka trwała regularna wojna między zwolennikami Doroty Winiewciz, nowej pani wójt, a jej przeciwnikami. Ci ostatni nie ukrywali swoich sympatii do Marka Motybla, jej poprzednika. W gminie niczego sensownego nie dało się zrobić, bo opozycja dysponowała większością w radzie. Zwolennicy Doroty Winiewicz postanowili więc zorganizować referendum w sprawie odwołania wszystkich radnych. I to im się udało. Obecnie stronnicy dawnego gminnego układu, który Nowinką rządził przez 20 lat, znajdują się w mniejszości.

Marek Motybel nie miał jednak wątpliwości, że wyniki kontroli NIK obiektywne nie są. Bo kto w tej instytucji rządzi? PiS rzecz jasna. Czyli tak, jak w Nowince po wyborach. Choć pani wójt kandydowała z ugrupowania apolitycznego, jednak znaczna część jej stronników sympatyzuje właśnie z partią Jarosława Kaczyńskiego. A były wójt kojarzony jest raczej z PO. Mimo, że do tej partii nie należy. Nie chodzi więc o to, że domy są za blisko jeziora, lecz o porachunki polityczne.

- Jeżeli jest 50 metrów od jeziora, a powinno być 100, to gdzie tutaj polityka? - komentował swego czasu jeden z radnych.
Prawdziwy problem pojawił się jednak wtedy, gdy NIK skierował swoje pokontrolne wystąpienie do prokuratury. Żarty się skończyły. Bo łamanie prawa na potęgę, jak twierdzą inspektorzy, bezkarne pozostać nie może.

CBA przyszło po sekretarza

Śledztwem zajęła się Prokuratura Okręgowa w Suwałkach. Na początku szło to w miarę wolno. Ale w listopadzie ubiegłego roku funkcjonariusze CBA wkroczyli w godzinach rannych do mieszkania byłego sekretarza gminy Zbigniewa Sz. To było duże wydarzenie. Bo Sz. jest jednym z najbardziej znanych działaczy samorządowych na Suwalszczyźnie. Nie tylko przez wiele lat współrządził Nowinką, ale też był augustowskim radnym powiatowym. Po tym zaś, jak z pracy zwolniła go Dorota Winiewicz, znalazł zatrudnienie w Urzędzie Gminy Sztabin. Jest tam i sekretarzem, i zastępcą wójta.

CBA przewiozło Zbigniewa Sz. do prokuratury. Tam przedstawiono mu trzy zarzuty dotyczące przekroczenia uprawnień. Było to związane z inwestycjami budowlanymi na terenie gminy Nowinka. Pojawił się też dodatkowy wątek - rozbudowy prywatnej posiadłości byłego wójta. Wszelkie związane z tym formalności powinny być załatwiane przez jakikolwiek inny urząd. Nowinka musiała się z tego wyłączyć. Jednak się nie wyłączyła.

Byłego sekretarza zwolniono za poręczeniem majątkowym.

Potem zarzuty usłyszał były urzędnik od spraw budowlanych - Marian L. Śledczy odmawiają co zeznał. Inspektorom NIK urzędnik wyjaśniał, że nie pamięta, albo, że nie wie, jak do tej czy tamtej decyzji doszło.

Markowi Motyblowi prokuratur również zarzucił przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Dziewięć zarzutów związanych jest z wydawaniem decyzji budowlanych dotyczących obywateli, a dziesiąty z tym, że urząd nie wyłączył się z postępowania w sprawie rozbudowy posiadłości wójta.

Prokuratura zapowiada, że to jeszcze nie koniec. Bo do wyjaśnienia pozostaje choćby rola byłego gminnego architekta. Ten najpierw brał udział w podejmowaniu decyzji, a potem niektóre nieruchomości projektował. Wiele wątpliwości budzi także fakt, że to, co działo się w gminie Nowinka akceptowało Starostwo Powiatowe w Augustowie. Inspektorzy NIK zauważyli zresztą, że w odniesieniu do tych samych inwestycji w obiegu prawnym funkcjonowały inne dokumenty. Jedne firmowała gmina Nowinka, drugie - starostwo. Komu i kiedy śledczy przedstawią zarzuty, nie wiadomo. Pewne jest jedynie, że postępowanie potrwa jeszcze przynajmniej kilka miesięcy.

Dobrze dają sobie radę

Co dzieje się z byłym urzędnikiem Marianem L., nie wiadomo. Prawdopodobnie nie ma obecnie żadnego związku z żadnym nowym urzędem.

Zbigniew Sz. pracuje w Sztabinie i ma się dobrze. Jak twierdził zaraz po zatrzymaniu Tadeusz Drągiewicz, wójt gminy, póki człowiek nie został prawomocnie skazany, pozostaje niewinny.

Marek Motybel znalazł natomiast pracę w Urzędzie Marszałkowskim w Białymstoku. Zajmuje się tam... inwestycjami. Rzecznik prasowy urzędu nie odpowiedział na pytanie, jak kierownictwo tej instytucji traktuje fakt, iż jednemu z pracowników przedstawiono aż tyle zarzutów. Dotyczą one wprawdzie wcześniejszego okresu, ale związane są z działalnością urzędniczą.

Sam były wójt poddawać się nie zamierza.

- Nie po to miałem urzędników, by dokładnie sprawdzać każdy dokument, który podsuwali mi do podpisania - mówi Marek Motybel.

Do winy się nie przyznaje.

- W jednym przypadku prokuratura kwestionuje decyzję o rozbudowie domu, który w tym miejscu, czyli 30 metrów od jeziora, stoi od 60 lat - opowiada. - Zgodziliśmy się na dobudowę piętra. Do wody dom nie przybliżył się więc ani o jeden metr.

Były wójt liczy, że ta sprawa może w ogóle nie trafić do sądu. Jeśli nawet doszło do jakichś drobnych naruszeń, to wszystko to można umorzyć. Bo tak naprawdę, kto w tym przypadku poniósł jakąś stratę? Prokuratura odmawia odpowiedzi na pytanie, czy bada także inny wątek tej sprawy - dlaczego urzędnicy takie decyzje w ogóle wydawali.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny